wtorek, 16 września 2014

"WINUJĘ" IDIOTÓW



Czas urlopowy sprzyja tak prymitywnym chuciom jak oglądanie telewizji . Słowa chuć użyłem celowo, stwierdzając przy okazji, że z wiekiem zmienia ono znaczenie.  Dając więc upust owym, obejrzałam -pod rząd- dwa programy w TVN, która jak wiadomo jest medium "mętnego nurtu" w sam raz dla takiego leminga jak ja. Pierwszy to "Kropka nad I" prowadzona przez , zdaniem felietonisty Radia Maryja, agentkę SB. Wystąpił tam niejaki pan M. Dzierżawski z panią poseł SLD Piekarską. Okazało się że pan Mariusz z przyjaciółmi zebrali 250 tys. podpisów pod petycją "Stop pedofilii" , która po bliższym oglądzie okazała się inicjatywą obywatelską przeciw edukacji seksualnej proponującej nawet więzienie za przybliżenie spraw seksu młodzieży poniżej 15 roku życia. Idiotyzm ten padł już po pierwszym czytaniu , ale jak mi się wydaje, pan Dzierżawski jeszcze nas zaskoczy. Dowiedzieliśmy się, że nasz bohater nie bawił się w dzieciństwie w "doktora". Nie ma pewności co do jego zachowań autoerotycznych w okresie dojrzewania , choć statystyka oparta na wielkim materiale,  jest tu dość jednoznaczna. Pani poseł próbowała wytłumaczyć, że wychowanie seksualne obejmuje, prócz wykładu o budowie narządów płciowych i istnieniu masturbacji (o której, śmiem twierdzić, 14-latkowie już wiedzą), także aspekty psychologiczne, lecz  chyba nie przekonała naszego Savonaroli. I wtedy naszła mnie myśli, że takich głosicieli moralności jest więcej. Niedaleko Bydgoszczy mieszka pan, szef dziwnie zwanej organizacji, która uaktywnia się, gdy naszą prowincję nawiedzi jakiś zespól teatralny lub muzyczny albo też gwiazda występuje w Warszawie, zaś koncert wypada w dniu św. Petroniusza lub Bonawentury z Kłodawy czy Koronowa. Dowodzi on wtedy, że święte życie i heroiczność cnót nie pozwalają aby kalać imiona takich ludzi w rocznicę ich narodzin dla nieba. Większość koncertów, mimo owych jeremiad, odbywa się przy pełnym audytorium. Cóż za naród o zatwardziałych sercach.
Zaraz po programie "Kropka" widzowie lewackiej telewizji mieli możliwość obejrzenia strasznych dziejów pewnej rodziny, w której decyzją sądu, dzieci przyznano matce. Tata mógł widywać je 2 x w miesiącu. Okazało się, że mama jest raczej chora umysłowo, do czego sąd doszedł dopiero po roku monitów ze strony opieki społecznej. Dzieci nie chodziły do szkoły, żyły w nędzy, wielokrotnie bez prądu i ciepła. Mieszkały z bratem mamy i szwagrem. Kiedy tata zgodnie z prawem chciał zobaczyć się z nimi  szwagier i teściowa  wyzwali go od najgorszych, używając wyrazów określających w popularnej polszczyźnie kobietę upadłą i męski narząd płciowy.
I teraz clou programu. Szwagier, człowiek wulgarny, o twarzy alkoholika przewlekłego, niepotrafiący sklecić bez błędu kilku zdań w ojczystej mowie okazał się sołtysem. W jego domu - urzędnika państwowego - mieszkały dzieci niewypełniające obowiązku szkolnego. Sam za zaistniały fakt "winował" dyrektora placówki oświatowej.
I zamykamy klamrą nasze dwa programy. Już widzę jak pan sołtys tłumaczy siostrzeńcom zawiłości płciowości człowieka, podając liczne przykłady z polskiej i europejskiej literatury. I "winuje" wszystkich prócz siebie i oczywiście pana Mariusza.

wtorek, 9 września 2014

RADIO EREWAŃ (WARSZAWA - JEDYNKA)



Kilka dni temu wracałam z żoną samochodem z Budapesztu. Jak wiadomo węgierski jest dla większości ludzi całkowicie niezrozumiały, z tym większa przyjemnością zacząłem odbierać polskie audycie gdzieś w połowie Słowacji. W "Jedynce" trwał właśnie program o Gruzji. Brało w nim udział mieszane małżeństwo polsko-gruzińskie, jakiś podróżnik znawca tamtych terenów i oczywiście prowadzący audycję. Można było dowiedzieć się sporo o kuchni, krajobrazie i pogodzie panującej w tym miłym i gościnnym (co podkreślano wielokrotnie) kraju. Po jakimś czasie zaczęła się opowieść o miłym obyczaju gruzińskim, bardzo starym jak zapewniano i mającym ogromne znaczenie dla tamtejszej kultury. Otóż co jakiś czas odbywa się tam festyn, któremu przewodzi najstarszy pan z okolicy, a punktem kulminacyjnym jest zarżnięcie jagnięcia (rytualne oczywiście bez jakieś głupawego ogłuszania), które następnie ze smakiem jest zjadane przez uczestników . Mięso rozdaje starszy okolicy. Całość rytuału jako odbywa się w XXI wieku ma zapewnić okolicy obfite plony i w ogóle wszelką pomyślność.  Momentu zarżnięcia barana nie można fotografować, a duchy czuwają nad tym aby tak się stało. Jako exemplum pani uczestnicząca w audycji podała fakt, że próbowała złamać ów święty zakaz i okazało się że jak wywołała film (było to jakiś czas temu) kadry na których miała pokazać się rzeź barana były ciemne!. Ciarki przeszły wszystkim po plecach! A i jeszcze jedno. Z miejsca kaźni barana nie wolno niczego brać do domu, bo nieszczęście pewne. Można konsumować na miejscu. O karach jakie spotkały tych, którzy ów "święty" zakaz złamali nie opowiedziano, chyba ze względu na czas emisji (mogły słuchać dzieci!). Nikt z prowadzących nie zająknął się, że może w roku 2014 składanie ofiar ze zwierząt nie z głodu a w celu jakiś realizacji jakiś  bredni religijno-mistycznych jest nie na miejscu. Wszyscy zachwycali się pięknem Gruzji i jej obyczajów.   
Trochę szkoda bo płacę abonament na owo radio, która ma ponoć funkcję edukacyjno-wychowawczą. Jedno wiem na pewno do tego kraju nie pojadę nigdy ani w żaden inny sposób nie będę go wspomagał w jakimkolwiek nieszczęściu. Co tam powodzie lub trzęsienia ziemi. W końcu przecież wystarczy zarżnąć jagnię i wszystko będzie ok!