wtorek, 19 listopada 2013

NIESKALANE SUMIENIA


Z radością powitałem informację, że Komitet Bioetyki Polskiej Akademii Nauk uznał iż "Klauzula sumienia jest nadużywana i służy narzucaniu pacjentom przekonań moralnych lekarzy" . Zawsze byłem takiego zdania, zaś pomysł poszerzenia  klauzuli na farmaceutów uznawałem za co najmniej dyskusyjny jeśli nie chory. Z całym szacunkiem, to lekarz leczy, a pacjent ma prawo do zakupu każdego legalnego środka bez konieczności  wysłuchiwania religijnego widzimisię aptekarza.

W ostatnich latach paternalistyczny stosunek do pacjenta stał się passé. Chory (lub jego bliscy) współuczestniczy w planowaniu terapii. Tymczasem okazuje się, że część legalnych w danym kraju procedur może być niemożliwa do wykonania. Tak, niemożliwa, a nie jedynie utrudniona. Jeszcze wrócę do tego tematu. Jako że eutanazja jest w Polsce prawnie zakazana pozostaje aborcja, „in vitro” i antykoncepcja. Od czasu do czasu tematy te są podnoszone przez "obrońców życia" i środowiska liberalne. Zbiega się to z wyborami i podobnymi zdarzeniami.  Klauzula sumienia pozwala lekarzowi odmówić wykonania danej procedury czy jak rozumiem także wypisać recepty na środek antykoncepcyjny. Wielu chciałby poszerzyć ów przywilej na szpitale, przychodnie i inne państwowe zakłady służby zdrowia. Kto miałby decydować o „systemie wartości” danej palcówki . Dyrektor?, Rada Społeczna?, a może referendum pracowników. A jeśli znajdzie się tam ktoś, komu ów system wartości nie będzie odpowiadał? Poddamy go ostracyzmowi? Nie podamy ręki? Grzecznie poprosimy żeby sam się zwolnił, bo jakoś nam nie pasuje?

Jeżeli jest to jednostka prywatna, dajmy na to szpital wyznaniowy, nie mam pytań. Lecz przykładowo szpital w którym pracuję, utrzymywany jest również z moich podatków, podatków kolegi protestanta, wyznającego prawosławie, ateisty czy Świadka Jehowy i czy nie przekłada się to jakoś na to, że każdy z nas chciałby, aby szanowano tam jego prawa (mówię o dopuszczonych przez prawo polskie działaniach), a nie postanowieniach jakiś gremiów.

Żeby była jasność, rozumiem ustawodawców wprowadzających klauzulę sumienia. Potrafię zrozumieć nawet Kolegę, który odmówi operacji z wytworzeniem stomii, bo ma ku temu argumenty wyznawanej przez siebie religii (nie znam takiej na razie, ale kto wie, jeśli choroby psychiczne „leczymy” egzorcyzmami, nic mnie nie zaskoczy). Wiem dlaczego takie uwarunkowania prawne zostały wprowadzone. Historia pokazała, aż nadto dobitnie, jak lekarze byli  włączani w najbardziej obrzydliwe działania, nie mając postaw prawnych do odmowy. Ale jak mawia stary dowcip, czasy się zmieniły. Żadna siła polityczna nie zmusza nikogo do aborcji czy eutanazji (przynajmniej w Polsce). Jeśli ktoś zmusza dalejże go do prokuratora i sam się podpiszę pod wnioskiem ! Polskie prawo dopuszcza w kilku przypadkach aborcję jako działanie legalne. O podziemiu aborcyjnym nie będę pisał, bo wiadomo, że istnieje i ma się znakomicie. Znakomicie mają się też PT Koledzy aborterzy z dawnych lat, dziś w pierwszych szeregach „pro life”. Oceniam ich moralność na równi z wysokimi oficerami LWP, zrywającymi onegdaj z szyj żołnierzy medaliki, a stającymi w pierwszym rzędzie do Stołu Pańskiego na mszach rocznicowych, od chwili gdy z nazwy armii znikła literka „L”. Jakoś wydaje mi się, że spotkam ich wkrótce w awangardzie walki o poszerzoną klauzulę sumienia i w opozycji do konstatacja wspomnianej wyżej Komisji. Żarliwość neofity jest zawsze wielka.   

Załóżmy  taką sytuację. Do poradni ginekologicznej zgłasza się młoda kobieta. Zaszła w ciążę w wyniku gwałtu. Jest nieco upośledzona psychicznie, a na dodatek ma ciężką wadę serca i jeszcze kilka chorób, które doprowadzą ją do śmierci lub znacznie pogorszą jej stan zdrowia, gdy ciąża rozwinie się i dojdzie do porodu. Doktor, oczywiście zasłaniając się klauzulą sumienia, odmawia wykonania legalnej w tym przypadku aborcji. Czy powinien poinformować pacjentkę lub jej rodzinę (jest upośledzona) o tym kto może wykonać taki zabieg. Moim zdaniem tak i jeśli tego nie zrobi powinien być ukarany z cała surowością. Ba, zobowiązuje go do tego Art. 39 „Ustawy o Zawodzie Lekarza i Lekarza Dentysty”, który stwierdza: „lekarz może powstrzymać się od wykonania świadczeń zdrowotnych niezgodnych z jego sumieniem, z zastrzeżeniem art. 30, z tym że ma obowiązek wskazać realne możliwości uzyskania tego świadczenia u innego lekarza lub w innym zakładzie opieki zdrowotnej oraz uzasadnić i odnotować ten fakt w dokumentacji medycznej (podkreślenie moje W.S). Właśnie „realne”.  Powiedzmy, że wskazał miejscowy szpital. Niestety kilka dni wcześniej podjęto tam, powołując się na dyrektywę europejską decyzję, że placówka ta nie wykonuje takich zabiegów. Najbliższy szpital jest ponad 100 km stąd. Miałem kiedyś gabinet w jednej z podbydgoskich ( 35 km) miejscowości . Proszę mi wierzyć wyprawa do Bydgoszczy (bilet wówczas 6 zł) była dla wielu nie do zrealizowania. I tak minął 12 tydzień ciąży. Teraz już prawo zabrania aborcji. Aborcja „podziemna” kosztuje o wiele więcej niż 6 zł. Pacjentka zmarła. Dziecka nie udało się uratować… . Sumienie doktora pozostało jednak nieskalane.  

Jeszcze raz napiszę to wyraźnie. Rozumiem potrzebę klauzuli sumienia. To nasza obrona przed naciskiem przełożonych, funduszy i wszelakich ludzi chcących wymusić coś na lekarzach. Tu może mała kazuistyka, a jeśli odmówię pobrania krwi „na siłę” od sprawcy wypadku, który nie chce aby wykonać na nim ten zabieg. Tymczasem Policja czeka za drzwiami na ampułkę z krwią? Czy mam prawo odmówić bo zabrania mi sumienie? Zdaje się nie tak dawno podobna sprawa trafiła przed oblicze sądu.

Jednak, choć wielu nie podoba się owo słowo jesteśmy „służbą”. Służymy człowiekowi, który może mieć równie dobrze za nic moje poglądy religijne czy jakiekolwiek. Mam wykonać to czego potrzebuje (również zdrowy!) pacjent. Jeśli nie chcę dokonać tego sam muszę wskazać natychmiast kogoś kto to zrobi, jeśli oczywiście nie łamie to prawa. Kiedy tego nie zrobię powinienem być ukarany nawet zabraniem prawa wykonywania zawodu. On chce abym mu przetoczył, albo nie krew, ona chce abym dokonał aborcji, bo dokonano na niej gwałtu lub ciąża zagraża jej życiu. Ona domaga się abym wypisał jej środek antykoncepcyjny. Mają do tego prawo i nie jest dla nich ważne czy chodzę do kościoła, meczetu czy synagogi czy nigdzie. Chodzę bowiem w białym fartuchu, który jest (powinien być) jak toga sędziego, którego poglądy społeczne, polityczne czy religijne nie mogą wpływać na wyrok. Pamiętajmy, że polscy sędziowie już nie wydają wyroków śmierci. My nadal możemy. I tę konstatację polecam szczególnej uwadze zwolennikom poszerzonej klauzuli sumienia. 

 

 

poniedziałek, 18 listopada 2013

Czemu nie wierzę w Boga?

Tekst ten napisałem jako dojrzały człowiek. Idee, które tu przedstawiam  krążyły po moich neuronach, jak sądzę, już od lat 70-tch ubiegłego wieku. Upewniam się, że nie jestem sam w moich dociekaniach, a to ważne. Jak ktoś kiedyś słusznie napisał, w Polsce lepiej przyznać się do przebytej choroby wenerycznej niż do ateizmu. Jest regułą, że ateiści zrównywani są z komunistami, a jeśli już nawet trudno zarzucić danemu ateiście związki z filozofią Marksa, w dyskusji jest on poniżany jako przeciwnik wartości, na których opiera się świat, a już na pewno Europa. Ileż to razy patrzono na mnie z pobłażliwością, twierdząc, że i tak nawrócę się najpóźniej w godzinę śmierci. Odpowiem krótko: „Niedoczekanie wasze".
Na początek powiem to wprost. Przestałem wierzyć w Boga. Tak, przestałem, bo kiedyś istotnie wierzyłem. Czy wierzyłem? Dobre pytanie. Teraz wiem, że ktoś, Rodzice, księża, ludzie z mego otoczenia w dzieciństwie mówili mi o nim, o Jezusie, Duchu Św., Matce Boskiej etc. Byłem w to zanurzony. Podobnie jak mój rówieśnik z Kandaharu, Kairu czy Salt Lake City uczył się i słyszał o Allachu czy Księdze Mormona. Nie ma bowiem dziecka, które jest katolikiem, mormonem czy muzułmaninem. Jest tylko dziecko rodziców danego wyznania. Co ciekawsze, niektóre religie dają w tym względzie wolność wyboru, nakazując przykładowo chrzest w wieku dojrzałym. Ten fakt uświadomił mi Richard Dawkins, do którego jeszcze wrócę. Tak więc problem wiary (wg mnie rzecz jasna) to problem utrzymania owego dziecięcego „imprintingu" w latach dojrzałych. 
Ja, miast umacniać się w wierze, zacząłem wątpić. Czemu? Oczywiście nie był to proces rewolucyjny na skutek lektury marksistów czy francuskich egzystencjalistów. Nie było też tischnerowskiego proboszcza, choć spotkałem ich całe mnóstwo. Wspomnę o religii w pewnym kościele w Toruniu (wówczas na religię chodziło się do salki katechetycznej po lekcjach, a nie jak dziś pomiędzy w-f a geografią mając czas na wysyłanie sms-ów do dziewczyny czy chłopka lub posłuchanie „muzy" z MP-3). Otóż ksiądz, który mnie uczył był alkoholikiem i przychodził na katechezy „pod wpływem", każąc nam czytać Pismo Święte. Jak zapewne się PT Czytelnicy domyślają były to inne lektury. Na marginesie widziałem go umierającego na marskość wątroby w czasie praktyk studenckich w toruńskim szpitalu. Proszę nie posądzać mnie o prymitywny antyklerykalizm, widziałem też alkoholików ateistów, sędziów, naukowców i lekarzy, w tym moich przyjaciół. Jako że będę kilkakrotnie odwoływał się tu do poezji nawiążę w tym miejscu do Herberta: "Gdyby mnie piękniej kuszono" to kto wie. Tymczasem mój świętej pamięci katecheta był niczym ów "samogonny Mefisto"
To był proces ewolucyjny. Zrazu pewne pytania, zdziwienia, zażenowania. Powstawały problemy, kiedy zapis Biblii traktować alegorycznie, a kiedy dosłownie. Potem praca w zawodzie lekarza, lektury, dyskusje. Kiedy już doszedłem do wniosku, że nie mogę się dalej oszukiwać, powiedziałem sobie: „ Nie wierzę w Boga". Mogę oszukać Czytelników, żonę, czasem oszukuję (celowo) pacjentów. Siebie oszukać nie mogę. Nawet jeśli pojadę do Australii, moje sumienie i świadomość pojadą tam ze mną. Tu zacytuję wiersz Konstadionosa Kawafisa zatytułowany „Miasto". Oddaje on to, o czym napisałem.
Powiedziałeś: "Pojadę do innej ziemi, nad morze inne.
Jakieś inne znajdzie się miasto, jakieś lepsze miejsce.
Tu już wydany jest wyrok na wszystkie moje dążenia
i pogrzebane leży, jak w grobie, moje serce.
Niechby się umysł wreszcie podźwignął z odrętwienia.
Tu, cokolwiek wzrokiem ogarnę, ruiny mego życia czarne
widzę, gdziem tyle lat przeżył, stracił, roztrwonił".

Nowych nie znajdziesz krain ani innego morza.
To miasto pójdzie za tobą. Zawsze w tych samych dzielnicach
będziesz krążył. W tych samych domach włosy ci posiwieją.
Zawsze trafisz do tego miasta. Będziesz chodził po tych samych ulicach
Nie ma dla ciebie okrętu — nie ufaj próżnym nadziejom -
nie ma drogi w inną stronę.

Jakieś swoje życie roztrwonił w tym ciasnym kącie, tak je w całym świecie roztrwoniłeś.
Pewien człowiek w prowadzonej z nim polemice zapytał mnie czy w związku z moją pracą nie widzę doskonałości organów człowieka (stworzonych rzecz jasna przez Pana Boga). Tu muszę poruszyć równolegle dwa wątki. Pierwszy to moje własne przemyślenia, drugi kilka książek, które zmieniły moje życie. Zmieniły nie nagle, lecz powoli. To tak jakby ktoś szedł pieszo w określonym, już chyba znanym celu, a ktoś zaproponował mu podwiezienie — pomysł nie mój lecz z Johna Fowlesa (powieść „Mag"). Mnie „podwiózł" Richard Dawkins. Wiem, że dla wielu to postać kontrowersyjna (zwłaszcza jego „Bóg urojony" ), lecz gdyby poprzestał tylko na „Samolubnym genie" czy „Najwspanialszym widowisku świata" byłby dla mnie niedoścignionym geniuszem. Krok po kroku wyjaśnia wszystko. Życie, ewolucję i ich sens.
Doskonałość organów? Czy mogły powstać bez bożych planów? Mogły i powstały. Są cholernie zawodne, co widzę na co dzień. Znam rzecz jasna przypowieści o zegarku znalezionym na łące i Boeingu 747 , który został „przypadkowo" złożony z części na złomowisku. Ci, którzy posługują się owymi „argumentami" nie mają pojęcia o ewolucji, genach, mutacjach, doborze naturalnym, czyli podstawach naszej egzystencji na ziemi. Nawiasem mówiąc do owej kompanii należy Mirosław Orzechowski były (na szczęście) wice-minister oświaty. Twierdził, że dinozaury żyły w tym samym czasie, co ludzie czego dowodem jest (uwaga!) Smok Wawelski.
Jak można doświadczyć Boga widząc umierającego na białaczkę 16-letniego chłopaka? On dusi się i błaga o życie, podczas gdy jego koledzy umawiają się na pierwsze randki z dziewczynami. Być może Bóg przygotował mu lepsze życie. Wszak "w domu Ojca Mego jest mieszkań wiele". Ja uważam, że ów nieszczęśnik wyciągnął zły los na loterii genetycznej, jaką jest nasze życie. Codziennie Czytelnicy, ja, a także miliardy ludzi ciągną los owej loterii. Czytamy wyrok na dziś: będziesz zdrowy, dowiesz się, że masz raka, dziś umrze Twoja matka i tak dalej. Niekiedy znudzeni samymi wygranymi zapominamy o fatum, które i tak przyjdzie. Czasem nawet łudzimy się, że to dzięki naszym modlitwom, pielgrzymkom czy ofiarowanym bóstwom wotom (nie zawsze materialnym — słyszy się o ofiarowaniu cierpienia za kogoś lub coś) wyciągamy „pełne" losy. Do czasu, do czasu.… Natura, nie bóg, upomni się o swoje i poprowadzi Cię ( jak nawiasem mówiąc czytamy w Biblii ) "tam, dokąd nie chcesz".
Pozostawmy jednak na chwilę Homo sapiens. Otóż moje myśli, już jako młodego człowieka, biegły ku zwierzętom. Zawsze bolał mnie fakt bezsensownego ich używania do pokazywania rzeczy oczywistych i powtarzalnych. Pamiętam na bodaj drugim roku studiów doświadczenie, które miało nam zobrazować działanie oksytocyny na mięśniówkę macicy. Ćwiczenia odbywały się późnym popołudniem. Jednak na stole doświadczalnym leżała od rana (pierwsze grupy ćwiczyły rano) królica z rozprutym brzuchem i jej macica istotnie skurczyła się po podaniu owego preparatu, co skrzętnie zanotował kimograf. Przecież już wtedy były kamery i można było to wszystko raz sfilmować i pokazywać. Nieśmiało wyraziłem taki pogląd. Jednak moje uwagi zostały przyjęte przez asystenta i część kolegów z łagodnym politowaniem, jakim obdarza się „wioskowych głupków". 
W chwili, gdy czytasz mój tekst w paszczach zwierząt drapieżnych giną tysiące innych. Kotka łapie mysz. Nakarmi nią małe kotki, może przeżyją. Jednak myszka też ma małe myszki i już nie wróci do gniazda. Małe myszki umrą z głodu. Nie lubię słowa zdechną. Życie jednego stworzenia jest oparte na śmierci drugiego. 
Czy taki świat mógł stworzyć Bóg wszechmocny i miłosierny? Zacytuję Darwina: 
"Nie potrafię sobie wyobrazić, że miłościwy i wszechmocny Pan mógł w sposób celowy stworzyć gąsieniczniki z wyraźnym przeznaczeniem ich do odżywiania się w ciałach żywych gąsienic. Makabryczne zwyczaje, do których odnosi się owo zdanie są udziałem spokrewnionych z gąsienicznikami os samotnych. Samica osy samotnej składa jaja w ciele gąsienicy, konika polnego lub pszczoły, aby rozwijająca się larwa mogła się nim żywić. To jednak nie wszystko. Według Fabre’a i innych entomologów osa matka umiejętnie trafia żądłem dokładnie w każdy zwój nerwowy ofiary, paraliżując ją, lecz nie zabijając. Dzięki temu mięso dla larwy zachowuje świeżość. Nie wiadomo, czy paraliżujące użądlenie działa jak ogólny środek znieczulający, czy też — raczej niczym kurara obezwładnia tylko ofiarę, uniemożliwiając jej poruszanie się. W tym drugim przypadku ofiara zachowywałaby świadomość, że jest żywcem zjadana od środka, ale nie byłaby w stanie poruszyć ani jednym mięśniem, by temu przeciwdziałać. Zakrawa to na niewiarygodne okrucieństwo". 
Takich zjawisk jest w przyrodzie znacznie więcej. Czy i tu dostrzegać mamy Boga? Kiedyś ktoś — wspomniany wyżej, skądinąd światły człowiek — opowiedział mi, że dawno temu odwiedził swego brata, podówczas studenta jednej z uczelni. W niedzielę wybrali się do kościoła, a przybyli tam na kilkanaście minut przed rozpoczęciem mszy. Wkrótce do kościoła zaczęli wchodzić liczni profesorowie — nauczyciele brata. Ten ostatni objaśniał młodszemu bratu, jakie to (istotnie!) sławy ma okazje zobaczyć. Na koniec skonstatował, że jeśli tacy ludzie wierzą w Boga, im maluczkim pozostaje tylko ich naśladować. „Hm" — pomyślałem, gdybyśmy tak myśleli o wszystkim, uważalibyśmy nadal, że Słońce krąży wokół Ziemi. Tak głosiły autorytety naukowe przed Kopernikiem. Porównanie nie jest może szczęśliwe, bo trudno porównywać wiarę z nauką, ale coś w tym jest. 
Odszedłem od wiary swoich przodków. Mojego Dziadka, którego pamiętam jako gorliwego katolika, mojego Ojca, który codziennie modlił się klęcząc. Nie żałuję tego. Mogę żyć godnie nie wierząc w coś nadprzyrodzonego. Nie wiem czy PT Czytelnicy wiedzą (zapewne tak), że istnieją dziesiątki mitów założycielskich wielu religii. Ich bohaterowie mają wiele cech wspólnych (matka dziewica, walka, męczeńska śmierć, zmartwychwstanie lub ponowne życie, itp.) Tych cech jest około 27 jak pamiętam. Jezus spełnia chyba 23, inni bohaterowie też coś koło tego. Przypadek? Nie. Ludzie potrzebują mitu, boją się śmierci, nicości. Ja się nie boję. Boję się tylko cierpienia fizycznego, a przede wszystkim tego, abym w ostatnich latach czy miesiącach życie nie był ciężarem dla najbliższych. Nie było mnie przed 4.06.1961 nie będzie mnie po .…… . 
I jeszcze jeden wiersz tym razem Louisa Borgesa: 
Nie będzie w nocy gwiazd.
Nie będzie nocy.
Umrę, a wraz ze mną
nie do zniesienia wszechświat.
Zetrę piramidy, medale, kontynenty i twarze.
Zetrę nawarstwienia przeszłości.
Historię obrócę w proch.
Proch w proch.
Widzę ostatnią chwilę.
Słyszę ostatniego ptaka.
Nikomu zostawiam nic.
 
To co mogę robię tu i teraz. Pomagam innym, lepiej lub gorzej. Czasem zachowuje się jak święty czasem jak świnia. Jestem zwierzęciem gatunku Homo sapiens, które myśli. Tylko tyle lub aż tyle.