Siódmego grudnia 2019 w
Sztokholmie, Olga Tokarczuk wygłosiła Mowę Noblowską. Po polsku, który to język,
rzadko gości w tej sali. Od laureatów tej najważniejszej w świecie nagrody
oczekuje się, że powiedzą coś ważnego, coś co wskaże innym drogę, odpowie na
jedno z odwiecznych pytań egzystencjalnych. Nie jest to możliwe. Nie wie tego
fizyk, odkrywca nowej cząstki elementarnej, ani chemik który wykrył w komórce
ciała człowieka reakcję, dającą nadzieję na walkę z nowotworami. Nie wie tego
też pisarz, choć uważnie bada otaczający go świat i opisuje, poprzez przygody
swych bohaterów, przyjmując rolę wszechwiedzącego narratora. Narratora
znającego nawet myśli i uczucia bogów, którzy niejednokrotnie "dyktują"
mu przekaz dla ludzkości. Takie przesłanie, przynajmniej według mnie, zawierała
mowa naszej laureatki.
Zastanawiałem się kiedyś
nad tym co przekazywano mi, kiedy byłem dzieckiem. Mam na myśli tych, którzy
robili to jako rodzice, dziadkowie czy inni członkowie rodziny, oraz zawodowo,
czyli nauczycieli. Włączę tu też starszych, a więc doświadczonych życiem ludzi,
z którymi wówczas się spotykałem. Być może wyparłem coś z mej świadomości, ale magna pars, były to przekazy i przykłady
dobre. Uczyły uczciwości,
prawdomówności, dobroci dla słabszych ludzi i zwierząt. Świat szkolnych
korytarzy i podwórka, nieco różnił się od tamtego z owych opowieści. Nie
wszyscy koledzy byli mili. Przy zielonym kiosku z piwem, stojącym przy
mojej drodze do szkoły, gromadzili się ludzie, których dziś ominąłbym
raczej szerokim łukiem. Słyszało się o złodziejach, zabójcach czy pijakach,
nawet z sąsiedztwa . Czarnobiała telewizja przekazywała obrazy poparzonych
napalmem dzieci w Wietnamie, a filmy
historyczne opowiadały o zbrodniach wojny, która skończyła się dopiero ćwierć
wieku temu. Nie wiem kiedy, ale zapewne jeszcze nim stałem sie dorosły, zadałem
sobie pytanie jak możliwe jest to, że naród niemiecki ( o innych zbrodniach, w
tym polskich, dowiedziałem się znacznie później), który wydał największych
fizyków XX w., poetów i kompozytorów, wybudował obozy koncentracyjne. Dziś znam
odpowiedź na to pytanie.
Świat dziecka czy młodego
człowieka jest inny. Broń Boże nie jest beztroski. Nie wiem kto wymyślił ten
oksymoron. Dziecko ma swoje troski, problemy i tragedie. Jeśli istnieje jakiś
obiektywny miernik (a są przecież parametry stresu, depresji czy ogólnie rozumianego
"nieszczęścia") to jego poziom, u dziecka przezywającego swoje
tragedie, jest taki sam jak u dorosłego. Te same okolice mózgu
"świecą" w fMRI u dziecka i dorosłego w chwili zła i bólu. Do dziś
potrafię posmutnieć, przypominając sobie jakieś niepowodzenia z dzieciństwa,
niespełnione uczucia i temu podobne. Inność, polega na dalekiej perspektywie
śmierci. Pisał o tym Grochowiak:
"Godziny przy piórze — one leczą rany,
Nawet śmierć jest daleka, jak była w dzieciństwie"
Nawet śmierć jest daleka, jak była w dzieciństwie"
Co więc się dzieje, że
małe bobaski, nad których wózkami szczebioczą ciocie, babcie i przyjaciółki
mamy, wyrastają na cynicznych, bezdusznych a czasami zbrodniczych dorosłych.
Czemu, mając już dowód osobisty, nie
krzyczą gdy ktoś krzywdzi ludzi, zwierzęta, gdy na ich oczach ludzie kradną,
zabijają, niszczą? Sądzę, że decydują jakby dwie sprawy. Pierwsza to
rozczarowanie. Pisałem już o tym w eseju "Pogrzeb złotego konia".
Dzieciństwo jest niecierpliwe. Kubuś Puchatek mówił, że "w jedzeniu miodu, najpiękniejsza jest chwila
przed zjedzeniem go". Spełnienie nie zawsze oznacza radość. "Post coitum omne animalium triste est".
Ale trzeba się o tym przekonać, posmutnieć, obojętnie czy przed Moną Lisą z
mojego, wspomnianego wyżej tekstu, czy
po miłosnym spełnieniu z wymarzonym partnerem. Jakie myśli kłębią się wtedy w
głowie? "Było tak samo jak wcześniej", lub podobne. Jakiś zawód, coś,
czego nieuchwytnie brakuje. Druga
przyczyna, jest bardziej natury biologicznej. Niektóre poglądy filozoficzne, a
nawet naukowe (fizyka) przekonują, że
świat stwarza się w danym momencie, na skutek wydarzenia. Nie wiem czy jest to
prawda, lecz "istnieje" on dlatego, że go odczuwamy naszymi zmysłami.
Nie widzimy co prawda podczerwieni i nie słyszymy infradźwięków, lecz gdybyśmy
owe zmysły stracili, nawet żyjąc w sensie metabolicznym, utracimy świat. A ten
oferuje różne dobra i przyjemności. One kosztują. Ceną bywają pieniądze, ale też życie zwierząt,
innych ludzi, zatruwanych naszymi śmieciami, czy ponoszących śmierć w kopalniach
w czasie wydobycia neodymu, potrzebnego do nowego modelu I-phona dla kochanki.
Łatwiej jest oszukać, niż żyć uczciwie. Politycy różnych stron dowodzą tego, na
co dzień. Mamy jedno życie, o czym wiedzą nawet "mędrcy" głoszący
życia wieczne, nirwany czy reinkarnacje. Sami korzystają doskonale z
"padołu łez" pozostawiając wspomniane bajki, naiwniakom wierzącym im.
Zdają sobie sprawę, że tylko hic et nunc można zaznać przyjemności. Ale do tego trzeba
mieć władzę i pieniądze. Dzieci też potrafią to dostrzec.
A gdyby świat zapewniał
równy dostęp do wszystkich dóbr, każdemu? Dóbr rozumianych również jako
powszechna wiedza i edukacja. Tokarczuk wspomniała Amosa Komenskego,
XVII-wiecznego ojca pedagogiki, który antycypując
Internet (aby wszyscy wiedzieli, wszystko
o wszystkim), wierzył, że rozwiązałoby to większości problemów. Historia
zweryfikowała podobne przejawy pięknoduchostwa. I to zarówno w warstwie
edukacyjnej, społecznej jak i ekonomicznej. W tej ostatniej, autor poniższego
tekstu, tekstu "załapał się" na
agonię takiej próby, zwanej socjalizmem. Przyczyny takiego stanu rzeczy
bada socjologia, psychologia, czy inne nauki społeczne. Odpowiedzią moim
zdaniem jest jednak matematyka, a właściwie rzecz biorąc rozkład gaussowski. Jan
Kochanowski we fraszce "O gospodyniej" napisał : "barzo nierówno pany podzielono". O
co chodziło? Kto czytał wie, kto nie wie, niech przeczyta. Ów
"nierówny" podział tyczy wszystkiego. Także, a może przede wszystkim,
intelektu. W dawnych czasach, widoczne było to w szkołach. W klasach, poziom uczniów rozkładał się, według przewidywania mistrza z Getyngi. Dziś,
mamy "specjalistyczne" szkoły i klasy. Ale nie łudźcie się! Choć
zapewne poziom w tych jednostkach jest wyższy, nawet tam obowiązuje rozkład
normalny. Cała wiedza świata, trafiwszy na taki grunt, gdzieniegdzie zanika, w innym miejscu rozwija
się, a jeszcze gdzie indziej i to jest niebezpieczne, daje paliwo idiotom
wszelkiej maści. Internet, do którego tak tęsknił Komensky, zadziałał jak
noblowski dynamit. Dzięki niemu lekarz uczy się niemal "on line" jak
leczyć chorych, z drugiej strony idioci w rodzaju antyszczepionkowców,
wymieniają poglądy i przegrupowują siły do walki z faktami. Organizowane są
zbiórki na ratowanie ginących gatunków, a ćwierćmózgowcy - kibole umawiają się
na ustawki. To potężne medium, też nagięło się w kształt gaussowkiego dzwonu.
Edukacja, a właściwie jej
kontrola, nadal pozostaje marzeniem
każdego reżimu. To stara prawda, bardzo stara. Sam doświadczyłem tego, gdy w
szkole przekazywano nam kłamliwe informacje na temat zbrodni katyńskiej, czy
przebiegu wojny obronnej z września 1939. Z drugiej strony poziom innych
przedmiotów, był doskonały. W powieści
Michaela Houellebecqa "Uległość", należącej do gatunku
political-fiction, islamiści, którzy przejęli legalnie władzę we Francji, chcą
w całości nadzorować tylko jedną dziedzinę - edukację. Od żłobka do studiów
podyplomowych. Fikcja? Nie do końca. Istnieją szkoły koraniczne talibów,
istniały szkoły janczarów, byli młodzieńcy w Hitlerjugend czy w szeregach
stalinowskich pionierów. Istnieje też podejście odwrotne. Realizuje je
przykładowo, zwłaszcza w stosunku do kobiet, organizacja "Boko
haram". Są dość pryncypialni, bo nauczycieli zabijają, a uczennice
sprzedają w niewolę i piorą im mózgi. Społeczeństwo pozbawione edukacji i elit,
ginie. Ludźmi bez wiedzy rządzi się doskonale. Doświadczyli tego moi rodzice w
czasie II Wojny Światowej. Wiedział o tym Kościół Katolicki fundując szkoły i
uniwersytety. Ten rządzi, kto układa programy.
Nie było, nie ma i nie
będzie powszechnej szczęśliwości. Zgodnie ze wspomnianą krzywą, będziemy
chorować, umierać i walczyć. Będziemy patrzeć (w zależności od miejsca które,
nie łudźmy się, będzie się zmieniać) na cierpienie innych, nasze bogactwo,
nędzę innych lub swoją. Nasze dzieci mogą być zdolne i piękne, lecz także ciężko
chore i mniej atrakcyjne. Na nic pieniądze, Internet czy lot na Marsa. Kolejni
nobliści wygłoszą swoje mowy, których już nie wysłuchamy. Ale nie martwmy się.
Nic nam nie umknie. Słynne pytanie
zadane przez hodowcę papryki, pozostanie
otwarte. I nie spotkamy po naszej śmierci nikogo, kto na nie odpowie.