Kiedy Monika Kubiak poprosiła mnie o napisanie czegoś do „Wiadomości”, postanowiłem być oryginalny i poruszyć sprawę pandemii. Wyszedłem z założenia, że temat jest tak ograny, iż nikt, niczego nie będzie pisał. Bo przecież już wszystko wiemy. Teorii jest kilka. I tu was zaskoczę, z jedną się zgadzam, choć nie do końca. Zacznijmy od niej. Wirus powstał w ściśle tajnym laboratorium, gdzie ludzie pracują nad bronią biologiczną. Z całą pewnością takie miejsca istnieją. Oczywiście, oficjalnie i uroczyście podpisano traktaty o zakazie broni biologicznej. Nikt nad nią nie pracuje, a wszelkie jej zapasy, pod czujną kontrolą internacjonalnych wysokich komisji, zniszczono. Nad czym obecnie pochylają się naukowcy na usługach wojsk amerykańskich, rosyjskich, czy chińskich, nie wiem. Wiem, że pracują. Czy wirus mógł wydostać się z takiego laboratorium? Wątpię, choć oczywiście wszystko jest możliwe. Raczej jednak odrzuciłbym ową teorię, w części świadomego lub przypadkowego zakażenia ludzkości wirusem SARS-CoV-2. Pewnie nie zdołałem zapoznać się ze wszystkimi pomysłami, na jakie wpadli ludzie odnośnie wirusa, ale jeden temat przeważa w różnych odmianach. Grupa ludzi, zwana rządem światowym (masoni, iluminaci i inni), postanowili zrobić trochę porządku na świecie. Doszli do wniosku, że ludzi jest za dużo (z czym nawiasem mówić częściowo się zgadzam) i należy zredukować populację Homo sapiens do jednego miliarda. Wirus jak znalazł, nadaje się do tego. Nie muszę pisać, że sami mają antidotum i są bezpieczni. Dla niepoznaki zarazili się tacy ludzie jak książę Karol czy Boris Johnson. Druga teoria jest jeszcze ciekawsza. W przedziwny sposób, splata się z inną. Otóż jak wiadomo od czasów Jennera (a nawet wśród mądrych ludzi i narodów wcześniej), istnieją szczepionki. Oczywiste zatem, stało się poszukiwanie takiego remedium na COVID. Proste? No nie do końca. Za finansowaniem miał stać Bill Gates. Żeby osiągnąć sukces trzeba zaszczepić wszystkich. Przymusowo. Rząd światowy zdał sobie sprawę, że nie wybije 6 miliardów ludzi. Trzeba więc uczynić powolnymi sobie tych, którzy przeżyją. Otóż w szczepionkach Gatesa, są nanochipy. To one spowodują, że staniemy się zombie wykonującymi rozkazy naszych panów z Brukseli czy hotelu "Bilderberg". Pytacie jak będą nami sterować? A o sieci 5G słyszeliście? Przypadek, że akurat na krótko przed pandemią zaczęła się rozwijać? Nie sądzę. Aha! I nie łudźcie się, że jak się nie zaszczepicie, Gates i jego ludzie nie będą wami kierować. Nanochipy są rozpylane przez chemtrails. Spójrzcie przez okno na niebo. Te smugi… Wszystko jasne? No.
Może byłoby to wszystko i śmieszne, gdyby nie głosili tego ludzie mądrzy i wykształceni. Znam nawet jednego, ze stopniem dra habilitowanego, publikującego podobne historyjki.
A teraz ciut poważniej. Sam zastanawiam się nad fenomenem pandemii. Czy lekarstwo nie okazało się gorsze od choroby. Ile „żyć” uratowaliśmy zamykając wszystko, a ile utraciliśmy nie operując nowotworów, przeciągając diagnostykę? Ilu ludzi straciło dorobek życia, bo ich zakłady zbankrutowały, mimo prób ochrony ze strony rządów? I tak dalej i tak dalej. Cytując Kaczmarskiego: „ Nie wiem i nie wie chyba nikt na świecie, Choć wszyscy wszystko oglądali przecież”.
Patrząc na to wszystko pomyślałem, co mogli czuć mieszkańcy średniowiecznej Europy, w czasie o wiele bardzie śmiertelnych zaraz. My znamy wroga. Jego DNA jest powielane w tysiącach laboratoriów, a trójwymiarowe obrazy oglądane przez wszystkich. Oni tego nie znali. Wiedzieli, że trzeba uciekać, dzięki czemu powstał „Dekameron”. Pozostałe działania miały charakter raczej magiczny. Błagano bogów (już wtedy było ich niemało) o litość. Wiele z tego przetrwało do dziś. Choć o wirusie wiemy już sporo, a o innych zarazach wszystko, nadal bogowie mają, zdaniem wielu, coś do powiedzenia. Wyrazem tego, stały się loty nad Polska z monstrancją w oknie samolotu. W Bydgoszczy wybrano drogę naziemną i peregrynację pieszą. Musze przyznać, że widząc coś takiego, odczuwam zażenowanie. Jakby nie było, na dość ostre (niekiedy istotnie chamskie) komentarze w necie, jeden z luminarzy bydgoskiej medycyny, rzekł do kontestatorów : „morda w kubeł”. Chodziło o to, że ksiądz peregrynator, robi inne dobre rzeczy dla ludzi. Owych mocnych słów, jednak nie usłyszał z owych ust inny kapłan, znany bardzo, gdy zaprzeczał istnieniu pandemii i zachęcał do łamania zakazów. Może po prostu słowa owego bydgoskiego Savonaroli nie dotarły do uszu, werbalnego karciciela. Nie wiem czemu, ale najwięcej przypadków łamania zakazów „kręciło się” wokół kościoła. Policja rozwiązała pielgrzymkę bodaj z Łowicza do Częstochowy (przed poluzowaniem zakazów). Część pątników dotarła tam w mniejszych grupkach i zamiast, co wydawałby się naturalne, spotkać się z naganą ze strony Paulinów, że łamią piąte przykazanie, zostali powitani jak bohaterowie. Co więcej, następnego dnia „Nasz Dziennik” zamieścił artykuł o tytule (cytuję z pamięci) „zwycięstwo wiary nad pandemią” lub podobnie. Wyobraziłem sobie następującą sytuację. Z powodu pandemii mecz Arka Gdynia vs Widzew Łódź, odbywa się bez publiczności. Jednak grupa 200 kibiców, po krótkiej walce z policją , wdziera się na stadion i delektuje futbolem na żywo. Następnego dnia w „Przeglądzie Sportowym” na pierwszej stronie artykuł redakcyjny „Zwycięstwo piłki nad pandemią”.
Najbardziej jednak, rozbawiły mnie pseudoteorie socjologiczne i psychologiczne, antycypujące nasz świat po pandemii. Trzy tygodnie mniejszego ruchu na ulicach, miało zmienić człowieka. Trochę śmieszne w swej naiwności. W 1963 w ogrodzie zoologicznym w nowojorskiej dzielnicy Bronx, zorganizowano wystawę. Jednym z eksponatów było „najniebezpieczniejsze zwierzę na ziemi”. Zwiedzający ujrzeli lustro w kształcie klatki dla dzikich zwierząt. Oblicze bestii patrzyło im w oczy. Nie, nie będziemy ani lepsi ani gorsi. Choć, może właśnie gorsi. Zacznie się walka o byt, o utracone dobra, zarobki, o klienta i tak dalej. Bezpardonowa. Pewnie, były szlachetne gesty w czasie, gdy wielu ludzi narażając swoje życie, walczyło z chorobą. Ale były też „życzenia” aby lekarze czy pielęgniarki „spier….li” z bloku czy osiedla , bo zarażą dzieci. Sytuacje skrajne pokazują prawdę o człowieku. Jak każde zjawisko rozkłada się ona „normalnie”. I tak będzie zawsze, a podejrzewam, że pandemia COVID, jest dopiero przygrywką. Rozum jest przydatny, ale i niebezpieczny. Jak ogień, prąd, czy samochód. Dzięki niemu latamy jak ptaki, które widzieli z jaskiń nasi przodkowie i pływamy w głębinach jak ryby, które łowili. Przekazujemy informacje , czasami bezsensowne, miliardy razy szybciej niż średniowieczni heroldowie. Leczmy raka i gruźlicę. Ale nawet dziś boimy się paniczne nieznanego, niewidzialnego wroga, jak nasi przodkowie , którzy dziwili się dymienicom. Przypisywali je diabłom, lub gniewom bóstw za rozwiązłość i inne nieumiarkowanie. My mamy Gatesa, rząd światowy, masonów i żydowskich bankierów rozsiewających wirusy. Strach przyćmiewa rozum. Budzą się demony. Już je widać. Nie chciałbym być Kasandrą, ale będzie ich więcej. Wyjdą z nas. Oby się mylił, lecz zapewne już się tego nie dowiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz