piątek, 23 marca 2018

WYKŁAD, KTÓREGO NIE WYGŁOSIŁEM


Każdy ma jakiegoś świra. Ja przyznaję się do takiego, że na każdą imprezę mam przygotowaną mowę. Nigdy żadnej nie wygłosiłem i jak sadzę nie wygłoszę, ale jest ona w mej głowie. Proszę się nie obawiać, nie ćwiczę ich przed lustrem jak to zwykł czynić przywódca III Rzeszy. Nigdy żadnego wykładu nie próbowałem, nie nagrywałem, aby nauczyć się na pamięć. Mam je w głowie, a część jak mniemam dopiero powstanie. 19.02. 2018 był dla mnie ważnym dniem . Odebrałem z rąk JM Rektora dyplom habilitacyjny. Słuchając wystąpień ludzi znacznie mądrzejszych ode mnie, tak sobie myślałem:
Panie Premierze![1]
Magnificencjo Rektorze!
Wysoki Senacie!
Prześwietni Goście!
Szanowni Państwo!
            W imieniu wszystkich obecnych tu osób, które odebrały dyplomy habilitacyjne i doktorskie, oraz odznaczonych medalami państwowymi i resortowymi chciałbym złożyć podziękowanie, za umożliwienie nam awansu naukowego, a także za dostrzeżenie zaangażowania w pracę naukową, dydaktyczną czy działalność  na rzecz społeczności uniwersyteckiej. Nie jest tajemnicą, że każdy człowiek od swych najmłodszych lat, do chyba końca życia niekiedy potrzebuje potwierdzenia tego, że to co robi jest słuszne i dobre. Potwierdzenie owo nie powinno w żadnym razie pochodzić od podwładnych czy znanych z nazwiska uczniów. Może tak być tylko wtedy, kiedy żegnamy się już zajmowanym kierowniczym stanowiskiem, a podwładni kupują nam (ze szczerego serca) kryształowy wazon czy podobny gadżet z odpowiednia dedykacją. Nagrody zaproponowane przez zwierzchników, a najlepiej decydentów, którzy słyszeli jedynie o naszych przewagach w jakiejś tam dziedzinie, są najcenniejsze. Ufam, że dzisiejsze odznaczenia, przyznano w taki właśnie sposób.
Uniwersytet stwarza możliwości rozwoju naukowego poprzez swoją wielowątkowość. Istnieje staropolskie określenie "Wszechnica", które oznacza  „miejsce zgłębiania wszystkich nauk”, a więc to samo, co zapożyczony z łaciny „uniwersytet”, który pierwotnie miał formę dwuwyrazową „universitas studiorum” (ogół nauk), co potem skrócono do „universitas”. Pozwólcie Państwo na kilka wątków osobistych. W moich badaniach korzystałem "larga manu" z owej "powszechności nauk" zgromadzonych w jednym miejscu. Współpracowałem z biologami (w tym z JM Rektorem), z fizykami, genetykami czy też w Collegium Medicum,  z PT Koleżankami i Kolegami z różnych zakładów i katedr. Zapewne tak postępowali też i inni habilitanci i doktoranci, którzy dziś odebrali dyplomy.
Wiele lat temu, jeszcze przed jakże ważnym dla UMK rokiem 1973, przechodziłem wraz z moim ojcem obok pewnego budynku i zapytałem co w nim sie znajduje. Ojciec wyjaśnił mi, że jest to jeden z budynków należących do UMK i tu studenci zgłębiają tajemnice nauki. Będą uczniem bodaj trzeciej klasy szkoły podstawowej pomyślałem, że musi to być bardzo trudne i chyba nawet przestraszyłem się, czy dam w przyszłości radę. W Roku Kopernikańskim oglądałem pokaz sztucznych ogni podczas otwarcia kompleksu budynków, w którym obecnie jesteśmy. Kilka lat później, jako uczeń liceum, uczestniczyłem w wykładach profesora Juliusza Narębskiego. Bez Power Pointa, za pomocą pięknej polszczyzny i doskonałego języka popularnonaukowego, zapoznawał nas z osiągnięciami światowej neurofizjologii, w których to badaniach brał czynny udział. Chodziliśmy też na warsztaty dla uczniów zainteresowanych biologią, organizowanych przez pracowników  Instytutu Biologii i Nauk o Ziemi. Wykłady Profesora, któremu starczało czasu i chęci na spotkania z młodzieżą, stały się dla mnie trzydzieści lat później, inspiracją dla Śród Medycznych.
Miałem zawsze szczęście do nauczycieli. Byli to zarówno ludzie mądrzy jak i pasjonaci swego zawodu. Biologii i fizyki uczyli mnie w IV LO, Felicja Młynarczyk i Juliusz Domański.  Wiem, że byli związani z UMK. To właśnie prof. Młynarczyk powiedziała nam o wykładach prof.  Narębskiego. Historię poznawałam po części dzięki profesorowi Witoldowi  Wojdyle, późniejszemu Prorektorowi UMK. Pokazał on nam, jak należy uczyć, według zasady clara pacta, boni amici. Przez prawie trzydzieści już lat , kiedy sam uczę innych pamiętam o tych lekcjach.
Wróćmy zatem do mojego spaceru z ojcem z roku bodaj 1971. Budynkiem, który mijaliśmy był Instytut Fizyki przy ul. Grudziądzkiej. Studenci zgłębiali tam tajemnice materii i energii. Być może wśród słuchaczy była prof. Lidia Smentek, z którą mam zaszczyt się przyjaźnić. I być może wykładano tam wówczas o splątaniu kwantowym. Polega ona na tym (proszę fizyków o wybaczenie jeśli coś pomylę), że splatane cząstki "wiedzą" o sobie, nawet jeśli znajdują sie na przeciwległych krańcach wszechświata. Znają swój stan. Myślę, że dobro które dajemy innym, jest jedną z tych cząstek. Wtedy gdzieś pojawia ta druga cząstka będąca, odpowiedzią na to. Niewykluczone, że nigdy jej nie zobaczymy. Ale na pewno jest i czyni wtórne dobro. Fizyk powie: "Panie kolego, splątane cząstki mają przeciwne spiny". Tak w fizyce kwantowej istotnie tak jest. Ale splątane cząstki miłości, wdzięczności i dobra działają inaczej. Moc tych drugich jest jeszcze większa niż tych pierwotnych. I dlatego warto żyć i czynić dobro. Jestem o tym głęboko przekonany.
Dziękuję za uwagę!       


[1] Gościem Święta Uniwersytetu był wicepremier Jarosław Gowin

5 komentarzy:

  1. Oklaski!
    Zupełnie nie wymuszone okolicznościami. To takie miłe, kiedy myśli mają sens i ten sens widać w słowach.

    PS
    Te przygotowane mowy to faktyczne powstające w głowie słowa, zdania, akapity, czy tylko idee?

    OdpowiedzUsuń
  2. Z przyjemnością czytam Pana wypowiedzi, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Z miło przyjemnością jest to czyta ! Trzeba więcej pieniędzy przeznaczyć na fundusz zdrowia. Wykonać zmianę całego systemu leczenia. Jeśli tego nie będzie to tylko https://cmp.med.pl/aktualnosci/2017/05/10/badania-laboratoryjne-2/ takie placówki medyczne mogą być odpowiedzią na złe warunki leczenia w szpitalach. Tam otrzymamy fachową pomoc i profesjonalną opiekę ! :)

    OdpowiedzUsuń