Czytelnicy w moim wieku
i starsi zapewne pamiętają "Silną Grupę pod Wezwaniem" i Tadeusza
Chyłę śpiewających prześmiewcze piosenki z pogranicza farsy i kabaretu. Jedna z nich nosiła tytuł tożsamy z
tytułem felietonu. Refren brzmiał tak:
"Chłop żywemu nie przepuści! (2x)
Jak się żywe napatoczy,
Nie pożyje se a juści!".
Jak się żywe napatoczy,
Nie pożyje se a juści!".
Muszę stwierdzić, że od
lat 60-tych niewiele się zmieniło. Nasz stosunek do zwierząt pozostaje delikatnie
mówiąc okrutny. Nikogo nie dziwią psy przywiązywane do drzew i pozostawiane w
lesie, bo rodzina jedzie do Egipty, lub maleństwu nie spodobał się piesek,
jakiego dostało na Gwiazdkę (wersja z Egiptem daje większe szanse przeżycia
pieska). Obdzierane żywcem z futer lisy i norki też dają zysk właścicielowi
fermy, bo po co dawać tyle gazu ile każą te głupki z Brukseli. Pies na łańcuchu
to jak powiedział poseł Kłopotek: "polska tradycja". Skoro o
tradycji, to pewne grupy religijne domagają się zabijania zwierząt w ofierze,
albo zabijania bez ogłuszenia bo tak nakazał jakiś bóg. Nawiasem mówić, ciekawe, że do tradycji owej
religii rząd podchodzi wybiórczo i tak tam gdzie jest kasa (ubój rytualny) jest
za, zaś tam gdzie nie (np. wielożeństwo) zasłania się koniecznością przestrzegania
polskiego prawa. Sam pomysł składania ofiar ze zwierzą w roku 2014 w centrum
Europy wywołuje u mnie zdumienie i to nie z powodu, delikatnie mówiąc, dziwnych
nakazów religii, ale minimalnej reakcji społecznej i powoływaniu się na
szacunek dla wyznawanej wiary. Proponuję zatem wskrzesić wiarę Azteków i składać
ofiary z ludzi. Jeśli szacunek dla religii, to pełnym wymiarze .
Zwierzęta traktowane są
przez ludzi jak przedmioty. Wszelkie religie stawiają człowieka w centrum jako wytwór
myśli i rąk samego boga ( jest ich, bogów, o dziwo wielu ale wpadli na ten sam
pomysł). Zwierzę nie ma duszy czy innych bajkowych przymiotów wyróżniających człowieka. Nic nie
szkodzi, że wyniki eksperymentów medycznych przenosi się bezpośrednio na ludzi,
tu dusza nie przeszkadza. Warunki w jakich hodowane są zwierzęta urągają
wszystkiemu. Te czujące ból i strach istoty zamykane są w klakach odpowiadających
ludzkiej trumnie i mają znosić jaja albo tuczyć się na mięso. Próby poprawy ich
bytu ze strony Unii Europejskiej są kontestowane przez polskich ministrów
rolnictwa i samych hodowców, bo skąd biedacy wezmą pieniądze na takie fanaberie
urzędników z Brukseli. O tak zwanej hodowli przemysłowej wolę nawet nie pisać.
Kto chce niech obejrzy filmy w Internecie. nakręcone przez obrońców zwierząt,
zwanych z upodobaniem przez Radio Maryja ekoterrorystami.
Ostatnio na łamach
prasy katolicko-prawicowej ukazały się artykuły ostrzegające bogobojny naród
przed następną plagą. Oto już nie gender, bo to chyba zbyt trudne dla niektórych
słuchaczy i widzów (nie piszę czytelników, bo ci ludzie nie czytają nic, no może
tabloidy), teraz problemem są grupy próbujące nadać prawa zwierzętom. Owi
neopoganie, dowodzą, że zwierzę czuje, a naczelne mają prawdopodobnie
świadomość odpowiadającą, z zachowaniem proporcji, ludzkiej. Co więcej, śmią
twierdzić, że żywa małpa na której wykonuje się eksperyment medyczny lub krowa
prowadzona na rzeź, odczuwa więcej strachu czy bólu niż 16 komórek zarodka
człowieka w fazie moruli. To zaprzeczenie antropocentryzmu uderza w jakiś
dziwny sposób w istotę nauczania kościoła. Będzie chyba, nie powiem weselej, bo
temat smutny, ale na pewno ciekawiej niż z gender.
Pociesza fakt, że coraz
więcej ludzi myśli inaczej niż ks. Oko i jego koledzy innych wyznań zarzynający
barany dla boga. Tak, to pociesza.