poniedziałek, 7 listopada 2016

ALTAMIRA



Wikipedia informuje nas tak: "jaskinia krasowa w górach Kantabryjskich w północnej Hiszpanii, w pobliżu miejscowości Santillana del Mar. Odkryta w 1879 r. Jej wnętrze pokryte jest wielobarwnymi rysunkami należącymi do kultury magdaleńskiej" .
Właścicielem terenów, na których znajduje się owa grota był Marcelino Sanz de Sautuola. Ten hiszpański arystokrata, prawnik i naukowiec amator.  Nie musiał martwić się o pieniądze. Jego potomkowie są właścicielami banku Santander. Wolny czas spędzał zatem  na zwiedzaniu swych posiadłości. Jaskinie Kantabrii znane były miejscowej ludności, zaś tę najsłynniejszą na nowo jak się okazało odkrył myśliwy Modesto Peres w roku 1868. Siedem lat  później dotarł tu Marcelino i rozpoczął jej penetrację. Pewnego dnia roku 1879 zabrał na wycieczkę swą, wówczas dziewięcioletnią, córkę. Dziewczynka oświetliwszy lampą naftową strop,  ujrzała na nim rysunki zwierząt, a dokładnie stada bizonów w różnych fazach biegu. Odpowiednio oświetlony obraz sprawiał wrażenie ruchu. Santuola widział podobne przedstawienia  na artefaktach archeologicznych z Paleolitu, eksponowanych na Wystawie Światowej w Paryżu rok wcześniej. Skojarzył zatem, że owe ryciny mogą pochodzić z tamtego okresu. Dziwiła doskonałość dzieła i geniusz artystyczny ludzi sprzed tysiącleci.  Niecałe trzydzieści lat wcześniej Darwin opublikował swoje dzieło życia, zaś ewolucja była zaciekle zwalczana (wyjątkowo zgodnie jak na te zazwyczaj nienawidzące się wzajem organizacje) przez wszystkie kościoły i wyznania.  Według Biblii człowiek egzystował na planecie od około sześciu tysięcy lat. Oczywiście byli już ludzie, którzy wiedzieli, że są to brednie. Jednym z nich był  prof. Juan Vilanova y Piera z Madrytu, którego Santuola poprosił o krytyczną ocenę znaleziska. Ten natychmiast docenił wagę odkrycia i postanowił, że wraz z Santuolą przedstawią je na Kongresie Prehistorycznym w Lizbonie. Niestety, ponieśli tam całkowitą klęskę. Naukowcy na czele z Émile Cartailhac'em wyśmiali ich teorię , a nawet zarzucili fałszerstwo (farba w wilgotnej jaskini po tysiącleciach nadal wydawała się świeża).  Na początku XX w. dokonano podobnych odkryć na terenie Francji i Hiszpanii. Carthilac zorientował się, że popełnił błąd, stracił szansę na rozpoczęcie nowych badań i upokorzył człowieka. W 1904 opublikował w czasopiśmie „L’Anthropologie” artykuł Mea culpa d’un sceptique. Niestety Santuola już nie żył od szesnastu lat.
Wydawać by się mogło, że rozwój nauki, a wraz z nim postęp są tym , czego pragnie ludzkość.  Dzięki temu żyjemy dłużej, nie umieramy na zapalenie wyrostka czy choroby zakaźne, które w przeszłości zabijały miliony.  Dzięki szczepieniom zwyciężyliśmy ospę. Polio jest w odwrocie. Tymczasem dzieje się coś dokładnie odwrotnego. Działania i wypowiedzi dyskredytujące naukę i osiągnięcia ludzkości stają sie powszechne. Ba mam wrażenie, że są pożądane i modne, cokolwiek owo słowo w epoce mediów społecznościowych znaczy. Nie byłoby  może problemu, gdyby odbywały się w środowiskach ignorantów i ludzi, którym sytuacja ekonomiczna czy polityczna nie pozwoliła odebrać nawet podstawowego wykształcenia. Czyżby brak edukacji szedł w parze z tego typu zachowaniami? Bynajmniej.  Bardzo istotną rolę odgrywa tu religia. Wiara w bogów (a jest tych wytworów ludzkiej fantazji około 5000) zawsze powodowała uwstecznienie rozwoju społecznego. Wspomnijmy Galileusza czy Giordiano Bruno z „naszej paczki religijnej”. O tym co dzieje się w kręgu innych religii (np. kara śmierci za apostazję w Arabii Saudyjskiej) wolałbym nie pisać. Delikatnie mówiąc słabo wspomagają rozwój nauki. Kultura euro-amerykańska wprowadziła pojęcie poprawności politycznej. Nie wolno mówić źle o wyznawcach najdziwniejszych teorii, bo  tak ich ogłosił ich bóg poprzez proroków lub święte księgi. Nikogo nie dziwi zatem fakt, że albinosi w Afryce są mordowani jako demony i złe duchy szkodzące miejscowym bogom. W pojęciu ich wyznawców nie są oni ludźmi. Co najwyżej można ich stamtąd zabrać i chronić w miejscach gdzie nie dotarła owa wiara np. do Nowego Jorku.  Czy w takim razie może dziwić fakt, że w nieskrępowany sposób szerzą swoje poglądy kreacjoniści czy świadkowie Jehowy. Dla nich człowiek istnieje na Ziemi od 6000 lat, zaś artefakty archeologiczne jak choćby tytułowa grota z malowidłami są pomyłką naukowców. Jedynie bowiem Biblia głosi prawdę. Posługują się bez ograniczeń dorobkiem innych nauk (komputery, drukarnie, komórki itp.) zaś archeolodzy to idioci, którzy nie są w stanie odczytać prawdziwej historii stworzenia człowieka przez boga. Mam komfort ateisty, pozwalający mi kpić z wszelkich przejawów owej głupoty, czy to „jehowiańskiej” czy swojskiej odnajdującej na pleśniejącej mące z wodą mięsień sercowy Jezusa (w chwili agonii na krzyżu). Zastanawiam się jak rozmawiać z człowiekiem, który skończył te same studia co jak i któremu władze wydały prawo leczenia ludzi, a który jednocześnie twierdzi, że pojawiliśmy się na planecie około trzy tysiące lat po udomowieniu psa (na tyle wstecz ocenia się to wydarzenie). Jest on świadkiem Jehowy. Ogarnia mnie wówczas uczucie zwane zażenowaniem. Co więcej próby zwrócenia im uwagi na to że być może się mylą uważają za obrazę uczuć religijnych. Pomijam fakt składania ofiar ze zwierząt w środku Europy w roku 2016. Taki miły zwyczaj na muzułmańskie święto. No i ubój rytualny, którego próby zakazania przez rozsądnych ludzi z Sejmu (są tacy nawet w obecnej kadencji), porównywano z działalnością nazistów w okresie Holocaustu.
Istnieje też grupa ludzi, którym udało się (tak twierdzą) uchwycić istotę rzeczy. Po latach obserwacji  krzyknęli: ”Eureka”. Odkryli oni droga iluminacji to co próbowały ukryć tajne i bardzo niedobre organizacje. Szczepienia są szkodliwe, a promują je żądne pieniędzy koncerny farmaceutyczne. Koncerny owe, już dawno odkryły lek na raka, ale ukrywają go przed ludźmi, bo zarabiają krocie na chemioterapii i innych lekach obecnie stosowanych.  Kilka dni temu Internet obiegła wiadomość, że chemioterapia w przypadku bodaj raka sutka jest bardziej szkodliwa niż się spodziewano. No i co? Szach mat naukowcy.  Wygląda na to, że ci ludzie mają racje. Czyżby?  Dokładnie odwrotnie. Uczciwie przeprowadzane badanie pokazuje , że w tym miejscu nauka ma jeszcze wiele do zrobienia. Nauka potrafi przyznać się do słabości. Potrafi użyć zwrotu, który stał się tematem przewodnim wykładu noblowskiego Wisławy Szymborskiej: "nie wiem". Idioci spod znaku antynauki i "boga zapchajdziury" (to genialne określenie podał Dawkins na sytuacje określane "bóg tak stworzył, bóg tak chciał"), stwierdzą, że należy leczyć się wywarem z ciecierzycy lub wykonać sobie lewatywę z kawy w celu leczenia raka sutka. No bo sami lekarze przyznają że chemioterapia jest "be". Proste?   
Oczywiście masoni, bildelbergczycy jak również iluminaci i cykliści, a w Polsce parasolnicy  nie zasypiają gruszek w popiele. Próbują ośmieszyć głosicieli prawdy. Zakazują im występów na Uniwersytetach, twierdzą, że serce Jezusa to jakaś bakteria. Co więcej, co samo w sobie jest przecież śmieszne,  łączą powrót wielu chorób zakaźnych z ruchami antyszczepionkowymi. Uważają, że nie jest prawdą hasło, że kto kocha własne dzieci nie pozwala ich sczepić. O szkodliwości GMO nawet nie piszę bo to oczywista oczywistość.  Pieniądze na tę działalność dają żydowskie i chyba (choć nie ma tu pewności) niemieckie  banki. 
Carl Sagan nazwał naukę światełkiem w mroku.  Córka Santuoli oświetliła strop jaskini w Altamirze i odkryła coś niezwykłego. Trzeba było kilkunastu lat, aby zatryumfowała prawda o naszych przodkach. Prawda zawsze zwycięży. Nie zatrzymają jej bogowie ani idioci i nieucy dający wiarę bredniom. Może spłonie na stosie jeszcze kilku Giordianów, a kilku Santuolów umrze nie doczekawszy tryumfu. Ale tak stanie się z taką pewnością,  jak jutrzejszy wschód  Słońca, które jeszcze nie tak dawno miało krążyć wokół Ziemi, bo tak napisano w pismach.   

czwartek, 15 września 2016

Mosiężne tablice w Mühlbergu



Müllberg to mała wioska w Turyngii. Łatwo ją znaleźć jadąc autostradą A4. Wokół,  na trzech wzgórzach widnieją ruiny zamków, kiedyś zapewne strzegących tego szlaku, dziś pokrytego asfaltem. W sąsiedniej miejscowości o dziwnej nazwie Wandersleben jest miły i niedrogi hotel. Istotnie mnóstwo tu turystów rowerowych i pieszych, pędzących owo wędrowne życie. Na skwerze, w pobliżu kościoła znajduje się pomnik poległych w Wojnie Światowej. O wiele więcej takich pomników, można spotkać we Francji. W małych miasteczkach na rynku zazwyczaj zobaczymy postać żołnierza idącego do ataku, trzymającego w górze trójkolorowy sztandar. Raz tylko widziałem wersję "niebohaterską". Była to figura matki stojącej nad grobem syna. Przed muhlberskim obeliskiem  dodano dwie tablice. Widać, że są nowe i to nie tyko ze względu na to, że dotyczą tej drugiej wojny. Pojawiły się, gdy już można było mówić, że Niemcy "z NRD" też służyli w Wermachcie i Waffen SS. Te tablice to lista zabitych  w tej wojnie mieszkańców Müllbergu.  W 1939 w niedalekiej Polsce poległ jeden żołnierz. Można by puścić wodze fantazji i odtworzyć wydarzenia owego ciepłego września. Rodzinę poległego, za poszerzenie należnej Niemcom (co uświadomił im sam Adolf Hitler)  przestrzeni życiowej, zapewne otoczono szacunkiem i współczuciem. Ciało bohatera  honorami wojskowymi pochowano na pobliskim cmentarzu. Jego koledzy parli dalej zmieniając oblicze żydowsko-masońskiej Europy. Nieśli jej prawdziwe wartości chrześcijańskie. Na pasach mieli napisane "Gott mit uns". W jego wiosce na szczęście nie było już Żydów. Jeszce w 1941 wywieziono ich gdzieś tam, gdzie zdaniem mieszkańców tej spokojnej miejscowości, powinni być. Wcześniej ich sklep przejęła aryjska rodzina. O takich sprawach mówił w radio dr Gobbels. To dzięki niemu zrozumieli kto zabiera im pracę i ziemię. Dopiero silne rządy, oparte na wartościach, położyły temu kres. Za czasów naszego bohatera kampanii "Fall Weiss" nie było jeszcze T-shirtów z odlotowymi napisami. Kto wie, może  gdyby były, nosiłby niemieckojęzyczną wersję napisu "Śmierć wrogom ojczyzny".   
 W 1940 i 1941 ofiar na tablicy jest już rocznie kilkanaście. Powtarzają się te same nazwiska i tylko dwa a czasami trzy różne imiona. Bracia, ojcowie i synowie, kuzyni... .  Następne lata to jeszcze więcej zabitych. Najwięcej w 1945. Tych zapewne pochowano tam gdzie zginęli, pospiesznie. Ich wioska zajęta była już przez Rosjan. Większość dziewcząt została zgwałcona. Wójta Sowieci rozstrzelali pod płotem. Wrócił też niewiadomo skąd Kurt. Już przed wojną szeptano, że sympatyzuje z czerwonymi. Nie było dowodów, a on pewnego dnia zniknął. Dziś ogłosił się nowym wójtem i wieczorami pije bimber z oficerami NKWD. Wilhelm, który akurat w czasie wkraczania Sowietów był na urlopie zdążył uciec. Da Bóg, odda się w niewolę Amerykanom. Nic mu nie zrobią, wykonywał tylko rozkazy. Nim wyjechał opowiadał o wschodniej swołoczy. Mówił, że większość z nich to brudasy i nieuki. Cyganie, Żydzi, Kałmucy. Można mu wierzyć, bo służąc w Buchenwaldzie, widział wiele.
Ku memu początkowemu zdziwieniu tablice obejmują również lata 1946-1947.  Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że to ci, którzy zmarli w sowieckich łagrach. Istotnie udało się im zajść daleko na wschód.  
Mosiądzu w Niemczech widać nie brakuje. W kilku miasteczkach zauważyłem wykonane z tego metalu kostki brukowe, takie o wymiarach 10x10 cm. Początkowo sądziłem, że są to pieczęcie świadczące o ubezpieczeniu domu od ognia. Można spotkać takie w Polsce, tyle że wbite w mur. To na wypadek, gdyby w pożarze spłonęły papierowe dokumenty. Dopiero gdy się pochylimy nad tymi niemieckimi, możemy przeczytać wygrawerowane napisy. Głoszą one, że w domu naprzeciw do 1940 lub 1941 mieszkali np.  Solomon i Rachela Lebensteinowie nim wywieziono ich do Treblinki. Takich kostek jest sporo. W każdym miasteczku kilkanaście. Mało kto je zauważa. W Niemczech nie trzeba patrzeć pod nogi. Kostka brukowa ułożona jest równo. Porządnie.
Na pomniku w Müllbergu jest jakiś napis. Za słabo znam niemiecki , żeby go dobrze przetłumaczyć, ale wydaje mi się, że brzmi, a może powinien brzmieć tak:" Kto nie uczy się historii, skazany jest na jej powtarzanie"

sobota, 9 kwietnia 2016

SYGNAŁY „S.O.S” Z NASZEGO CIAŁA – PRZEWÓD POKARMOWY



Zdecydowana większość chorób poza, co oczywiste, urazami i niektórymi ostrymi infekcjami powstaje w dłuższym okresie czasu. Dotyczy to również, jeśli nie zasadniczo schorzeń nowotworowych. Fakt ten wykorzystywany jest przez naukowców i lekarzy dla tak zwanej wczesnej diagnostyki nowotworów, czyli wykrycia  ich w fazie, gdy są całkowicie wyleczalne. A takie stadium ma każdy nowotwór. Nie wchodząc w szczegóły wygląda to mniej więcej tak: na skutek działania czynników wewnętrznych (endogennych) takich jak nasz materiał genetyczny, gdzie może być zapisana skłonność do pewnych typów nowotworów oraz czynników zewnętrznych, o których za chwilę, dochodzi do przemiany zdrowej komórki w komórkę nowotworową (zmiany na poziomie materiału genetycznego czyli DNA). Komórka nowotworowa charakteryzuje się przede wszystkim tym, że może w sposób nieograniczony dzielić się i „nie słucha” sygnałów, jakie napływają ze strony organizmu, nakazujących jej zaprzestanie podziałów. Oczywiście posiadamy mechanizmy, które potrafią bądź to naprawić uszkodzenie DNA, lub jeśli jest to już niemożliwe nakazują komórce obumrzeć. To ostatnie zjawisko nazywamy apoptozą. Niestety te mechanizmy obronne czasami zawodzą, zwłaszcza w starszym wieku – stąd większość nowotworów występuje u ludzi starszych. Jeśli już komórka taka „oszuka” organizm zaczyna rozwijać się guz nowotworowy. Proces ten trwa dosyć długo czasami wiele lat, nie dając żadnych objawów. Okazuje się jednak, że nie jest to do końca prawda i uważna obserwacja swojego ciała, a także wiele nowoczesnych i nieinwazyjnych badań może wykryć raka już w takim „przedobjawowym” stanie. Jeśli to się nie uda, guz rośnie dalej, powoli atakując (naciekając) sąsiednie tkanki, a pojedyncze komórki odrywają się od niego i z prądem krwi lub chłonki docierają do innych narządów powodując przerzuty. 
Jak zatem wykryć raka w  fazie całkowicie uleczalnej? Czy jest to możliwe? Odpowiedź jest twierdząca. A jej imię to profilaktyka.
Nauka udowodniła po wielokroć wpływ wielu substancji i/lub zachowań człowieka na rozwój nowotworu. Kto nie słyszał o szkodliwości palenia tytoniu, pyłu azbestowego czy nadmiaru alkoholu? Wszystko to poddano szczegółowej analizie i opublikowano jako „Europejski Kodeks Walki z Rakiem”. Zamieszczam poniżej link do niego.
http://www.kodekswalkizrakiem.pl/download/pdf/kodeks-pacjenci.pdf

Ten dokument warto znać, a przede wszystkim stosować zawarte w nim zalecenia. Zbyt wiele razy obracamy w żart niepalenie, odchudzanie się czy aktywność fizyczną. Problem w tym, że za kilkanaście lat może być całkiem nie do śmiechu.
Zanim przejdziemy do omówienie „sygnałów”, jakie wysyła nam nasze ciało, gdy coś niedobrego się dzieje kilka słów o profilaktyce. Dzieli się ona na pierwotną, czyli właśnie przestrzeganie zasad „zdrowego stylu życia” oraz wtórną, to jest poddawanie się badaniom profilaktycznym coraz szerzej oferowanych przez szpitale, poradnie czy NFZ. Niestety odsetek osób zgłaszających się na te darmowe badania jest przerażająco niski. W naszym kraju słowo „rak”, nadal kojarzy się jednoznacznie ze śmiercią. Co więcej krążą przedziwne poglądy-legendy, że nowotworu nie powinno się operować bo „jak dostanie powietrza” to pewna śmierć w męczarniach. Ile razy zdarza się lekarzom słyszeć od pacjenta: „Doktorze, a jak w tym badaniu okaże się, że mam raka?”. No cóż - odpowiadam wówczas – przecież i tak by tam był nawet gdybyśmy nie zrobili badania. Czy jeśli nie widziałem na własne oczy Muru Chińskiego to znaczy, że go nie ma? Chowanie głowy w piasek to najgorsza decyzja. Teraz już wiemy, że jest nowotwór, określimy dokładnie jak jest zaawansowany i zaczniemy go leczyć. Im wcześniej, tym lepiej. Nie ma innej drogi!
Musimy jeszcze wspomnieć o tak zwanych stanach przedrakowych. Jest to szereg chorób i stanów patologicznych, które jeśli nie będą odpowiednio leczone z dużym prawdopodobieństwem przekształcą się w nowotwór. Lista tych schorzeń jest długa i oczywiście nie wymienimy wszystkich. Otyłość nie jest typowym stanem przedrakowym, lecz udowodniono, że wyjątkowo sprzyja powstawaniu raka trzustki, narządów rodnych, pęcherzyka żółciowego i innych organów. Typowo rak rozwija się na bazie wrzodziejącego zapalenie jelita grubego, choroby Crohna, przełyku Barreta (związany z refluksem przełykowo-żołądkowym i otyłością), niektórych polipów żołądka i jelita grubego i wielu innych chorób. Pewne schorzenia związane są ze 100% przekształceniem się w raka. Należy do nich polipowatość rodzinna jelita grubego, gdzie jedynym leczeniem jest całkowite usuniecie tego organu. Niezwykle ważne jest to, że dla tych stanów opracowano metody nadzoru (najczęściej endoskopowego i/lub biochemiczne badania płynów ustrojowych), pozwalające na wykrycie faktu zbliżającej się przemiany w raka i odpowiednia interwencję – często małoinwazyjną np. laparoskopową.
W tym artykule skupimy się na przewodzie pokarmowym. Jest on zespołem „rur” -  przełyk, żołądek i jelito cienkie i grube do których uchodzą substancje wytwarzane przez takie narządy jak ślinianki, trzustka, wątroba. Nabłonek żołądka i jelit sam wytwarza wiele enzymów, które służą trawieniu, a także wielką ilość innych czynników regulujących ich pracę. Właściwie rzecz ujmując, przewód pokarmowy działa niezależnie od naszej woli, a także posiada własny system kontroli nerwowej i hormonalnej. Tak skomplikowana „maszyneria” ulega niestety awariom. Jedne są błahe i nie wymagają żadnego leczenia, inne wręcz przeciwnie są zagrożeniem dla życia. Prawie zawsze jednak organizm wysyła nam sygnały ostrzegawcze. Nie zawsze jest to silny ból, krwotok czy inny wyraźny i niepokojący objaw. Czasami sygnał jest słaby i niejednoznaczny i tylko konsultacja z lekarzem i badania dodatkowe pozwala na jego odczytanie. Przyjrzyjmy się zatem owym znakom, aby choć w części nauczyć się je czytać.
Łaknienie to chęć i gotowość przyjmowania pokarmów. Jego zaburzenia są zazwyczaj wtórne do innych schorzeń. Każdy wie, że w czasie grypy, anginy czy zaraz po operacji nie mamy ochoty na jedzenie. W niektórych przypadkach zaburzenia łaknienia mają podłoże psychiczne, a przykładem jest anoreksja czy wręcz przeciwnie patologiczne obżarstwo. W okresie ciąży występują zaburzenia, które nazywamy łaknieniem opacznym polegające na nagłej potrzebie spożycia niecodziennych posiłków lub dziwacznych zestawień pokarmów.
Od zaburzeń łaknienia należy odróżnić utrudnienia w przyjmowaniu pokarmu. Tu musimy wprowadzić dwa terminy medyczne dysfagię i odynofagię. Pierwszy oznacza utrudnienie przełykania, drugi ból w czasie tego aktu. Odynofagię najczęściej łączy się ze stanami zapalnymi gardła i przełyku. Może jednak być sygnałem raka. Zawsze wymaga konsultacji laryngologa i gastrologa. Dysfagia to objaw bardziej niepokojący. Może być następstwem chorób układu nerwowego czy uchyłka przełyku, lecz najczęściej niestety jest objawem raka przełyku. Kiedy utrudnienie przełykania dotyczy płynów (początkowo dotyczy pokarmów stałych), zaawansowanie procesu może być duże. 
Nieprzyjemny zapach z ust to dość częsta skarga wielu pacjentów. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele. Po pierwsze zęby!!! Niestety większość Polaków nie dba o nie. Próchnica dotyczy większości dorosłej populacji, a o zębach dzieci lepiej nie pisać. Z innych przyczyn należy wymienić choroby przełyku (uchyłki a nawet raka), refluks przełykowy choroby metaboliczne. Dość często nie udaje się ustalić jednoznacznej przyczyny, a niekiedy to tylko pacjent ma wrażenie niemiłego oddechu a w istocie nie ma to miejsca.
Niepokojący wielu pacjentów nalot na języku może być związany z zaniedbaniami higieny jamy ustnej, zwłaszcza u osób starszych i osłabionych. Przy długotrwałej kuracji antybiotykami może być przejawem grzybicy. W większości przypadków nie ma on związku z żadna chorobą.
Wzmożone ślinienie (niezwiązane ze spożywaniem posiłków) może być objawem chorób przełyku w tym raka. Należy wtedy zawsze udać się do lekarza w celu zdiagnozowania choroby.
Częstym, nieprzyjemnym i niepokojącym chorego objawem jest zgaga. Pod tym pojęciem rozumiemy uczucie pieczenia czy bólu w okolicy dolnej części mostka, który może promieniować do pleców, barku czy szyi. Niekiedy ból jest tak silny i ostry, że lekarz podejrzewając zawał kieruje chorego do szpitala. Przyczyną tego jest zarzucanie treści  żołądka z kwasem solnym do przełyku (rzadziej występuje zarzucanie treści alkalicznej z dwunastnicy). Wynika to z uszkodzenia z różnych przyczyn mechanizmu zabezpieczającego w obrębie połączenia przełyku z żołądkiem. Po wykluczeniu innych przyczyn bólów (choroba wieńcowa serca!) należy rozpocząć leczenie u gastrologa.
Nudności i wymioty to właściwie ten sam objaw, ale o różnym stopniu nasilenia. Przyczyn wymiotów jest wiele i wynikają one z bardzo różnych stanów patologicznych, często nie mających żadnego związku z przewodem pokarmowym. Pewne przeżycia psychiczne zwłaszcza o negatywnym zabarwieniu kończą się wymiotami. Nie bez kozery mówimy że ktoś zwymiotował z obrzydzenia czy strachu. Jednak większość wymiotów oznacza jakąś chorobę niekiedy błahą, lecz niestety czasami ciężką. Ostre wymioty to skutek zapalenia błony śluzowej żołądka, ostrej infekcji bakteryjnej  tzw. zatrucia pokarmowego, czy zatrucia substancjami wdychanymi czy połkniętymi. Długotrwałe nudności są objawem, który należy zweryfikować badaniem endoskopowym. Chorych zazwyczaj niepokoi to, że wymiotują żółcią. Prawda jest taka, że po zwróceniu zawartości żołądka, w wymiocinach będzie znajdowała się żółć, która cofa się z dwunastnicy do żołądka. Wymioty są również następstwem choroby wrzodowej, zawłaszcza powrzodowego zwężenia odźwiernika (pojawiają się w około 30 min po posiłku). Nudności wraz z silnymi bólami nadbrzusza to również klasyczny symptom zapalenia trzustki. Wymioty treścią pokarmową a następnie jelitową z towarzyszącym wzdęciem brzucha wskazują na niedrożność jelit. Jej przyczyna to najczęściej uwięźnięte przepukliny lub guzy nowotworowe.  Nudności poprzedzające ból w prawej dolnej okolicy brzucha występują przy zapaleniu wyrostka robaczkowego.

Wymioty krwawe powstają w wyniku krwawienia z wrzodu żołądka lub dwunastnicy lub innych rzadszych stanów chorobowych jak np. żylaki przełyku. W przypadku krwawienia o mniejszym natężeniu, lecz równie niebezpiecznego, pojawia się tak zwany smolisty stolec,  nazywany tak ze względu na czarne zabarwienie. W obu przypadkach potrzebna jest natychmiastowa interwencja endoskopowa lub chirurgiczna.

Pojawiające się osłabienie z niedokrwistością może wskazywać na źródło przewlekłego pokrwawiania. Może to być guz żołądka lub częściej jelita grubego. Taki objaw wymaga znalezienia przyczyny anemii, której nigdy nie należy lekceważyć.   

Wzdęcie brzucha  towarzyszy wielu chorobom przewodu pokarmowego. Może wystąpić przy ataku kolki żółciowej czy zapaleniu trzustki. Wzdęcie, któremu towarzyszy zatrzymanie gazów i stolca to objaw zaburzenia przesuwania treści jelitowej, czyli niedrożności. Niedrożność należy intensywnie leczyć, zazwyczaj operacyjnie.

Zaparcie to objaw bardzo częsty. Najpierw należałoby powiedzieć kilka słów o normie. Przyjmuje się, ze szeroko pojęta norma wypróżnień to jeden stolec na trzy dni lub trzy stolce dziennie. Oczywiście dobrze jest, jeśli stosunek ten wynosi1:1. W większości przypadków zaparcia wynikają z nieodpowiedniej diety (brak błonnika!) , a także stylu życia (pośpiech i brak czasu na wypróżnienie wtedy kiedy pojawia się potrzeba). Samo zaparcie nie jest objawem niepokojącym. Bardziej niepokoi zmiana charaktery wypróżnień. Przykładowo ktoś latami boryka się zaparciem, a nagle zaczyna mieć biegunki. Rzadziej występuje równie niepokojąca sytuacja odwrotna- nagle pojawiają się zaparcia, których nigdy nie było. Jeszcze jeden objaw może świadczyć o powoli rozwijającym się guzie odbytnicy. To uczucie niepełnego wypróżnienia.  Po wydaleniu stolca pozostaje uczucie „że coś jeszcze zostało”. Zawsze konieczna jest pilna wizyta u chirurga.

Krew w stolcu to objaw,  który jednoznacznie świadczy o jakiejś chorobie w obrębie odbytu, odbytnicy lub wyższych partii jelita. Nigdy nawet pojedynczego pojawienia się krwi nie należy lekceważyć. Absolutnie nie wolno leczyć „hemoroidów” bez konsultacji z chirurgiem. Następne krwawienie może pojawić się za pół roku-rok, gdy rak będzie już w stadium nieoperacyjnym z przerzutami. Tu czas gra najważniejszą rolę. Oczywiście nie każda krew w stolcu oznacza raka. Wręcz przeciwnie jest on tu w mniejszości. Ale o ile z hemoroidami czy szczelina odbytu można czekać, tak z rakiem nie… .

Najtrudniejsze zadanie dla lekarza to diagnostyka bólów brzucha. Tu nie ma jednoznacznej  odpowiedzi, a często nawet skomplikowane badania dodatkowe nie wyjaśniają ich przyczyny. Bóle brzucha dzielimy na kolkowe i stałe. Bóle kolkowe mają charakter napadowy i charakteryzują się dużym nasileniem. Chory nie jest w stanie pokazać gdzie właściwie go boli. Kolki występują w przypadkach kamicy nerkowej czy pęcherzykowej (żółciowej). Kolki jelitowe mogą wskazywać na niedrożność Ustępują zazwyczaj po lekach rozkurczowych. Bóle stałe są objawem głębszych zmian w obrębie jamy brzusznej. Mogą występować w wielu stanach chorobowych, a ich nasilenie jest niezwykle zróżnicowane, od nieznacznego pobolewania  do bólów nowotworowych, które trudno opanować najsilniejszymi narkotykami. Jeśli bóle powtarzają się lub maja charakter ciągły wizyta u lekarza jest niezbędna. Proste i nieinwazyjne badania jak np. USG często wyjaśniają ich pochodzenie i wskazują na sposób leczenia. Niekiedy trzeba diagnostykę pogłębić o endoskopię czy tomograf komputerowy. Nie wolno leczyć się samemu.

Ból choć jest nieprzyjemny i boimy się go jest w pewnym sensie naszym sprzymierzeńcem. Bez istnienia bólu nie rozpoznalibyśmy nadchodzącego niebezpieczeństwa śmiertelnej choroby. Jest jednym z sygnałów S.O.S jakie wysyła nasze ciało. Pamiętajmy o nich, nie lekceważmy ich, gdyż może się zdarzyć, że już się nie powtórzą. Ciało informuje nas o swoim stanie, jeżeli nie rozumiemy jego języka, nie zwlekajmy i idźmy do lekarza. Tam za pomocą badania lekarskiego i badań dodatkowych rozszyfrujemy informacje.  Nie warto czekać „aż przejdzie”, bo może być za późno.


piątek, 12 lutego 2016

POGRZEB ZŁOTEGO KONIA



Nie pamiętam tytułu tego filmu. Był amerykański i czarno-biały. Jest też możliwe, że był kolorowy ale ja, oglądając go jakieś czterdzieści lat temu tak go zapamiętałem, bo nie miałem jeszcze kolorowego telewizora. Jeden z bohaterów opowiadał swojemu rozmówcy historię z dzieciństwa. Rzecz miała miejsce w czasach wielkiego kryzysu, zaś ojciec bohatera  stracił pracę i imał się dorywczych zajęć aby wyżywić rodzinę. Zbliżało się Boże Narodzenie i mimo ogólniej biedy wystawy sklepowe w Nowym Jorku (bo tam bodaj działa się akcja) jarzyły się kolorowymi światełkami i zapełnione były zabawkami. Kiedy chłopiec z rodziną przechodził obok jednej z nich ujrzał konia na biegunach. Był niezwykły. Jego tułów,  głowa, grzywa, ogon i bieguny były... złote. Czegoś równie pięknego nie widział nigdy przedtem. Zatrzymał się i zaczął prosić rodziców aby kupili mu konia na Gwiazdkę. Płakał, tupał nogami. Oczywiście cena konia była absurdalnie wysoka w stosunku do możliwości bezrobotnej rodziny. Po jakimś czasie łkający chłopiec z rodzicami wrócił do domu. Mijały dni i w potoku codziennych zajęć powoli zapominał o koniu. Aż przyszła Wigilia. Rodzina spożyła skromną, kryzysową wieczerzę. Nadszedł czas wręczania prezentów. Matka powiedziała do chłopca: "Zajrzyj do swojego pokoju, może Mikołaj przyniósł ci coś".
Zostawmy jednak na chwilę naszego chłopca wchodzącego do pokoju. Wrócimy do niego.
Czym jest dorosłość? Wielokrotnie , kiedy już uznałem się za dorosłego myślałem o tym. Oczywiście definicji jest wiele. Odpowiedzialność za czyny, słowa, umiejętność przewidywania skutków popełnianych czynów. Ja stworzyłem dla siebie (zapewne wielu już wpadło na to przede mną) jednozdaniowy opis owego zjawiska. Jest to umiejętność czekania. Dlaczego? Otóż  wtedy już "wiemy jak jest" lub "jak będzie". Widzieliśmy to już, robiliśmy. Dotyczy to prawie każdej dziedziny życia. Również seksu. Starożytni  Rzymianie mawiali: "post coitum omne anilam triste est".   Podobno dopowiadali: "praeter gallum, qui post coitum cantat" . Coś w tym jest. Spełnienie oznacza kres podróży. Dalej nie ma już nic. Jest więc jakaś mądrość w greckim przysłowiu, że "najpiękniejsza jest chwila miedzy zaproszeniem a rozpoczęciem podróży" .  Autor Kubusia Puchatka też chyba o tym wiedział wkładając w usta sympatycznego misia słowa iż " Jedzenie miodu jest bardzo miłe. Ale jest taka chwila, tuż przed rozpoczęciem jedzenia, kiedy jest jeszcze milej, niż w chwili, gdy się już je".
Pamiętam taką właśnie chwilę z mojego życia. Początek lat 90-tych. Można już jeździć na "Zachód" . Co prawda na granicy sprawdzają jeszcze paszporty, ale w ciągu dwóch tygodni objeżdżamy pół Europy. Paryż, Rzym, Wenecja. Miasta, o których czytałem, widywałem na filmach, stoją otworem. Chodzę po ich brukach. W Paryżu, Luwr. Kilometry korytarzy z Rubensem, Boticellim, Rembrantem, El Greco i dziesiątkami innych. Muzea Watykańskie i Coloseum w Rzymie, most Rialto i Canale Grande w Wenecji. Ufizzi i Ponte Vecchio we Florencji. Ikony kultury europejskiej na dotyk ręki. I właśnie w Luwrze nagle w oddali tłum ludzi oglądający coś na jednej ze ścian. Po chwili zbliżamy się do tego miejsca i jest ona. Mona Lisa. W kasecie z pancernego szkła, pochłaniającego światło fleszy (choć nie wolno oficjalnie ich używać). Obok strażnik tylko dla niej. Patrzę na nią i odczuwam coś dziwnego. Obraz jest nieduży (choć właściwie nie wiem czemu spodziewałem się większego) i wtedy przychodzi m do głowy idiotyczne skojarzenie, że właściwie wygląda jak  reprodukcja na bombonierce produkcji Wedla. Starsi może pamiętają ową olbrzymią bombonierkę z obrazem właśnie Mony Lisy. Zjadłem miód?
Takich momentów w moim, a zapewne i każdego człowieka życiu było wiele. Jakiś niedosyt, rozczarowanie tam, gdzie powinna być euforia i radość. Może wynika to ze zbyt późnego doświadczenia lub też przeciwnie, ze zbyt wczesnego. Nie wiem.
Wróćmy  do naszego bohatera. Stanął zatem w drzwiach pokoju i kiedy mama zapaliła światło ujrzał... złotego konia. Stał na środku pokoju i jakby mówił: "jestem twój, możesz się bujać na mnie, bawić się ze mną" . Jak się tam znalazł? Bardzo prozaicznie. Ojciec brał dodatkowe zajęcia, matka też zarobiła trochę pomagając w domach bogaczy. W końcu uzbierali na wymarzony prezent syna. Chłopiec z początku zaniemówił, stał jak zaczarowany w progu, a po pewnej chwili z okrzykiem radości pobiegł w kierunku konia. Odbił się od podłogi nogami i wskoczył na niego. I w tym momencie zabawka rozleciała się na wiele kawałków. Odpadł łeb i ogon, a bieguny polecały w rożnych kierunkach. Koń w środku był pusty, a dla oszczędności wykonano go z cienkiej sklejki pomalowanej jedną warstwą złotej farby... .