Historia vitae magistra est
Choć większość
jest przekonana, że nowe tysiąclecie już nadeszło rok temu, to okazuje się,
że jako zwykle nie ma racji. Rację
natomiast mają elity, które wiedziały, że nie warto inwestować w kreacje w roku
1999, a trzeba te dwanaście miesięcy poczekać. Dzięki tak długim obchodom mam
okazję napisać
tekst, który zamierzam poświęcić refleksjom na temat osiągnięć i klęsk wieku
XX.
Przełom tamtych wieków zastał naukę
światową niczym skoczka wzwyż na rozbiegu. Poprzeczka ustawiona na nowy rekord,
a kondycja doskonała. Fizyka nie ma już tajemnic, ziarno ewolucji kiełkuje na
coraz żyźniejszej glebie, parowce tną Atlantyk, telegraf przekazuje wiadomości
z zawrotną szybkością, a choroby zakaźne będą na pewno niegroźne dzięki panu
Pasteurowi. Pan Erlich ponoć już pracuje nad lekiem na, Państwo wybaczą,
syfilis. Uczestnicy balów noworocznych zadowoleni więc oddają w szatniach
szapoklaki i futra, pijąc powitalnego szampana i tylko jakiś Planck i niejaki
Einstein szukają dziury w całym. Jak się okaże znajdą i to niemałą.
Epoka fin de siecle nie
przewidywała wszystkiego co przyniesie wiek XX. Z całą jednak pewnością można
stwierdzić, że pierwsze dwadzieścia lat, a w tym I Wojna Światowa, to następstwo
polityki XIX-wiecznej. Świat ówczesny jest niczym „Titanic” płynący ku nieuchronnemu,
lecz pasażerowie światowej trzeciej
klasy też chcą znaleźć miejsce w szalupie ratunkowej. W Rosji udaje im się
nawet utopić większość posiadaczy droższych biletów. Szaleństwo wojny owocuje
powstaniem ruchów pacyfistycznych i Ligi Narodów, które nie zdołają zapobiec
jeszcze większej tragedii.
Tymczasem rozwija się dalej nauka,
a wraz z nią medycyna. Wojna sprzyja podejmowaniu śmiałych, nowatorskich
pomysłów, które w czasach pokoju musiałyby długo czekać na realizację. Dotyczy
to zwłaszcza chirurgii i innych dziedzin
zabiegowych, które właśnie wówczas zaczynają się usamodzielniać.
Opracowany prze Carella szew naczyniowy ratuje tysiące kończyn przed amputacją.
Diagnostyka rentgenowska dociera na fronty, dzięki pierwszym ruchomym aparatom.
Zasady aseptyki i antyseptyki zdają egzamin w ogniu walk. Szczepienia stają się
powszechniejsze, a świat dowiaduje się o istnieniu witamin, enzymów, hormonów i
prądów emitowanych przez serce i mózg.
Gdy przez pola Europy przetaczają
się wrogie armie Albert Einstein dochodzi do wniosku, że fizyka newtonowska nie
opisuje w całości zjawisk zachodzących we Wszechświecie. Nic nie jest stałe,
wszystko jest względne. Może być falą lub cząstką. Na poziomie cząstek rządzą
inne prawa opisane przez Maxa Plancka.
Materia związana jest z energią poprzez najsłynniejszy w fizyce wzór.
Lecz czy umierający pod Verdun żołnierz patrząc ostatni raz na niebo wiedział,
że patrzy na światło gwiazd sprzed miliardów lat?
Świat nie przejmuje się jednak
teorią względności. Tu na Ziemi czas
biegnie normalnie, od narodzin do śmierci. Powojenny kryzys ogarnia USA i
Europę doprowadzając wielu do skrajnej nędzy, a w Rosji radzieckiej nawet
kanibalizmu.
Rozwój fizyki, chemii, fizjologii
jest olbrzymi. Pawłow dzwoni psom, nie przewidując, że za kilkanaście lat ktoś
zastąpi je ludźmi. Freud wyjaśnia niepokoje ludzkości. Lecz czy do końca? Rodzą
się demony, choć rozum wydaje się czuwać. Stalin buduje utopijne państwo powszechnej
szczęśliwości, Hitler roi o potędze Germanów. W laboratoriach Fleminga grzybek
niszczy bakterie, a psy po pancreatectomii chorują na cukrzycę.
Ktoś wybija szybę w żydowskim
sklepie, gdy Heinsenberg i Schroedinger
zgłębiają budowę atomu. Sulfonamidy wkraczają do Klinik a Fuhrer do Austrii.
Nowa wojna przynosi zniszczenia o jakich nie śniło się nawet weteranom
poprzedniej. Obozy koncentracyjne ukazują nieznaną dotąd prawdę o człowieku
jako najpodlejszej a zarazem najwznioślejszej istocie na Ziemi. Stają się
również miejscem doświadczeń medycznych, z których zwycięzcy korzystali przez
długie lata. Mikrobiologia amerykańska wiele ma do zawdzięczenia japońskim „kolegom”
eksperymentującym na alianckich jeńcach. Po tej wojnie nie ma już nic świętego,
granice norm moralnych, zatarły się, choć pozostaje sprawą dyskusji czy tylko
traumatyczne wydarzenia wojenne przyczyniły się do zmiany. Ta wojna znów
przyspieszyła rozwój naukowy. Reaktor i bomba atomowa, radar, wprowadzenie
antybiotyków, samoloty odrzutowe i rakiety to tylko niektóre z długiej listy.
Paradoks polega na tym, że Armstrong nie stąpałby po Księżycu w roku 1969, gdyby w 1944 w
Londynie nie ginęli ludzie. Cóż Werner
von Braun konstruował różne rakiety... .
Jeden z naukowców amerykańskich
zapytany o największe odkrycie XX wieku odrzekł bez wahania: tranzystor. Bez
niego nie byłoby lotów kosmicznych, komputerów, telefonów komórkowych i wielu,
wielu innych rzeczy.
Rozwój medycyny w drugiej połowie
XX wieku przypomina rozpędzający się samochód. Nie sposób zauważyć wszystkich
szczegółów gdy nas mija. Nowe techniki diagnostyczne, przeszczepy, chirurgia
małoinwazyjna to sztandarowe osiągnięcia nauk klinicznych. O badaniach
podstawowych nie sposób wspominać, bo
ich pobieżne omówienie zajęłoby całą objętość numeru. DNA, biochemia,
receptory, inżynieria genetyczna czy klonowanie to hasła-tytuły pierwszych
stron gazet.
Osiągnięcia nauki XX wieku budzą
zachwyt i grozę. Możliwości przedłużenia życia istot dotkniętych nieuleczalnymi chorobami czy po ciężkich
urazach, zrodziły pytania o jego granice. Nie ma i długo nie będzie
jednoznacznych i czystych moralnie odpowiedzi. Nauka nie powiedziała jeszcze
ostatniego słowa. Ta dyskusja przeniesie się na wiek XXI, o czym już
pisałem.
Rozwój nauki nie idzie również w parze z rozwojem społecznym. Ksenofobia,
rasizm, szowinizm i fundamentalizm religijny towarzyszą wojnom, które trwają
bez przerwy. Od 8 maja 1945, żaden dzień nie był dniem pokoju. Oglądamy te
wojny w telewizji przegryzając kolacje, podziwiając celność z jaką bomba wpada
do budynku przez np. komin. Jak mawiał poeta: „Niech na całym świecie wojna, byle
polska wieś spokojna”. Ale ta wieś to również Sarajewo, Grozny czy Jerozolima.
A i my mamy stereotyp „Prawdziwego Polaka”, jakże chętnie propagowany w
niektórych środowiskach. Demony nie śpią nawet nad leniwą Wisłą.
Upadek komunizmu udowodnił, że nie
można zbudować szczęśliwości dając wszystkim to samo. Człowiek dąży
podświadomie do bycia różnym, w jego pojęciu lepszym.
Wiek XX mimo bagażu uprzedniego
stulecia pogłębił jeszcze nierówności, do których dołączyły plagi nowych
chorób, choć wydawało się, że epokę epidemii mamy za sobą. Malaria, AIDS
zbierają i zbierać będą swe żniwo. Nikt nie zapewnił miliardom nędzarzy z
Afryki i Azji opieki zdrowotnej i edukacji. Oni przeżywają swój czas nie widząc
ani lekarza ani nauczyciela. I na nic wysiłki setek tysięcy wolontariuszy,
fundamentaliści religijni czy skrajni nacjonaliści kształtują ich tak, jak
chcą. Dzieci zabijają i są zabijane w imię Allacha, Boga czy diabła.
Taki był wiek XX. Czas tworzenia i
obłędnego niszczenia. Całe narody dały się ponieść ku zagładzie i moralnemu
dnu. Ale widać było to możliwe i w człowieku drzemią pokłady zła. Gdzieś jednak
działali tacy ludzie jak Albert Schweitzer czy Einstein. Ale to nie oni podtrzymali
świat. Zrobili to wszyscy ci, którzy w swym codziennym cichym działaniu ratowali
coś co nazywa się człowieczeństwem. Nie przed kamerami telewizji ale w zaciszu
własnych domów i środowisk. Tam bowiem był prawdziwy świat XX wieku, który
wyznawał ową talmudyczną prawdę: „Kto uratował jedno życie, cały świat ocalił”.
Dzięki nim możemy bawić się w Sylwestra, ufając ,że „ludzi dobrej woli jest
więcej”.
Dobry mądry tekst, który daje nadzieję.
OdpowiedzUsuń- Dzięki.
Dzięki Maćku Staram się trzymać poziom
OdpowiedzUsuńMożna stwierdzić, ze po 13 latach świat kręci się nie inaczej, a więc refleksje nadal na czasie.
OdpowiedzUsuń