Nie pamiętam tytułu
tego filmu. Był amerykański i czarno-biały. Jest też możliwe, że był kolorowy
ale ja, oglądając go jakieś czterdzieści lat temu tak go zapamiętałem, bo nie miałem
jeszcze kolorowego telewizora. Jeden z bohaterów opowiadał swojemu rozmówcy
historię z dzieciństwa. Rzecz miała miejsce w czasach wielkiego kryzysu, zaś
ojciec bohatera stracił pracę i imał się
dorywczych zajęć aby wyżywić rodzinę. Zbliżało się Boże Narodzenie i mimo
ogólniej biedy wystawy sklepowe w Nowym Jorku (bo tam bodaj działa się akcja)
jarzyły się kolorowymi światełkami i zapełnione były zabawkami. Kiedy chłopiec
z rodziną przechodził obok jednej z nich ujrzał konia na biegunach. Był niezwykły.
Jego tułów, głowa, grzywa, ogon i
bieguny były... złote. Czegoś równie pięknego nie widział nigdy przedtem.
Zatrzymał się i zaczął prosić rodziców aby kupili mu konia na Gwiazdkę. Płakał,
tupał nogami. Oczywiście cena konia była absurdalnie wysoka w stosunku do
możliwości bezrobotnej rodziny. Po jakimś czasie łkający chłopiec z rodzicami
wrócił do domu. Mijały dni i w potoku codziennych zajęć powoli zapominał o
koniu. Aż przyszła Wigilia. Rodzina spożyła skromną, kryzysową wieczerzę.
Nadszedł czas wręczania prezentów. Matka powiedziała do chłopca: "Zajrzyj
do swojego pokoju, może Mikołaj przyniósł ci coś".
Zostawmy jednak na
chwilę naszego chłopca wchodzącego do pokoju. Wrócimy do niego.
Czym jest dorosłość? Wielokrotnie
, kiedy już uznałem się za dorosłego myślałem o tym. Oczywiście definicji jest
wiele. Odpowiedzialność za czyny, słowa, umiejętność przewidywania skutków
popełnianych czynów. Ja stworzyłem dla siebie (zapewne wielu już wpadło na to
przede mną) jednozdaniowy opis owego zjawiska. Jest to umiejętność czekania.
Dlaczego? Otóż wtedy już "wiemy jak
jest" lub "jak będzie". Widzieliśmy to już, robiliśmy. Dotyczy
to prawie każdej dziedziny życia. Również seksu. Starożytni Rzymianie mawiali: "post coitum omne anilam triste est". Podobno
dopowiadali: "praeter gallum, qui post coitum cantat" . Coś w tym jest. Spełnienie
oznacza kres podróży. Dalej nie ma już nic. Jest więc jakaś mądrość w greckim
przysłowiu, że "najpiękniejsza jest
chwila miedzy zaproszeniem a rozpoczęciem podróży" . Autor Kubusia Puchatka też chyba o tym wiedział
wkładając w usta sympatycznego misia słowa iż " Jedzenie miodu jest bardzo miłe. Ale jest taka chwila, tuż przed rozpoczęciem jedzenia, kiedy jest jeszcze milej,
niż w chwili, gdy się już je".
Pamiętam taką właśnie chwilę
z mojego życia. Początek lat 90-tych. Można już jeździć na "Zachód" .
Co prawda na granicy sprawdzają jeszcze paszporty, ale w ciągu dwóch tygodni
objeżdżamy pół Europy. Paryż, Rzym, Wenecja. Miasta, o których czytałem,
widywałem na filmach, stoją otworem. Chodzę po ich brukach. W Paryżu, Luwr.
Kilometry korytarzy z Rubensem, Boticellim, Rembrantem, El Greco i dziesiątkami
innych. Muzea Watykańskie i Coloseum w Rzymie, most Rialto i Canale Grande w
Wenecji. Ufizzi i Ponte Vecchio we Florencji. Ikony kultury europejskiej na
dotyk ręki. I właśnie w Luwrze nagle w oddali tłum ludzi oglądający coś na
jednej ze ścian. Po chwili zbliżamy się do tego miejsca i jest ona. Mona Lisa.
W kasecie z pancernego szkła, pochłaniającego światło fleszy (choć nie wolno oficjalnie
ich używać). Obok strażnik tylko dla niej. Patrzę na nią i odczuwam coś
dziwnego. Obraz jest nieduży (choć właściwie nie wiem czemu spodziewałem się
większego) i wtedy przychodzi m do głowy idiotyczne skojarzenie, że właściwie
wygląda jak reprodukcja na bombonierce
produkcji Wedla. Starsi może pamiętają ową olbrzymią bombonierkę z obrazem
właśnie Mony Lisy. Zjadłem miód?
Takich momentów w moim,
a zapewne i każdego człowieka życiu było wiele. Jakiś niedosyt, rozczarowanie
tam, gdzie powinna być euforia i radość. Może wynika to ze zbyt późnego
doświadczenia lub też przeciwnie, ze zbyt wczesnego. Nie wiem.
Wróćmy do naszego
bohatera. Stanął zatem w drzwiach pokoju i kiedy mama zapaliła światło
ujrzał... złotego konia. Stał na środku pokoju i jakby mówił: "jestem twój, możesz się bujać na mnie, bawić
się ze mną" . Jak się tam znalazł? Bardzo prozaicznie. Ojciec brał
dodatkowe zajęcia, matka też zarobiła trochę pomagając w domach bogaczy. W
końcu uzbierali na wymarzony prezent syna. Chłopiec z początku zaniemówił, stał
jak zaczarowany w progu, a po pewnej chwili z okrzykiem radości pobiegł w
kierunku konia. Odbił się od podłogi nogami i wskoczył na niego. I w tym
momencie zabawka rozleciała się na wiele kawałków. Odpadł łeb i ogon, a bieguny
polecały w rożnych kierunkach. Koń w środku był pusty, a dla oszczędności
wykonano go z cienkiej sklejki pomalowanej jedną warstwą złotej farby... .
Rozczarowania... . Nieodłączna część tak młodego jak i dorosłego życia. Dobrze opowiedziana historia przekonuje, ale wcale od tego nie jest lżej.
OdpowiedzUsuń