niedziela, 9 czerwca 2013

PRAWDZIWY KONIEC WIEKU

Tekst jaki napisałem 12 lat temu. Jakoś dalej aktualny


Historia vitae magistra est

                             

Choć większość jest przekonana, że nowe tysiąclecie już nadeszło rok temu, to okazuje się, że  jako zwykle nie ma racji. Rację natomiast mają elity, które wiedziały, że nie warto inwestować w kreacje w roku 1999, a trzeba te dwanaście miesięcy poczekać. Dzięki tak długim obchodom mam okazję napisać tekst, który zamierzam poświęcić refleksjom na temat osiągnięć i klęsk wieku XX.

Przełom tamtych wieków zastał naukę światową niczym skoczka wzwyż na rozbiegu. Poprzeczka ustawiona na nowy rekord, a kondycja doskonała. Fizyka nie ma już tajemnic, ziarno ewolucji kiełkuje na coraz żyźniejszej glebie, parowce tną Atlantyk, telegraf przekazuje wiadomości z zawrotną szybkością, a choroby zakaźne będą na pewno niegroźne dzięki panu Pasteurowi. Pan Erlich ponoć już pracuje nad lekiem na, Państwo wybaczą, syfilis. Uczestnicy balów noworocznych zadowoleni więc oddają w szatniach szapoklaki i futra, pijąc powitalnego szampana i tylko jakiś Planck i niejaki Einstein szukają dziury w całym. Jak się okaże znajdą i to niemałą.

Epoka fin de siecle nie przewidywała wszystkiego co przyniesie wiek XX. Z całą jednak pewnością można stwierdzić, że pierwsze dwadzieścia lat, a w tym I Wojna Światowa, to następstwo polityki XIX-wiecznej. Świat ówczesny jest niczym „Titanic” płynący ku nieuchronnemu, lecz pasażerowie światowej  trzeciej klasy też chcą znaleźć miejsce w szalupie ratunkowej. W Rosji udaje im się nawet utopić większość posiadaczy droższych biletów. Szaleństwo wojny owocuje powstaniem ruchów pacyfistycznych i Ligi Narodów, które nie zdołają zapobiec jeszcze większej tragedii.

Tymczasem rozwija się dalej nauka, a wraz z nią medycyna. Wojna sprzyja podejmowaniu śmiałych, nowatorskich pomysłów, które w czasach pokoju musiałyby długo czekać na realizację. Dotyczy to zwłaszcza chirurgii i innych dziedzin  zabiegowych, które właśnie wówczas zaczynają się usamodzielniać. Opracowany prze Carella szew naczyniowy ratuje tysiące kończyn przed amputacją. Diagnostyka rentgenowska dociera na fronty, dzięki pierwszym ruchomym aparatom. Zasady aseptyki i antyseptyki zdają egzamin w ogniu walk. Szczepienia stają się powszechniejsze, a świat dowiaduje się o istnieniu witamin, enzymów, hormonów i prądów emitowanych przez serce i mózg.

Gdy przez pola Europy przetaczają się wrogie armie Albert Einstein dochodzi do wniosku, że fizyka newtonowska nie opisuje w całości zjawisk zachodzących we Wszechświecie. Nic nie jest stałe, wszystko jest względne. Może być falą lub cząstką. Na poziomie cząstek rządzą inne prawa opisane przez Maxa Plancka.  Materia związana jest z energią poprzez najsłynniejszy w fizyce wzór. Lecz czy umierający pod Verdun żołnierz patrząc ostatni raz na niebo wiedział, że patrzy na światło gwiazd sprzed miliardów lat?

Świat nie przejmuje się jednak teorią względności. Tu na  Ziemi czas biegnie normalnie, od narodzin do śmierci. Powojenny kryzys ogarnia USA i Europę doprowadzając wielu do skrajnej nędzy, a w Rosji radzieckiej nawet kanibalizmu.

Rozwój fizyki, chemii, fizjologii jest olbrzymi. Pawłow dzwoni psom, nie przewidując, że za kilkanaście lat ktoś zastąpi je ludźmi. Freud wyjaśnia niepokoje ludzkości. Lecz czy do końca? Rodzą się demony, choć rozum wydaje się czuwać. Stalin buduje utopijne państwo powszechnej szczęśliwości, Hitler roi o potędze Germanów. W laboratoriach Fleminga grzybek niszczy bakterie, a psy po pancreatectomii chorują na cukrzycę.

Ktoś wybija szybę w żydowskim sklepie, gdy Heinsenberg i  Schroedinger zgłębiają budowę atomu. Sulfonamidy wkraczają do Klinik a Fuhrer do Austrii. Nowa wojna przynosi zniszczenia o jakich nie śniło się nawet weteranom poprzedniej. Obozy koncentracyjne ukazują nieznaną dotąd prawdę o człowieku jako najpodlejszej a zarazem najwznioślejszej istocie na Ziemi. Stają się również miejscem doświadczeń medycznych, z których zwycięzcy korzystali przez długie lata. Mikrobiologia amerykańska wiele ma do zawdzięczenia japońskim „kolegom” eksperymentującym na alianckich jeńcach. Po tej wojnie nie ma już nic świętego, granice norm moralnych, zatarły się, choć pozostaje sprawą dyskusji czy tylko traumatyczne wydarzenia wojenne przyczyniły się do zmiany. Ta wojna znów przyspieszyła rozwój naukowy. Reaktor i bomba atomowa, radar, wprowadzenie antybiotyków, samoloty odrzutowe i rakiety to tylko niektóre z długiej listy. Paradoks polega na tym, że Armstrong nie stąpałby  po Księżycu w roku 1969, gdyby w 1944 w Londynie nie ginęli ludzie. Cóż  Werner von Braun konstruował różne rakiety... .

Jeden z naukowców amerykańskich zapytany o największe odkrycie XX wieku odrzekł bez wahania: tranzystor. Bez niego nie byłoby lotów kosmicznych, komputerów, telefonów komórkowych i wielu, wielu innych rzeczy.

Rozwój medycyny w drugiej połowie XX wieku przypomina rozpędzający się samochód. Nie sposób zauważyć wszystkich szczegółów gdy nas mija. Nowe techniki diagnostyczne, przeszczepy, chirurgia małoinwazyjna to sztandarowe osiągnięcia nauk klinicznych. O badaniach podstawowych  nie sposób wspominać, bo ich pobieżne omówienie zajęłoby całą objętość numeru. DNA, biochemia, receptory, inżynieria genetyczna czy klonowanie to hasła-tytuły pierwszych stron gazet.

Osiągnięcia nauki XX wieku budzą zachwyt i grozę. Możliwości przedłużenia życia istot dotkniętych  nieuleczalnymi chorobami czy po ciężkich urazach, zrodziły pytania o jego granice. Nie ma i długo nie będzie jednoznacznych i czystych moralnie odpowiedzi. Nauka nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Ta dyskusja przeniesie się na wiek XXI, o czym już pisałem.  

Rozwój nauki nie idzie również  w parze z rozwojem społecznym. Ksenofobia, rasizm, szowinizm i fundamentalizm religijny towarzyszą wojnom, które trwają bez przerwy. Od 8 maja 1945, żaden dzień nie był dniem pokoju. Oglądamy te wojny w telewizji przegryzając kolacje, podziwiając celność z jaką bomba wpada do budynku przez np. komin. Jak mawiał poeta: „Niech na całym świecie wojna, byle polska wieś spokojna”. Ale ta wieś to również Sarajewo, Grozny czy Jerozolima. A i my mamy stereotyp „Prawdziwego Polaka”, jakże chętnie propagowany w niektórych środowiskach. Demony nie śpią nawet nad leniwą Wisłą.

Upadek komunizmu udowodnił, że nie można zbudować szczęśliwości dając wszystkim to samo. Człowiek dąży podświadomie do bycia różnym, w jego pojęciu lepszym.

Wiek XX mimo bagażu uprzedniego stulecia pogłębił jeszcze nierówności, do których dołączyły plagi nowych chorób, choć wydawało się, że epokę epidemii mamy za sobą. Malaria, AIDS zbierają i zbierać będą swe żniwo. Nikt nie zapewnił miliardom nędzarzy z Afryki i Azji opieki zdrowotnej i edukacji. Oni przeżywają swój czas nie widząc ani lekarza ani nauczyciela. I na nic wysiłki setek tysięcy wolontariuszy, fundamentaliści religijni czy skrajni nacjonaliści kształtują ich tak, jak chcą. Dzieci zabijają i są zabijane w imię Allacha, Boga czy diabła.

Taki był wiek XX. Czas tworzenia i obłędnego niszczenia. Całe narody dały się ponieść ku zagładzie i moralnemu dnu. Ale widać było to możliwe i w człowieku drzemią pokłady zła. Gdzieś jednak działali tacy ludzie jak Albert Schweitzer czy  Einstein. Ale to nie oni podtrzymali świat. Zrobili to wszyscy ci, którzy w swym codziennym cichym działaniu ratowali coś co nazywa się człowieczeństwem. Nie przed kamerami telewizji ale w zaciszu własnych domów i środowisk. Tam bowiem był prawdziwy świat XX wieku, który wyznawał ową talmudyczną prawdę: „Kto uratował jedno życie, cały świat ocalił”. Dzięki nim możemy bawić się w Sylwestra, ufając ,że „ludzi dobrej woli jest więcej”.  

3 komentarze:

  1. Dobry mądry tekst, który daje nadzieję.
    - Dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Maćku Staram się trzymać poziom

    OdpowiedzUsuń
  3. Można stwierdzić, ze po 13 latach świat kręci się nie inaczej, a więc refleksje nadal na czasie.

    OdpowiedzUsuń