Tytuł jest nie do końca
właściwy, bowiem owo niemieckie słowo, tłumaczy się jako czerpanie radości z
cudzego nieszczęścia. Ja tego nie robię, więc może lepsze by było swojskie:
"a nie mówiłem?" . O co
chodzi? Otóż w uniwersyteckim mieście Toruniu bioenergoterapeuta
"leczył" u 6-letniej dziewczynki "bezobjawowe zapalenie
płuc" (sam je rozpoznał patrząc na dziecko). Zastosował dość nowatorskie,
a jednocześnie małoinwazyjne metody, polegające
na trzymaniu rąk w okolicy klatki piersiowej dziecka. Z niewiadomych przyczyn
jednak kuracja (jak dotąd ponoć zawsze skuteczna
w rękach genialnego uzdrowiciela), mimo podawania sterydów (leki niebezpieczne
i tylko z przepisu lekarza) zawiodła. Pan uzdrowiciel z zawodu technik rolnik, zdolności
uzdrawiania odziedziczył po matce, która także pomagała ludziom. Być może mama
robiła to za darmo, jednaj pan uzdrowiciel dość szybko wpasował się w nową
polską kapitalistyczna rzeczywistość i pobierał pieniądze za swoje usługi. Chyba nieźle zarabiał bo kiedy wywiązała się afera
(dziewczynka cudem uszła z życiem po otwarciu klatki piersiowej z powodu
ropniaka i pobycie na OIOM) obiecał rodzinie 100 tys. Dał jednak tylko 50, więc
zeźleni rodziciele podali go do prokuratury.
Tyle opisu przypadku.
Zapewne takich są w Polsce setki lub więcej, jednak ze wstydu, czy innych
przyczyn nie oglądają światła dziennego. Próbowałem zajmować się tym w
Bydgoszczy, kiedy jeden pan, ogrodnik z zawodu, opracował urządzenie szczególnie
przydatne przy leczeniu raka, składające się z drutu desek i bateryjki 6V. Oddałem
sprawę do prokuratury, a ta po zasięgnięciu opinii biegłych stwierdziła, że
jest to czym o niskiej szkodliwości społecznej, zaś biegły z zakresu prądów,
stwierdził, że bateryjka 6V jest nieszkodliwa dla zdrowia człowieka. Próbowałem
też zainteresować organa ścigania niejakim Claverem Pe, Filipińczykiem, który
wykonywał w pokoju hotelowym (na tym samym łóżku kilkudziesięciu
"pacjentów) "bezkrwawe" usuwanie narządów z brzucha za pomocą
palców i żarliwej modlitwy (nawiasem mówiąc abp. Pylak z Lublina bronił go
zawzięcie w swej wspaniałej książce "Poznawać w świetle wiary" ).
Uzyskałem podobną odpowiedź od pani prokurator, która z uśmiechem w rozmowie
stwierdziła, że też chadza na masaże. Nikt nie wziął pod uwagę opóźnienia
leczenia chorób nowotworowych, wyłudzaniem od stojących nad grobem ludźmi pieniędzy,
co jest obrzydliwością najwyższej próby.
Jak jest to możliwe, ze
w kraju w centrum Europy zarejestrowany jest zawód bioenergoterapeuta i taki
człowiek może zajmować się leczeniem ludzi. Istnieją narzędzia prawne do
ścigania takich osobników, ale jakoś dziwnym trafem nikt o nich nie pamięta.
Otóż Artykuł 58 "Ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty"
stwierdza:
1. Kto bez uprawnień udziela świadczeń zdrowotnych polegających na
rozpoznawaniu chorób oraz ich leczeniu, podlega karze grzywny.
2.
Jeżeli sprawca czynu określonego w ust. 1 działa w celu osiągnięcia korzyści
majątkowej albo wprowadza w błąd co do posiadania takiego uprawnienia, podlega
grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
3.
Postępowanie w sprawach, o których mowa w ust. 1, toczy się według przepisów
Kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenia.
Ciekawi mnie dlaczego
nie stosuje się owych przepisów w stosunku do szarlatanów i innych bio-cośtam.
Nie wiem, ale ciekawi mnie to. Jak możliwe jak aby gość będący rolnikiem
zajmował się od 20 lat, bez przeszkód, leczeniem ludzi, o czym wszyscy
wiedzieli? Albo ogrodnik konstruował na podstawie układu planet (tak to
tłumaczył, naprawdę!) urządzenie do leczenia raka?
Pewnym wyjaśnieniem mogą
być organizowane przez kościół występy niejakiego Bashobory, który nie tylko leczy
ale i ponoć wskrzesza zmarłych, a także (co pamiętają starsi) niejakiego
Harrisa, że o swojskim Nowaku nie wspomnę. Być może jeśli stoi za nimi siłą wyższa
i hierarchia kościoła nie warto się narażać. No bo kto mnie potem wyleczy?
PS.
Sąd nakazał zamknięcie "gabinetu"
na 3 lata. Nie traćmy ducha zatem. Już w 2017 nasz cudotwórca powróci. Pewnie
dokształci się, a może zatrudni dodatkowo wróżkę (taki zawód też jest
zarejestrowany). Biorąc pod uwagę wydłużające się kolejki do specjalistów opłacanych
przez NFZ , może jest to jakieś wyjście…
Znachorzy mają nad lekarzami przewagę w dwu punktach: są dostępni i przystępni. I żadne prawa, nawet jeśliby były jak najstaranniej egzekwowane, tego nie zmienią.
OdpowiedzUsuńBzdura!
OdpowiedzUsuńWizyta u znachora kosztuje więcej ni prywatna u profesora , a ten jest z dnia na dzień.