niedziela, 2 czerwca 2013

OCZYWISTA OCZYWISTOŚĆ CZYLI "PAN MATEUSZ"


Podobno przed wojną, jedno z czołowych wydawnictw literackich postawiło uczcić okrągłą rocznicę urodzin albo śmierci Mickiewicza, pomnikowym wydaniem "Pana Tadeusza". Książka na najlepszym papierze, okładka ze skóry, tłoczone na niej złote litery etc. Rzecz owa była oczkiem w głowie Szefa, odchodził na emeryturę i to właśnie wydanie miało być ukoronowaniem jego kariery.  Nie było jeszcze wówczas programów sprawdzających pisownię, składających tekst, zamieniających czcionki. W ogóle nie było komputerów. Korektorzy i zecerzy odpowiedzialni byli za błędy w druku. Aby ich uniknąć Szef postanowił, że jeśli przed oddaniem do druku ktoś znajdzie jakaś literówkę czy inny błąd otrzyma 150 zł (suma dość znaczna na owe czasy). Ochoczo więc zabrano się do dzieła i istotnie odnaleziono cztery literówki. Po takim sprawdzeniu rozpoczęto druk. Po kilku dniach do gabinetu Szefa wszedł kierownik drukarni i z promiennym uśmiechem oświadczył, że dzieło skończone, a książki czekają na wysyłkę do księgarń. Oczywiste, że pierwszy egzemplarz należy do Szefa. Ten wziął z rąk drukarza paczkę i odwinął papier. Na biurku leżała w ciemną skórę oprawna księga. Lśnił przepięknie złotem tłoczony tytuł. Wydawca spojrzał nań i … i omal nie zemdlał. Złote litery układały się w dwa słowa: "Pan Mateusz".

Zapyta ktoś, a jaki z tego morał? Otóż taki, że najtrudniej znaleźć błąd w tytule. To co oczywiste wydaje się niezmienne, trwałe i niemożliwe do pomylenia z niczym innym. Zawsze szukamy błędów czy zmian w szczegółach. Wielcy lekarze powiadają, że nie należy szukać rzadkich chorób, opisanych drobnym drukiem w opasłych tomach, a raczej mniej typowych objawów "popularnych" dolegliwości. Przyzwyczajamy się do niezmienności pewnych stałych ram. Najczęściej jesteśmy zdrowi, dzieci dobrze się uczą i nie ma z nimi kłopotów, dziadkowie chętnie zaopiekują się nimi gdy musimy gdzieś wyjechać. W pracy jako tako, może lepiej niż innym, może gorzej i super, że w ogóle ją mamy.  Dzień za dniem, tydzień za tygodniem, rok za rokiem. Jakbyśmy czytali "Pana Tadeusza" , nie zwracając uwagi na to co jest na okładce. Ale Mateusz czai się za drzwiami, wślizguje się jak złodziej, bezszelestnie. Warto od czasu do czasu rzucić okiem na stronę tytułową naszego życia. Może już tam jest?

1 komentarz:

  1. Cóż za pyszna dykteryjka!
    Pięknie opowiedziana i ze stosownym zakończeniem właściwie zaakcentowanym... . Poproszę o więcej!

    OdpowiedzUsuń