„Naturo, bezlitosna i bezwzględna,
Co o niczym nie wiesz i o nic nie
dbasz”
A..E.
Housman, poeta angielski
Jakiś czas temu
przez media przetoczyła się dyskusja na
temat zasadności wykładania w szkołach teorii Darwina. Trzeba trafu, że jej
inicjatorem był wiceminister oświaty (pan Orzechowski). W sukurs przyszedł mu
profesor genetyki drzew, który podał dość trzeba przyznać śmiałą tezę, że
ludzie żyli onegdaj razem z dinozaurami, czego dowodem jest Smok Wawelski. Żeby
upewnić tych, którzy sądzili, że to spóźniony Prima Aprilis, iż są w błędzie
pan poseł urządził w Europarlamencie konferencje prasową dla „naukowców” , uważających
podobnie jak on, że świat został stworzony przez Boga 6450 lat temu w postaci w
jakiej mamy okazję obecnie go oglądać.
Właściwie można by jak napisał Mark Twain „spuścić na to widowisko
zasłonę miłosierdzia”, lecz okazuje się, że w wielu krajach (nie teokratycznych)
teoria ewolucji jest co najmniej konstatowana. Szokującym jest fakt rozpowszechniania
podobnych bredni przez ludzi z tytułami naukowymi oraz jak w przypadku naszego
ministra mającego kiedyś realny wpływ na
nauczanie młodzieży. Choć Kościół poprzez usta Jana Pawła II oraz oświadczenie
Episkopatu przyznaje, że bezpośredni kreacjonizm nie należy już do magisterium
jego magisterium, nie miało to większego wpływu na stanowiska wymienionych
osób.
Dyskusja nad
tym problemem trwa już co najmniej od ogłoszenia prze sir Charlsa swoich
przemyśleń. Sadzę jednak, że i przed nim byli ludzie, którym nie do końca
odpowiadały słowa zapisane w Biblii. Do pytań tych jeszcze zresztą powrócimy.
Kilkanaście lat
temu ogłoszono informację o odczytaniu ludzkiego genomu. Wybitni przedstawiciele
zawodu lekarskiego antycypowali wówczas w „Wiadomościach” co też będzie można
za kilka lat uzyskać. Słowa: wieczna młodość, zwycięstwo nad rakiem, to tylko
niektóre z motywów tamtego dnia. A jednak sytuacja nie jest wcale taka jasna.
To tak jakbyśmy poznali ilość miejsc na parkingu. Teraz trzeba się dowiedzieć,
jakie tam samochody parkują i dlaczego właśnie takie. I jeszcze najważniejsze:
co też one przewożą. Ale, żeby nie być malkontentem przyznajmy odkrycie
wielkie, choć spora grupa naukowców przyznaje się do ojcostwa. Czemuż jednak genetyka
budzi takie emocje? Jaką rolę odgrywa dziedziczenie w życiu na Ziemi? Odpowiedź
na to pytanie stanowi równocześnie deklarację światopoglądową. Kreacjonizm czy
ewolucja?. Geny czy nadprzyrodzone siły sprawcze? Te pytania, na które istnieją
różne odpowiedzi, nurtują ludzkość od czasów Mendla i Darwina. W pytaniach tych
zawarty jest nie tylko problem początku i rozwoju świata, to także pytania o
sens cierpienia, śmierci, walki o byt i przedłużenia gatunku, a może tylko zapisu
genetycznego. Istnieją teorie, że tylko taki świat, jaki oglądamy jest możliwy.
Wynika to z takiego a nie innego ładunku elektronu czy wielkości jądra atomu
helu. Przesunięcie tychże, choćby o niemierzalną wartość spowodowałaby niestabilność,
która uniemożliwiłby powstanie zjawiska zwanego życiem. Lecz podobno w odległych
galaktykach odkryto węglowodany. Czyżby zatem życie w rozumieniu ziemskim
kwitło jeszcze gdzieś? Na odpowiedź zapewne trzeba będzie jeszcze długo
poczekać.
Do czasu podróży Darwina dookoła świata
sprawa była dość jasna: Bóg stworzył świat kilka tysięcy lat temu, od razu ze
wszystkimi stworzeniami i oczywiście człowiekiem jako panem i strażnikiem
boskiego dzieła. Nawet w języku można odnaleźć echo tej teorii. Przecież zwierzęta
nazywamy inaczej właśnie stworzeniami. Znaleziska kości prehistorycznych gadów
nieco zaburzały ten obraz, lecz uważano je za artefakty niegodne uwagi
prawdziwej nauki. Co rusz odbywam dyskusję z przedstawicielami jednego z kościołów, skądinąd inteligentnymi ludźmi,
którzy z całą powagą, podobnie jak prof. Giertych zaprzeczają istnieniu dinozaurów
w epoce im przypisywanej, oraz teorii ewolucji. Przyznam ze skruchą, że wobec
tak skrajnego stanowiska jestem intelektualnie bezsilny. W jednym ze stanów USA
na skutek nacisku ortodoksyjnych wyznawców kreacjonizmu zakazano wykładania teorii
ewolucji, jako dowiedzionej i zgodnej ze współczesną wiedzą.
Próby pogodzenie religii (ortodoksyjnej) i
nauki są niezwykle trudne. Papież Jan Paweł II w encyklice „Fides et ratio” oraz
na spotkaniu z naukowcami w Toruniu, w 1999 roku, próbował rozgraniczać, a
jednocześnie godzić te sprawy. Pozostaje kwestią otwartą czy jest to możliwe. Dla
pogodzenia tych sprzecznych interpretacji stworzenia i działania wszechświata
ukuto teorię: „ nonoverlapping magisteria”, co można by przetłumaczyć jako:
„nie zachodzące na siebie (niesprzeczne) wyjaśnianie istoty rzeczy”. Krótko
mówiąc zdaniem zwolenników tejże teorii, zarówno tłumaczenie w oparciu
magisterium Kościoła jak i odkrycia naukowe są słuszne, do pogodzenia ze sobą i
nie wykluczają się wzajemnie.
W ostatnich latach modna stała się
teoria „inteligentnego projektu” czyli zakładająca kreację świata jako takiego
przez istotę nadprzyrodzoną z równoczesnym działaniem zjawisk opisywanych przez
naukę jak np. ewolucji. Hipoteza moim zdaniem dość karkołomna i bliższe są mi
tu słowa R. Dawkinsa : „ Gdy mamy do
czynienia z dwoma przeciwstawnymi poglądami głoszonymi z równym przekonaniem,
prawda niekoniecznie leży dokładnie pośrodku. Może okazać się, ze jedna ze
stron po prostu się myli” .
Sam Karol Darwin, nim ogłosił teorię ewolucji,
poddawał ją przez dwadzieścia lat krytycznej analizie. O wiele dłużej
zastanawiał się nad swoim stosunkiem do religii, nim stał się agnostykiem.
Badacze jego biografii twierdzą, że wpłynęły na tę decyzję dwa fakty. Pierwszym
była śmierć jego córki, zaś drugim właśnie odkrycie praw rządzących naturą, a
jednocześnie jej niepisanego okrucieństwa i braku jakichkolwiek zasad, które
ludzie nazywają moralnością. Jeżeli, jak oznajmia Pismo, człowiek stworzony
jest na obraz i podobieństwo Boga, jego optyka percepcji świata powinna być
bliska boskiej. A jednak człowiek dostrzega wokół siebie tyle zła,
bezsensownego cierpienia i bólu, że zaczyna powątpiewać w boskie pochodzenie
natury. Ten właśnie argument najczęściej podawany jest przez ludzi, którzy wiarę
utracili. To pytanie pierwszy sformułował Leibniz w „Teodycei”. Odpowiedzi, która
zadowoliłaby wszystkich jak dotąd nie udzielono. Zasada świata jest prosta, aby
przeżyć trzeba zabić, a samemu uniknąć śmierci. Wśród dzikiej przyrody śmierć
naturalna jest rzadkością i dotyczy stworzeń ze szczytów piramidy pokarmowej.
Niektóre zachowania zwierząt budzą odrazę, lecz tylko dlatego, że oceniane są
ludzką miarą. Klasycznym przykładem, który już Darwinowi spędzał sen z powiek,
jest cykl rozwojowy osy samotnej zwanej gąsienicznikiem. Otóż samica tego owada
składa jaja w ciele gąsienicy konika polnego. Przedtem żądli ja w zwój nerwowy,
aby spowodować paraliż, lecz nie śmierć. Rozwijające się larwy zjadają zatem powoli
wnętrze żyjącego stworzenia. Przejęty ojciec ewolucji pisał: „Nie potrafię sobie wyobrazić, że miłościwy i
wszechmocny Pan mógł w sposób celowy stworzyć gąsieniczniki z wyraźnym
przeznaczeniem ich do odżywiania się w ciałach żywych gąsienic”. Odpowiedź
na to pytanie każdy musi dać sobie sam. Darwin pisał o problemie wiary: ”W moim najgłębszym przekonaniu jest to
problem przekraczający możliwości ludzkiego intelektu (...). Niechaj każdy człowiek
ma nadzieję i wierzy w to, co mu odpowiada”.
Natura jest indyferentna. Nie jest
ani dobra ani zła, oczywiście w ludzkim odczuciu tych pojęć. Natura po prostu
jest. Tak jak rodzice są już na świecie gdy się rodzimy i tego faktu nie da się
zmienić. Zaryzykujmy więc twierdzenie, że świata nie da się opisać ludzkimi
pojęciami z zakresu moralności, etyki i innych cech z gatunku tak zwanych uczuć
wyższych. Jak więc tego dokonać? Oczywiście na to pytanie nie ma jednoznacznej
i powszechnie przyjętej odpowiedzi. Tu tkwi różnorodność światopoglądowa.
Niewątpliwie ze wszystkich prób
opisu świata, najbardziej bliskie prawdzie jest podejście naukowe.
Niezaprzeczalnym faktem jest to, że dotychczas to raczej religia ustępowała
pola nauce niż odwrotnie. Oczywiście nie odbyło się bez drobnych, rzekomych
zwycięstw religii, że wymienimy Galileusza czy Gordiano Bruno. Jednak słynne
Galileuszowe: „ A jednak się kręci”
zapowiadało pełne zwycięstwo Prawdy. Apologeci Kościoła oczywiście podkreślą
fakt, że to przecież tylko ludzie błędnie interpretowali Pismo i stąd całe
zamieszanie. Ponadto Galileusz doczekał się rehabilitacji. Dość późno trzeba
przyznać. Cały ten wywód jednak, nie ma na celu deprecjacji wiary w Boga, lecz
jedynie ma wykazać, że sztywna interpretacja tekstów religijnych prowadzi
donikąd.
Naukowiec musi dążyć do odkrycia
praw rządzących światem niezależnie od swojego podejścia do religii. W
niektórych dziedzinach nauki staje się to jednak trudne. W roku 1914 psycholog
James Leuba przeprowadził wśród amerykańskich naukowców test, sprawdzający ich
wiarę w Boga. Zadał dwa pytania będące fundamentem wiary: „Czy wierzysz w Boga będącego w uczuciowym i intelektualnym kontakcie z
ludźmi i na którego decyzje wpływają Twoje modlitwy. I po drugie, czy wierzysz
w osobistą nieśmiertelność”. Pytania te ponownie zadano naukowcom w roku
1933, 1996 i 1998. Okazało się, że czterech na dziesięciu ankietowanych w ten
sposób wierzyło w Boga. Liczba ta nie zmieniła się w kolejnych badaniach, także
współcześnie. Jednak elita naukowa - członkowie Amerykańskiej Akademii Nauki w
90% deklarowała ateizm, a wśród biologów odsetek ten wynosił 95. Wśród tego
grona zdarzają się również ludzie głęboko wierzący, lub tacy jak cytowany już Richard Dawkins „guru” neodarwinizmu, który
wiarę w Boga porównuje do wiary w dobre wróżki. Dawkins właśnie jest autorem
jednej z ciekawszych interpretacji natury, której wykład zamieścił w swej książce
„Samolubny gen”. I tu wracamy do początku artykułu. Geny. Czym są? Czy tylko
narzędziem do przekazywania cech do następnych pokoleń, czy może to one
stanowią istotę rzeczy, a cały świat jest jedynie dekoracją genetycznego teatru?
Ta z pozoru absurdalna idea, wymaga bliższego przyjrzenia się nim zostanie z
niesmakiem odrzucona jako urągająca szczytnemu posłannictwu człowieka na Ziemi.
Nasz ogląd świata jest skażony (oczywiście nie w negatywnym sensie) kulturą,
religią, normami społecznymi, prawem etc. A jednak, gdy uda nam się zdjąć owe
filtry, możemy dostrzec czystą biologię zwierzęcia o nazwie gatunkowej Homo sapiens. To tak jakby pierwsze
filmy braci Lumiere oczyścić komputerowo z zadrapań, przywrócić normalną
szybkość przesuwu taśmy. Zobaczymy tamten świat takim, jaki był w celowniku
kamery pierwszych operatorów. To zadanie trudne, a rezultaty, choć czyste i
piękne logicznie, napełniają smutkiem.
Klasyczny darwinizm głosi, że
ewolucja polega na faworyzowaniu cech pomagających w przetrwaniu w określonych
warunkach i eliminowaniu niepotrzebnych, a zwłaszcza obarczonych wydatkiem
energetycznym. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że to właśnie człowiek dokonał
wyłomu w tym prawie. Stać nas na „ewolucyjne fanaberie”, choć nieraz płacimy za
nie słono. Piękno przyrody nie zostało stworzone dla nas. Jesteśmy jedynie
przypadkowymi widzami spektaklu zwanego naturą. Rajski ptak, ani paw nie
stroszą piór dla ludzi. Nawet słowik nie śpiewa dla Julii czy Romea. Śpiewa
jedynie po to by znaleźć samicę i przekazać cząstkę siebie, swoje geny. Mówi
samicy, tak jak każdy samiec, tylko to: „Popatrz jestem piękny i silny, mam
dobre geny. Twoje potomstwo spłodzone ze mną będzie takie jak my, a może
jeszcze lepsze!” To samo przekazuje jeleń na rykowisku, lew na sawannie czy
goryl w dżungli. A ludzie? Oczywiście, że znalezienie partnera życiowego nie
odbywa się tak prosto. Jednak ośmielam się twierdzić, że nie odeszliśmy bardzo
daleko od naszych braci mniejszych. Na co zwracamy uwagę obserwując ludzi w
tłumie? Na cechy zewnętrzne rzecz jasna. Czym jest uroda kobiety i tak zwana
przystojność mężczyzny. Jest oznaka zdrowia, a ogólniej czegoś co nazwalibyśmy
dobrostanem. Tu mieszczą się już cechy związane z cywilizacją, takie jak
elegancki ubiór, dobry samochód, itp. Powie ktoś, przecież ta urocza pani czy
przystojny pan mogą okazać się kretynami niegodnymi minuty rozmowy. Zgoda. Ale
to właśnie na niej lub na nim zatrzyma się Twój wzrok, a dopiero potem omówicie
poglądy Platona czy rezultaty odkrycia sekwencji genów w chromosomie 21.
Człowiek nie ma barwnych piór czy siły lwa, ma jednak pieniądze, dom, samochód,
inteligencję... . Osobiście widzę tu wspólny mianownik.
Pozostaje jednak jeszcze co
najmniej jedna kwestia. Jako część przyrody (temu nikt nie zaprzecza),
podlegamy jej prawom. Cała historia współczesnego człowieka, to historia jego
walki z przyrodą i przy okazji z bliźnimi. W wielu miejscach udało się nam
odnieść wielkie zwycięstwa. Twory cywilizacji na trwałe zrosły się z naturalną
przyrodą zazwyczaj niszcząc ja bezpowrotnie. Nie wszystko jednak idzie po myśli
człowieka. Przede wszystkim nadal starzejemy się i umieramy a nade wszystko
cierpimy. Czym jest cierpienie? Odpowiedzi na to pytanie zależy od
światopoglądu, o czym pisałem w poprzednim artykule..
Cierpienie jest przypadkiem
genetycznym lub losowym. Mówimy rzecz jasna o cierpieniu fizycznym, choć i
pewnie konstrukcja naszej psyche zależy od genów. Cierpienie nie ma żadnego
sensu transcendentnego, a ból sam w sobie jest jedynie sygnałem o tym, że coś
się złego w naszym organizmie dzieje. Tylko tyle, a może aż tyle. To co robimy
cierpiąc to już zupełnie inna sprawa i ona natury nie interesuje. Można
przeklinać i bluźnić, lub cierpieć w milczeniu dając przykład świętości.
Pytanie o efekt takich zachowań ma jedynie sens filozoficzny lub religijny.
Codziennie otwieramy los
genetycznej loterii. Czytamy wyrok na dziś: będziesz zdrowy, dowiesz się że
masz raka, dziś umrze Twoja matka i tak dalej. Niekiedy znudzeni samymi wygranymi
zapominamy o fatum, które i tak przyjdzie.
Naukowcy, którzy odkryli zapis
genetyczny człowieka, są niczym dzieci, które przed otwarciem próbują znaleźć
pełne losy. Ale jak pamiętam z czasów mego dzieciństwa w kiosku „Ruchu”, który
stał przy drodze do mojej szkoły, było ich zawsze bardzo mało, a może w ogóle...
.
Bardzo ciekawy wpis. Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńBylo wiele prob pogodzenia nauki z religia, o czym Pan wlasnie napisal. Jednak te proby konczyly sie niepowodzeniem.
OdpowiedzUsuńBliskie mi sa slowa Sama Harrisa, ktory napisal, ze "wiara religijna to zwykle nic więcej, niż pozwolenie, jakie religijni ludzie dają sobie nawzajem, by wierzyć w rzeczy bez dowodów". Dowodow dostarcza nauka.
P.S. Cudownie wrocic z urlopu i miec tak wiele ciekawych wpisow do czytania!