W latach mojego wczesnego, lecz już świadomego, dzieciństwa panowała w naszym kraju moda na
ortaliony. Młodszym Czytelnikom winien
jestem wyjaśnienie, że pod ową nazwą kryły się nieprzemakalne płaszcze wykonane
z syntetycznego materiału. Największego
szpanu (choć słowo to nie było jeszcze wówczas znane) zadawał osobnik odziany w
ortalion włoski (oryginalny!). Płaszcze występowały w wersji męskiej ze
śmiesznym berecikiem w komplecie oraz damskiej z chustą na głowę. Moi rodzice byli
szczęśliwymi posiadaczami ortalionów, które jak pamiętam szyte były jak tzw.
prochowce (bardziej swojskie jakby, pominąwszy "słynny niebieski"
Cohena). Dawały one rzeczywistą ochronę przed deszczem bowiem woda spływała po
nich kropelkami lub strumieniami w zależności od intensywności opadów. Były
nieprzemakalne.
Kilka dni temu
odwiedziłem rodzinny Toruń. To tam widziałam przez czterdziestu kilku laty
nieprzemakalne ortaliony, a współcześnie zobaczyłem
"nieprzemakalnych" ludzi. W pobliżu słynnej już "Apteki
Radzieckiej", której poświeciłem oddzielny felieton, stała mała grupka trzymająca transparent z
napisem "Czytaj Biblię" czy jakoś podobnie. Podszedł do mnie pan w
moim mniej więcej wieku i z lekkim angielskim akcentem, lecz znakomitą
polszczyzną, zaproponował jakieś
broszurki. Podziękowałem serdecznie, mówiąc, że może przydadzą się innym w celu
ich nawrócenia, bo dla mnie jest już za późno. Jakoś nawiązaliśmy jednak
rozmowę i okazało się, że ów dżentelmen jest ortodoksyjnym kreacjonistą. Jego
skromnym zdaniem, Bóg stworzył człowieka w postaci oglądanej dzisiaj przed
około sześciu tysięcy laty ( co nawiasem mówiąc zgadzałoby się ze słowami
znanej kolędy). Nieśmiało zasugerowałem, że człowiek udomowił psa około dziewięć
tysięcy lat temu co oznaczałoby, iż trzy tysiące lat oswojony już piesek czekał
na swego pana. Dowiedziałem się że ewolucja to brednie. Coś nieśmiało bąknąłem
o dendrochronologii, artefaktach archeologicznych i w ogóle archeologii, a pan zapytał mnie czy mam ojca. Odpowiedziałem,
że i owszem miałem. "On też miał ojca prawda?", powiada pan. No tak
przyznaję. "Czy któryś z nich był podobny do małpy?" z tryumfem w
głosie zapytuje krzewiciel Biblii. Próbuję wyjaśniać, że zjawiska ewolucyjne trwają
dłużej niż dwa pokolenia, coś tam mruczę pod nosem o mitochondrialnym DNA.
Ponownie dowiaduję się że tylko Bóg , który jest poza czasem i zrozumieniem
takiego osobnika jak ja ma rację, no i oczywiście jego kreacjonistyczny
wyznawca, bo tako rzecze natchniona księga (przeszły mi ciarki po plecach
przypomniawszy sobie słowa Dody).
Rozstaliśmy się w
zgodzie. Na szczęście pan nie miał argumentów charakterystycznych dla
krzewienia innych religii czyli noży, bomb czy samochodu pułapki. Sympatyczny
starszy pan, nieprzemakalny jak ortalion moich rodziców. A zwłaszcza ów
berecik.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz