Zacznijmy, jak prawdziwi naukowcy, od zdefiniowania problemu. Czym jest
eksperyment naukowy? Odpowiedź daje niezawodna "Wikipedia",
przyjaciółka polityków i studentów: "Eksperyment
(łac. experimentum -
doświadczenie, badanie) - w naukach przyrodniczych i społecznych, zbiór działań
wzbudzających w obiektach materialnych określone reakcje i zjawiska w warunkach
pozwalających kontrolować wszelkie istotne czynniki, które poddaje się
dokładnej obserwacji". Interesujące jest to, że w naukach społecznych,
w tym psychologii, doświadcza się, właściwie tylko na człowieku. Kilka takich
eksperymentów jak choćby stanfordzki , przeszło do zbiorowej wyobraźni i
wiedzy. Trudno bowiem badać zachowania społeczne szczurów i ekstrapolować je na
zbiorowiska ludzkie (choć, czy na pewno nie?). Pewne badania (obserwacje)
dotyczące Naczelnych, mają za zadanie raczej ustalenie poziomu rozwoju tych
ostatnich, w odniesieniu do człowieka. Eksperymenty fizyczne, chemiczne czy
astronomiczne, to podstawa rozwoju tych dziedzin nauki i odbywają się w
laboratoriach. Są wykonywane za pomocą, coraz to doskonalszych przyrządów, jak
na przykład Large Hadron Collider, ale mają też miejsce poza nasza planetą,
gdzie rolę laboratoriów pełnią obserwowane gwiazdy, galaktyki czy
mgławice.
Problem pojawia się, gdy chcemy dowiedzieć się (a chcemy), jak człowiek
będzie reagował na dany lek, substancję, działanie fizyczne czy zabieg. Jakkolwiek
toczyły się losy nauki, zawsze eksperyment na człowieku, zwłaszcza o niepewnym
wyniku, był swego rodzaju tabu. Oczywiście, wykonywano wiwisekcje na więźniach
czy sekcje zwłok, jednak większość doświadczeń dotyczyła zwierząt. Liczbę stworzeń
poświeconych w imię nauki, na bardziej, lub mniej uzasadnione eksperymenty,
można szacować w dziesiątkach milionów. Nie da się przecenić tego, czego
dokonano dzięki tym badaniom. Wiele istot jednak oddało życie w imię ludzkiej
próżności, jako króliki doświadczalne (często dosłownie) w przemyśle
kosmetycznym. Coraz więcej głosów społecznego sprzeciwu, wobec okrutnych nieraz
praktyk, które pojawiły się już w XIX w. spowodowało, że wykorzystywanie
zwierząt jest obecnie obwarowane różnymi ograniczeniami. Nadzieję budzą
doświadczenia na hodowlach tkankowych czy pojedynczych komórkach.
Działania wojenne, zwłaszcza w XX w., połączone z okupacjami olbrzymich
terytoriów, dostarczały naukowcom materiału do badań w postaci jeńców i
więźniów. Ideologie nazizmu czy japońskiego imperializmu, usprawiedliwiały to,
gdyż całe narody czy grupy etniczne, traktowano gorzej od wspomnianych wyżej
doświadczalnych zwierząt. W świadomości zbiorowej przykładem tego typu badań
jest dr Joseph Mengele. W swoich eksperymentach na Romach i Żydach, próbował
dociec jak można zwiększyć ilość ciąż mnogich. Chodziło o to, aby aryjskie
matki rodziły więcej czystych rasowo ludzi. Z kolei prof. Hubertus
Strughold, prowadził w Dachau badania naukowe nad wpływem obniżania
ciśnienia na organizm ludzki ( loty na dużych wysokościach, a w przyszłości kosmiczne).
Miał na sumieniu co najmniej osiemdziesięciu ludzi. Wszystko to było, (z zachowaniem
proporcji) igraszką, wobec badań mikrobiologicznych na ludziach, prowadzonych w
tzw. Oddziale 731 przez naukowców japońskich. Okrucieństwo doprowadzone do
granic, jakich wcześniej, ani później nie przekroczył chyba żaden uczony.
Prawie nikt nie poniósł kary za swoje czyny. Mengele wraz z dziesiątkami innych
zbrodniarzy (Eichmann, Barbie i inni "obrońcy wiary i wartości"), z
pomocą Kościoła Katolickiego uciekł do Argentyny. Strugholdem
"zaopiekowały" się służby specjalne USA i wkrótce dzięki jego
doświadczeniu rakietami skonstruowanymi przez innego zbrodniarza Wernera von
Brauna, Armstrong wykonał "wielki skok dla ludzkości" na Księżycu. Po
parodii procesu, zbrodniarze japońscy, za dokumentację i wiedzę o zabijaniu za
pomocą bakterii, ocalili życie i wolność , produkując dla "wuja Sama"
broń biologiczną.
Wszystko to spowodowało konieczność kodyfikacji zasad badań na człowieku.
Po serii procesów nazistowskich lekarzy w Norymberdze, Aliancki Trybunał Wojskowy
w roku 1947, sformułował dziesięć zasad, których należy przestrzegać w takowych
badaniach. W 1964 ogłoszono tzw. Deklarację Helsińską, która uszczegółowiała
wspomniane ustalenia. W 1975 oba akty połączono, a same zasady kilkakrotnie
aktualizowano. Najważniejsze w doświadczeniu na człowieku są świadoma zgoda,
oraz całkowity brak zależności od badacza.
W dziejach byli też i tacy, którzy postanowili sprawdzić działania leku, trucizny czy
zarazków na sobie. Nawet w literaturze znajdziemy nawiązanie do tego faktu,
choćby w noweli "Doktor Jeckyl i pan
Hyde" pióra R.L. Stevensona. A jak w "realu"? Allen B.
Weisse w pracy "Self-Experimentation
and Its Role in Medical Research" (Tex
Heart Inst J. 2012; 39(1): 51–54.)
podaje 514 udokumentowanych przypadków, z czego 49
przed rokiem 1800. Pozostałe 465 miały miejsce w dwóch następnych stuleciach.
Ciekawy jest fakt, że 89% postawionych przez "samoeksperymentatorów"
tez, zostało udowodnionych. Niezwykle wysoki to odsetek. Dwunastu naukowców
doświadczających na sobie, otrzymało Nagrodę Nobla, choć nie zawsze za owo
właśnie odkrycie. Ośmiu zmarło, płacąc najwyższa cenę za potwierdzenie jakiejś
prawdy.
Daniel Alcides Carrión (1857- 1885) student medycyny z Limy, postanowił
dowieść, że tzw. gorączka Oroya i brodawka peruwiańska, to objawy te samej
choroby. Z pomocą kolegów, dokonał
inokulacji krwią, pochodzącą od chłopca z objawami brodawki. Po kilku
dniach rozpoczęły się objawy gorączki Oroya i Daniel zmarł. Jednego z kolegów
oskarżono o morderstwo i został skazany. Po latach Alberto Barton, odkrył przyczynę
choroby, w postaci bakterii nazwanej Bartonella
bacilliformis. W 1991 Carriona ogłoszono bohaterem narodowym, pochowano w mauzoleum, a na jego cześć
nazwano uczelnie medyczne i prowincję w
regionie Peru, zwanym Pasco.
Pozostańmy w Ameryce Południowej. Trudno nie dostrzec, patrząc na mapę świata, że przesmyk panamski, to znakomite miejsce na
przemieszczanie się między oceanami. A jaki punkt strategiczny! Były już
doświadczenia z Kanałem Sueskim, więc wydawało się, że przekop panamski będzie
prosty. Niestety. Panowała tu żółta febra i robotnicy umierali w męczarniach.
Chorobę badano już od lat, a nadal nie widomo było, jak jest przenoszona i co
ją powoduje. Rząd USA, powołał zatem w roku 1900 Komisję do Walki z Żółtą Febrą.
W jej skałd wchodzili między innymi Walter Reed, James Carroll i Jessee
Lazear. Członkowie komisji różnili się poglądami, co do roli komarów
w przenoszeniu żółtej febry. Jedynie Lazear był tego pewny. Wobec tego
zdecydowano się na eksperyment poprzez narażenie człowieka na ukąszenie komara,
który miał kontakt z chorym. Pierwszy zgłosił się Carroll - ciężko zachorował
ale przeżył (prawdopodobnie przeszedł chorobę subklinicznie i był
immunizowany).Wobec wątpliwości (nie było pewne czy istotnie komar kąsał
chorego), zaraził się Lazear - zachorował i zmarł. Teza została udowodniona… .
Wkrótce opracowano szczepionkę (Max Theiler). A po kilku latach, pierwszy
statek pokonał przesmyk.
Aleksander Bogdanow (Malinowski) 1873-1928 urodził się w Sokółce na
terenie dzisiejszej Polski. Ukończył medycynę w Charkowie, gdzie zetknął się
Partią Komunistyczną. Aresztowany i zesłany na Sybir, uciekł z katorgi do
Szwajcarii. Kontynuując działalność polityczną zaczął krytykować Lenina. Powrócił
do Rosji korzystając z amnestii. W latach dwudziestych rozpoczął leczenie, polegające na
przetaczaniu krwi młodych osób, które miało zatrzymać proces starzenia. Z owej
kuracji skorzystała ponoć siostra Włodzimierzem Ilicza. Sam Bogdanow, według
relacji świadków odmłodniał, przestał łysieć i ogólnie "poprawił
się". Niestety owe faustowskie mrzonki zakończyły się fatalnie. Po kolejnej
transfuzji Aleksander Aleksandrowicz umarł. Nie jest jasna przyczyna śmierci.
Być może student zarażony był gruźlica i malarią, lub - co bardziej
prawdopodobne - przetoczono obcogrupową krew. Pamiętajmy, że transfuzjologia
dopiero się rozwijała. Dziś wiele
prywatnych praktyk proponuje podobne terapie z osoczem bogatopłytkowym. Idea
Bogdanowa więc nie umarła wraz z nim.
Niektórzy sądzą, że śmierć Marii Skłodowskie-Curie
miała związek z jej badaniami nad pierwiastkami radioaktywnymi. Prawdopodobnie
jednak, nie. W czasie I Wojny nasza
noblistka wykonywała zdjęcia RTG. Sama prowadziła samochód - rentgen. Ówczesne
aparaty "siały" niemiłosiernie i otrzymała potężną dawkę
promieniowania. To prawdopodobnie przyczyniło się do jej dość wczesnej śmierci
z powodu nowotworu krwi.
Były też zgony "przy okazji" badań. Artur
Bacot, żył na przełomie XIX i XX wieku. Nie miał wykształcenia uniwersyteckiego (rodziców nie było na nie stać). Interesował
się biologią i dokonał wielu odkryć z dziedziny lepidopterologii (nauka o
motylach). W czasie I Wojny badał żółtą febrę w Afryce oraz tyfus. Znalazł
powiązanie tych chorób z wszami. W 1917 w Warszawie zaraził się tyfusem, na
który zmarł 5 lat później w Kairze.
Narkotyki budzą niepokój lekarzy od wielu lat.
Jednym z nich był Edwin Katskee 1902-1936. Postanowił sprawdzić na sobie
działanie dużych dawek kokainy. Aby zachować warunki eksperymentu, sporządzał
notatki , o tym co sie z nim dzieje. Niestety, doświadczenie zakończyło się
jego śmiercią, a notatki nie do odczytania, nie miały żadnego znaczenia. Nie jest do końca jasne, czy był to istotnie
eksperyment, czy też samobójstwo.
Więcej szczęścia miał Leon Henryk Sternbach (1908- 2005), syn
krakowskiego aptekarza. Studiował i doktoryzował się na UJ. Wojna zastała go w
Szwajcarii. Od 1941 przebywał w USA, gdzie zsyntetyzował pierwsze na świecie
benzodiazepiny: chlordiazepoksyd (1957), diazepam (Valium) (1959), flurazepam, nitrazepan,
klonazepam, także wiele środków bakteriobójczych, przeciwbólowych i
przeciwwymiotnych. Testował je na sobie, zapisując doznania. Żył prawie sto
lat... .
Największym , jak można sądzić sukcesem, było udowodnienie postawionej
hipotezy. Ale była też sława doczesna, taka ludzka, która też jest potrzebna.
Od 1901 przyznawane są Nagrody Nobla. Zobaczmy zatem, komu je przyznano za
narażanie własnej osoby.
Werner
Forsman, w roku 1929 w Eberswalde ,wprowadził do swego serca poprzez żyłę
obwodową, cewnik. Chciał w ten sposób udowodnić, że wprowadzenie ciała obcego
do serca nie kończy się śmiercią, a można w ten sposób dokonywać pomiaru
ciśnienia i podawać leki. Zignorował zakaz swojego szefa i podstępem
"zorganizował " narzędzia. Wprowadził cewnik urologiczny do żyły
łokciowej. Następnie udał się do zakładu radiologii i podawszy sobie kontrast,
wykonał zdjęcie dokumentujące obecność cewnika w sercu. Wkrótce
Forrrsman podał nową drogą leki dosercowo krytycznie chorej, co poprawiło jej
stan. Otworzyła się kolejna brama terapii. Po podjęciu pracy w Klinice Charité, nie
spotkał się ze zrozumieniem ze strony Ferdynanda Saurebrucha. Ten genialny
skądinąd chirurg, nie dostrzegł otwartych wrót nowej dziedziny medycyny.
Forrsman w 1956 otrzymał Nagrodę Nobla. Jego synowie również zasłużyli się dla
medycyny (odkrycie hormonu natriuretycznego i ultradźwiękowej litotrypsji). Nasz
noblista niestety w latach 1932-45 należał do NSDAP.
Noblista Piotr Curie, nosił próbki radu w kieszeni.
Zauważył po jakimś czasie, że na skórze powstają pęcherze i owrzodzenia.
Postanowił sprawdzić to i na własnym przedramieniu eksperymentował z radem.
Poniekąd otworzyło to drogę do
współczesnej radioterapii, zwanej wcześniej curieterapią. W Paryżu pracował też Ilja Iljicz Miecznikow (1845-1916). Ten genialny rosyjski naukowiec
otrzymał najwyższą nagrodę naukową w 1908 za odkrycie zjawiska fagocytozy.
Borykał się z depresją i podjął dwie próby samobójcze z kokainą oraz bakteriami
duru powrotnego (cierpiała na to jego żona i chciał w ten sposób odkryć „przy okazji” jak rozwija się choroba).
Eksperymentował też na sobie z bakteriami cholery. Zostańmy jeszcze na chwilę
we Francji. Charles Jules Henri Nicolle (1866 -1936), Francuski bakteriolog, udowodnił,
że dur plamisty roznoszą wszy. Współpracował z Rudolfem Weiglem, o którym za
chwilę. Nicolle, wprowadził do nauki pojęcie nosicielstwa - „niewidoczne
choroby” (fr. maladies inapparentes). Próbował uzyskać szczepionkę,
którą testował na sobie ( nie spełniła oczekiwań). Nagrodę Nobla odebrał w
1928.
Rudolf
Weigl, z urodzenia Austriak, a z wyboru Polak. Genialny mikrobiolog. We Lwowie
prowadził Instytut, w którym powstała skuteczna szczepionka przeciw durowi
plamistemu. Opracował metodę zakażania wszy i ich karmienia. Niestety jego
działalność przypadła na tragiczny okres II Wojny Światowej i dwóch okupacji
sowieckiej i niemieckiej. To oddzielna historia , której poświęcono kilka
książek. Tymczasem, kiedy już powstała pierwsza szczepionka, Weigl nie był
pewien jej działania u ludzi. W laboratorium pracowało małżeństwo Martynowiczów
(Michał i Rozalia). On przechorował wcześniej tyfus, ona nie. Zaszczepiła się
zatem bez zgody szefa, a mąż celowo zaraził ją. Nie zachorowała…. Szczepionka
uratowała miliony ludzi. Niestety na skutek układów politycznych
(sowiecko-niemieckich) Weigl nie dostał
Nagrody Nobla. Uzasadniano tym, że za badania nad durem, już przyznano ją
Nicollowi.
Ktoś mógłby
pomyśleć, że esksperymentowanie na sobie skończyło się wraz z II Wojną
Światową. Przecież nauka rozwinęła się już tak bardzo, że tego typu
doświadczenia nie były już potrzebne. Nic bardziej mylnego. W początkach lat
80-tych XX w. w oddalonych od siebie krainach, miały miejsce ważkie wydarzenia.
W dalekiej Australii, dwaj panowie dzięki wyjazdowi na wielkanocne wakacje,
odkryli H. pylori. Nie otrzymali zgody na badania na ludziach, więc
postanowili, że jeden z nich (Marshal), na sobie sprawdzi postulaty Kocha.
Udało się i obaj panowie 10 12. 2005 odwiedzili Filharmonię w Sztokholmie. W
tym samym czasie w Afganistanie, dzielna i niezwyciężona (do tej wojny), Armia Czerwona
broniła socjalizmu przez mudżahedinami. Niestety tajemnicza choroba wykluczała
wielu żołnierzy z akcji. Włodarze Kremla wysłali więc na pole walki wybitnego
mikrobiologa, aby ten, określił co za paskudztwo przeszkadza w zwycięstwie.
Michaił Balajan, szybko zorientował się, że toto przenosi się drogą
oralno-fekalną. Pojawił się problem. W miejscu gdzie się znalazł, było sporo
czołgów, rakiet i kałasznikowów, ale żadnego mikroskopu, zwłaszcza
elektronowego. Aby przetransportować żyjątko do Moskwy, Balajam sporządził
zawiesinę kału chorego i wypił ją. W stolicy, zbadał swój kał (miał już objawy)
i odkrył nowy typ wirusa hepatotropowego typu E.
Bywało i
tak, że obiektem eksperymentu "in extremis" stawali się najbliżsi.
Urodzony na terenie dzisiejszej Polski (Łagów), Gerhard Domagk (1895-1964),
odkrył antybakteryjne działanie sulfonamidów. Kiedy u jego córki rozwinęła się
ropowica kończyny górnej i jedynym ratunkiem była wówczas amputacja, postanowił
zastosować "Prontosil". Infekcja ustąpiła. Domagk był antyfaszystą.
Gdy w roku 1939 otrzymał Nagrodę Nobla, został aresztowany przez Gestapo na
tydzień. Noblowski medal odebrał w 1947 , niestety już bez czeku.
Zjawisko
śmierci od zawsze pasjonowało ludzi. Do dziś można przeczytać opowieści o oglądaniu
własnej reanimacji "z wysoka", o babci z dziadkiem machającym na
powitanie w niebiesiech i kojącym świetle, za którym w zależności od wyznawanej
wiary, kryje się odpowiedni bóg. Ponoć, kiedy ścinano głowy w okresie Rewolucji
Francuskiej, naukowcy umawiali się ze skazanymi, że mają mrugnąć (po ścięciu) w
odpowiedzi na zadane pytanie. Rumuński badacz - lekarz sądowy Nicolae Minovici
1860-1941 postanowił zatem zbadać problem na sobie. Prowadził eksperymenty z
wieszaniem ciała ludzkiego (swojego). To czego doznał, opublikował w artykule
"Etude sur la pendaison".
Lekarze nie
tylko - co nie dziwi wcale, interesowali się śmiercią ale i terapią. Również
samego siebie. Amerykański chirurg Evan O’Neill Kane (1861-1932) chyba nie ufał
jednak swoim kolegom po fachu. Kiedy zaszła potrzeba amputacji palca (własnego),
sam wykonał zabieg. Dwa lata później, fatum dało znać o sobie ponownie i
pojawiły się objawy zapalenia wyrostka. I tym razem operator był jednocześnie
pacjentem. Jedenaście lat po tej
self-appendektomii zaprawiony w chirurgii własnego ciała Evan poradził sobie doskonale operując
przepuklinę. Jak wynika z biografii w tym samym roku zmarł... . Minęło 30 lat,
kiedy to wśród mrozów i zamieci śnieżnych na Antarktydzie zapalenie wyrostka wywiązało
się u Leonida Rogozowa - lekarza, uczestnika radzieckiej wyprawy antarktycznej.
Znając doświadczenia O’Neill Kane'a Rosjanin wykonał w znieczuleniu
miejscowym appendektomię u samego siebie, ratując własne życie.
Jak
wspomniano, samoeksperymentów było kilkaset. Nawet wielcy naukowcy, mylili się
czasami. John Hunter (1728 - 1793)
słynny chirurg szkocki uważał, że kiła i rzeżączka to jedna choroba. Max Joseph von Pettenkofer 1818-1901 z kolei
próbował udowodnić na sobie, że w przeciwieństwie do twierdzeń Kocha, za choroby odpowiadają czynniki higieniczne,
a nie tylko bakterie. Wypił zatem bulion z zarazkami Vibrio cholreae i popił
sodą oczyszczoną (aby zneutralizować kwas solny). Okazało się, że był już
immunizowany przeciw cholerze, stąd objawy były lekkie i przeżył. Z
"ciekawszych" eksperymentatorów wymieńmy na koniec kilku. Robert Boyle (1627-1691) - testował na sobie
leki „odmładzające”. Isaac Newton (1642/1643-1727) - wbił sobie szpikulec w
oczodół , opisując doznania optyczne .Francis Galton (1822-1911) - twórca
eugeniki , kuzyn Darwina. Testował na sobie leki z apteczki wg. alfabetu .
Dotarł do C (olej krotonowy o działaniu przeczyszczającym. To go chyba
zniechęciło… . Allan Walker Blair (1900-1948) - pozwolił się ukąsić „czarnej
wdowie” I tak dalej.
Co będzie
dalej? Trudno powiedzieć. Na pewno, jasno
określone kryteria etyczne (przynajmniej w teorii). Publikacje badań opartych
na wspomnianych zasadach. Problemem jest odmienne prawo w tej materii w wielu
krajach i to, że ludzka ciekawość nigdy nie jest zaspokojona … .