Widuję ich od ponad 50
lat. No powiedzmy od jakiś 43 , kiedy mając 10 lat, zacząłem już chyba
rozróżniać pewne populacje ludzi. Tak naprawdę zobaczyłem ich chyba świadomie
na ulicy Kościuszki w Toruniu, która stanowiła fragment drogi do mojej szkoły. Mieścił się tam (przed przebudową owej
arterii) zielony kiosk z piwem. Powoli wymiera pokolenie ludzi, którzy wiedzą o
czym mówię. Sprzedawano tam piwo o niezapomnianym smaku, przy którym dzisiejsze
wyroby browarnicze są popłuczynami kufli. Tak przynajmniej można by sądzić z
liczby osób pragnących owego chmielowego cudu. Kiosk był oblężony przez masy
ludzkie, z gwaru rozmowy których, artykułowało się raz za czas słowo na k i ch
(w ich pisowni - h). Kto wie czy tam właśnie nie przekroczyłem (może w myślach)
tabu językowego.
Z czasem zorientowałem
się, że ludzi zbliżonych do amatorów piwa z zielonego kiosku jest więcej. Było
ich tak dużo, że ku memu zdziwieniu stanowili większość. Nawet starsi koledzy z
podstawówki wydawali się mieć z nimi wiele wspólnego, co po czasie, okazało się niestety prawdą. Podejrzewam, że
okres liceum i studiów uśpił nieco moją czujność wobec nich. Spotykałem się z mądrymi
ludźmi, a sytuacja w kraju sprzyjała konsolidacji przeciw "nim". My
byliśmy "nami". Potem prezes Kaczyński wyjaśnił mi na czym polegała
cienka czerwona linia oddzielająca ZOMO od właśnie nas. Wówczas myślałem, że
nasi bohaterowie odbywają tam służbę
stąd jakby ich mniej wokoło.
Ale jednak "domy
złe" nie zniknęły. Po cichu , niczym zombie wstające z grobów, ich
mieszkańcy wrócili i zaczęli zaglądać do miejsca mojej pracy. Powiem więcej, to
ja zacząłem być gościem u niech. Zajeżdżałem
karetką do owych "domów złych" , gdzie na podłodze leżeli zarzygani ,
zapijaczeni ojcowie rodzin, (nad łóżkiem obowiązkowe monidło i obraz Matki
Boskiej), bracia i siostry, a także szwagrowie i kuzyni. Szyłem ich głowy,
opatrywałem podbite oczy. Bywało że się mordowali. Jednego ojca rodziny
znalazłem w altance ogródka na tyłach domu, gdzie mieszkał od 3 lat po szczęśliwym
powiększeniu się rodziny. Ot tak wyprowadził się na lato, a potem jakoś poszło. No nie przelewa się im, syn trochę pije.
Domy złe mają pewną
właściwość. Mogą zagościć nawet w eleganckich kamienicach, zajmowanych przed
wojną przez przezacnych mecenasów, lekarzy czy inżynierów. Trzecia w nocy. Wezwanie, pobicie rana głowy.
nazwisko Iksiński. Elegancka choć oberwana z tynku kamienica. Na klatce
schodowej resztki marmurowych schodów pokrytych ongiś dywanem. To co zostało z witraży wypełnia dykta. Czwarte piętro. Na
drzwiach 5 dzwonków (w jednym mieszkaniu mieszka pięć rodzin). Iksiński :"Dzwonić
3 x". Dzwonię chyba 2x. Otwiera starsza pani:" Nie umiesz chuju
czytać? , znowu do tego pijaka?". W pomieszczeniu, będącym niegdyś salonem a dziś
podzielonym na trzy części dyktą, leży zakrwawiony człowiek, Polak, zapewne
katolik. Może w niedzielę zakłada garnitur ślubny i idzie do kościoła. W
piątkową noc leży w krwi i wymiocinach. Kilka ulic dalej przy dworcu, którego dziś
już nie ma, stoi budka z biletami MZK. Ale zmieniła się tego wieczoru w małe
Koloseum, na miarę naszego imperium. Walczą w niej dwaj polscy gladiatorzy.
Jednemu po celnym ciosie wylatują zęby które wyplute wraz z krwią wystukują na blaszanej
ścianie swoiste staccato. Policja ( a może jeszcze milicja) rozdziela walczących.
Okazuje się, że był to wyrok jaki na cwelu wykonał "człowiek" z
Koronowa (chodzi o lokalizację więzienia). W innym domu więzień na przepustce z
kryminału wyzywa mnie od chujów, gdyż jego zdaniem zbyt wolno podążam po
schodach do oparzonego dziecka, które bez opieki w czasie pijackiej imprezy
oblało się wrzątkiem. Jeszcze gdzie indziej… .
Po wielu latach zmian
ustroju, gospodarki, rządów i priorytetów nic się nie zmieniło. Domy złe
zaczęły się skupiać w dzielnicach, gdzie strach wchodzić po zmroku. Są na
wsiach zabitych dechami, popegerowskich. Tam ludzie zabijają się samochodami i
motocyklami, bo kto tam nie chleje. Czasem trafiają do szpitala. Zbrodniarze, mordercy,
którzy zabili kogoś stają się pacjentami. A ich mamusie wzorem jednej, sprzed tygodnia powiadają
że był przecież trzeźwy, a rodzina zabitego "nie ma żalu, bo tamten też
był nachlany i w sumie dobrze mu tak". Nieśmiała uwaga: "Pani syn
miał 2,5 promila…" . "No był wypity ale nie pijany". Matczyna
miłość, jakże polska i chrześcijańska.
Te domy rosną,
pączkują. Obawiam się że nikt ich nie wyremontuje. Problem, żeby tam
przypadkiem nie trafić. Bo w domach złych nie ma prawa ale są obyczaje. Takie
swojskie, polskie, pijackie i religijne. Po prostu nasze. Strzeżcie się ich!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz