„Gdyby
starość mogła, a młodość wiedziała... . ”
Aforyzm Seneki, stanowiący motto
poniższych rozważań, bodaj najlepiej oddaje istotę przemijania czasu człowieka.
Z wiekiem kumulują się nasze doświadczenie życiowe, przeżyte zwycięstwa i
porażki pozwalają spojrzeć na rzeczywistość z pewnego dystansu. Starzy ludzie
pozbawieniu już wielu emocji zwłaszcza o podłożu seksualnym, potrafią kierować
się bardziej rozumem czy też doświadczeniem, które podpowiada co kryje się na
końcu tej drogi. Lecz zastanówmy się, czy współcześnie rola starszych osób jest
podobna do tej sprzed 100- 200 lat, czy potrzebne są nam niczym plemionom
indiańskim Rady Starszych. Aby odpowiedzieć na to pytanie musimy najpierw
zdefiniować starość. Wbrew pozorom nie jest to łatwe, gdyż definicja ulegała
zmianom na przestrzeni dziejów. Gatunek Homo
sapiens wyłonił się w wyniku ewolucji na przestrzeni kilkuset tysięcy lat.
Stosunkowo duża rozbieżność czasowa wynika z dyskusji nad interpretacją
znalezisk kopalnych, oraz uznaniem niektórych zachowań za ludzkie. Najczęściej
za takowe przyjmuje się świadome wytwarzanie narzędzi pracy, wspólne polowania
oraz pochówek zwłok, co można wiązać z narodzinami religii. Życie owych pierwotnych
istot ludzkich podlegało takim samym prawom natury jak innych gatunków
zwierząt. Średni czas życia pierwszych ludzi był niezwykle krótki i szacuje się
go na podstawie zapisu kopalnego na około 20 lat. Śmierć siały choroby, a także
obrażenia doznane na polowaniach i w innych wypadkach. Tak więc „starcy” w
dzisiejszym pojęciu praktycznie tu nie istnieli, a doświadczenie
osiemnastolatka obejmować mogło całą ówczesną wiedzę. W czasach pierwszych
cywilizacji w Grecji, Rzymie czy Mezopotamii rozwój higieny i medycyny pozwolił
na pewne przedłużenie średniego czasu przeżycia, lecz nadal ludzie po 50-tym
roku życia byli rzadkością. Tu jednak pojawia się następny aspekt naszych
rozważań a mianowicie wykształcenie. Ono bowiem, prócz wieku, decydowało o
szacunku i estymie jaką otaczano ludzi starych. W każdej z wymienionych
cywilizacji spotykamy instytucje przeznaczone dla starszyzny dla dobra ogółu.
To oni często decydowali o wojnie i pokoju, o kształcie polityki państwa i
innych nie mniej istotnych sprawach. Taki stan rzeczy utrzymywał się przez
następne tysiąclecia. W wiekach średnich nastąpił ponowny spadek średniej
długości życia, a 20-letni król nikogo nie dziwił. Ludzie czterdziesto- i
pięćdziesięcioletni stanowili niewielki procent.
Rozwój
nowoczesnej medycyny datowany mniej więcej od okresu Oświecenia pozwolił na
pokonanie wielu chorób, dotychczas śmiertelnych. Szczepienia ochronne,
znieczulenie ogólne, aseptyka, odkrycie bakterii wprowadzenie zasad higieny do
codziennego życia to tylko niektóre z odkryć, które zmieniły oblicze świata i
gatunku ludzkiego. Te wielkie wydarzenia spowodowały wydłużenie się średniego
czasu przeżycia człowieka do około 70 lat. Człowiek całkowicie opanował Ziemię
i wszelkie jej żywioły. Bez naturalnych wrogów stał się największym
drapieżnikiem, niemającym sobie równych w okrucieństwie, również w stosunku do
braci w gatunku. Zagrożony tylko przez współbraci dożywa swoich dni we
względnym dobrobycie i spokoju.
Teoretyczne rozważania co do
długości życia człowieka oceniają je na około 115 lat. Tajemnica starzenia się
nie została do końca wyjaśniona. Najprawdopodobniej tkwi ona w zaprogramowanej
ilości podziałów komórkowych (tzw. liczba Hayflicka). Pod koniec lat 90-tych XX
wieku odkryto telomery, będące końcowymi fragmentami chromosomów. Każdy kolejny
podział komórki skraca telomery. Tych podziałów prawdopodobnie może być
najwyżej pięćdziesiąt. Następnie komórki a wraz z nimi organizm obumiera. Wraz
z telomerami, odkryto enzym telomerazę, który „odbudowuje” zużyte telomery,
zapewniając komórce, przynajmniej w hodowli „in vitro” nieśmiertelność. Lecz
„in vivo” sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana i faustowskie nadzieje
związane z telomerami póki co rozwiewają
się. Sprawa starzenia się organizmu jest bardzo skomplikowana. Działają tu
zarówno czynniki genetyczne jak i środowiskowe. Te ostatnie wydają się mieć
bardzo duże znaczenie. Niehigieniczne zachowania takie jak alkoholizm,
nikotynizm, działanie trujących substancji w pokarmach, promieniowanie
jonizujące to tylko niektóre z listy zagrożeń. Kumulujące się z biegiem czasu
szkodliwe oddziaływania na komórki człowieka owych substancji powodują
uszkodzenie materiału genetycznego, jak również bezpośrednie uszkodzenie ich
cytoplazmy. Suma tych mikrouszkodzeń powoduje katastrofalne, nieodwracalne
skutki. Śmierć to zakończenie procesu samodestrukcji. Głębokość uszkodzenia a
nade wszystko ich lokalizacja determinuje jakość życia u jego kresu. Do tego
tematu jeszcze wrócimy.
Współczesna medycyna określa jako
człowieka starego osobnika, który ukończył 65 lat. Ta cezura czasowa jest
oczywiście umowna i prawdopodobnie z biegiem czasu ulegnie przesunięciu, lecz
trzeba ustalić jakąś wartość, choćby w celach porozumiewania się w temacie.
Truizmem jest stwierdzenie, że każdy starzeje się indywidualnie. Ilość
czynników wpływających na ten proces jest tak wielka, że nie sposób go
przewidzieć. Może on również zostać zmieniony poprzez jakąś sytuacje nagłą np.
uraz w wypadku komunikacyjnym.
Ogólnie można stwierdzić, że w
procesie starzenia się człowieka dochodzi do jakby dwóch przeciwstawnych
procesów. Po pierwsze ciało ulega powolnej destrukcji, zaś doświadczenie
życiowe i umiejętność rozwiązywanie pewnych problemów znacznie zwiększa się.
Lecz zadajmy sobie pytanie czy jest tak zawsze. W czasach historycznych jak
wspomnieliśmy wiek i mądrość były niemal tożsame. Czy tak jest i dzisiaj? Na
pewno nie. Wiedza 85-letniego rolnika z okolic Suwałk jest niczym wobec wiedzy
25-letniego absolwenta uniwersytetu. Tak więc wiedza i wiek wzięły wyraźnie
rozwód. Pozostaje do rozpatrzenia tak zwana mądrość życiowa, choć pojęcie to
wymyka się jednoznacznej definicji. Mądrość życiowa wspomnianego rolnika może
ograniczać się do całkowicie już nieprzydatnych pojęć i przesądów np. o
przewadze psiego smalcu nad antybiotykami w leczeniu zapalenia płuc. Z drugiej
zaś strony może być on skarbnicą wiedzy historycznej czy socjologicznej. Młody
człowiek w ciągu kilku godzin pracy z Internetem dowie się więcej niż jego
dziadek w ciągu całego życia. W rzadkich przypadkach zaawansowany wiek, wiedza
i mądrość życiowa będąca sumą wielu doświadczeń, występują u jednego człowieka.
Nie stanowi to już jednak takiej wartości jak kiedyś i jest to prawda naszych
czasów. Pamięć zbiorowa przeszła z mózgów ludzkich na dyski magnetyczne i inne
nośniki informacji. Tego cofnąć się nie da.
Można więc stwierdzić, że rola
starców jako doradców, arbitrów czy mentorów skończyła się. Kim więc są
dzisiejsi staruszkowie?
Po pierwsze jest ich więcej niż 100
lat temu ( w stosunku do ogółu społeczeństwa) a ich liczba nadal rośnie.
Postępy medycyny, mimo iż nie ziściły snów średniowiecznych alchemików o
wiecznej młodości, zapewniają zdrowsze i dłuższe życie. Operuje się 90-cio i
100-letnich ludzi. Nie zawsze wynik tych zabiegów jest zgodny z oczekiwaniami,
ale życie uważane za największą wartość przez większość ludzi, przedłużane jest
znacznie. Pozostaje jednak kwestia jego jakości. Starość sama przez się narzuca
ograniczenia dla ciała. Wspomniane procesy destrukcji mogą dotyczyć narządów o
różnej ważności dla życia człowieka. Jeżeli pojawi się np. niedokrwienie
kończyny, które zmusi chirurga do amputacji, to można zastosować protezy czy
kule służące do w miarę normalnego poruszania się. Co jednak, gdy destrukcja
dotyczy mózgu? Człowiek staje się bezwolny, zdany na łaskę innych często obcych
ludzi. Zanieczyszcza się, cierpi z powodu odleżyn itp. Przy często zachowanej
świadomości i jasnej ocenie tragizmu sytuacji nie jest w stanie nawet poruszyć
powieką. Ból fizyczny jest łatwy do zniesienia dla współczesnej farmakologii i
nie stanowi problemu, ból psychiczny jest bardziej dotkliwy. Dochodzimy powoli
do najbardziej dramatycznego momentu życia, jakim jest śmierć.
W tradycyjnym modelu rodziny
dziadkowie mieszkali z dziećmi i wnukami, teoretycznie ciesząc się ich
szacunkiem i miłością. Praktyka wyglądała różnie.
W modelu nowoczesnym, co nie znaczy
dobrym, dzieci jak najprędzej opuszczają dom rodzinny, żyjąc na własny
rachunek. Rodzice dopóki mogą radzą sobie sami, a gdy nadchodzi okres niedołęstwa
czy choroby przenoszą się do domu opieki nad osobami w ich wieku. Nie oznacza
on braku miłości do rodziców, lecz odzwierciedla pewne zmiany społeczne. Taki
stan rzeczy jest normą w USA i wielu krajach Europy Zachodniej. Niewątpliwie za
kilkanaście lat będzie tak również w naszym kraju. Współczesne warunki
społeczne uniemożliwiają wręcz prawidłową opiekę nad starszą osobą sprawowaną
przez rodzinę. Instytucje do tego powołane wydają się wręcz w pewnych sytuacja
wybawieniem. Oczywiście aspekt moralny, zwłaszcza w Polsce będzie jeszcze długo
dyskutowany, lecz wydaje się, że nie ma drogi odwrotu.
Los ludzi starych, chorych i
niedołężnych zawsze był papierkiem lakmusowym dobrobytu całego społeczeństwa. W
naszym kraju jeszcze długo ta właśnie grupa społeczna będzie najlepszym
obszarem do oszczędzania zarówno dla poszczególnych rodzin jak i dla gospodarki
narodowej. Obiegowa opinia twierdzi, że stary człowiek nie potrzebuje wiele dla
siebie. Utwierdza w tym przekonaniu los wielu staruszków dzielących swój wdowi
grosz z rodziną . A przecież tak nie powinno być. W krajach bogatych to właśnie
starsi ludzie są klientami biur podróży, sklepów, salonów piękności i tym
podobnych instytucji. Po latach ciężkiej pracy zbierają jej owoce.
Próba zachowania młodości jest
nieobca każdemu. Objawy starzenia się organizmu budzą lęk i powodują smutek. Do
walki z nimi przygotowano wiele
sposobów. Aerobik, masaże, kremy przeciwzmarszczkowe, operacje plastyczne to
niewyczerpane źródło zarabiania na naiwnych. Walka ze starością przybiera
nieraz karykaturalne formy. Gwiazdy filmowe po kilkunastu operacjach
plastycznych nadal udają młode dziewczyny, budząc jedynie niesmak i politowanie.
Lecz to i tak nic w porównaniu z działaniami w przeszłości, gdzie nie wahano
poświęcić życia innego człowieka dla zapewnienia sobie „wiecznej młodości”
. Jest tu tylko jedna rada zawarta w
słynnej „Dezyderacie”: „ Przyjmuj spokojnie,
co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości”.
Człowiek współczesny patrzy na
świat poprzez pryzmat kultury, religii, nakazów i zakazów. Tymczasem świat ma
podłoże biologiczne, o czym wydajemy się zapominać. Rola jednostki jest dość
jasno zdefiniowana poprzez zawartość jej puli genowej. Cel jest właściwie
jeden. Przekazać życie, a właściwie swoje geny do następnego pokolenia. Cały
świat wokół nas realizuje to zadanie, a i my podlegamy czasem nieświadomi
nakazom natury. Rolą rodziców jest spłodzenie i wychowanie swego potomstwa aż
do momentu uzyskanie przez nie samodzielności i możliwości posiadania swoich
dzieci. Tu rola rodziców się kończy. Geny zostają przekazane dalej z wraz z
nimi cząstka nas samych. Oczywiście, że w świecie zwierząt czy roślin wszystko
wygląda prosto. Natury nie interesuje los starych zwierząt (jak również ludzi!).
Tu nie ma moralności, litości czy grzechu zaniedbania. Natura jest
indyferentna. Po porostu jest.
Czy nam się to podoba czy nie (a
wielu się nie podoba), jesteśmy częścią tejże natury. I nam nieobce są
egoistyczne postawy wobec siebie i bliźnich. Na naszych oczach starzeją się
rodzice, dziadkowie i znajomi. Lecz bardziej przejmujemy się chorobą dziecka
niż dziadka. To, że dziadkowie chorują i umierają jest jakby normalne. Taki,
bowiem jest program genetyczny naszego organizmu. Śmierć jest wpisana w życie,
podobnie jak choroba czy stres. Może ją przyspieszyć jakiś uraz, katastrofa czy
niespodziewana choroba,. Większość jednak ludzi umiera „zgodnie z planem”.
Nieśmiertelność jest i na pewno będzie niemożliwa co najmniej w dwu aspektach.
Po pierwsze jak wspomniano istnieją ograniczenia natury biologicznej, które nie
wchodząc w szczegóły omówione częściowo powyżej w końcu powodują śmierć.
Istnieje jednak i inny rodzaj śmierci-śmierć społeczna. Życie trwa tu i teraz.
Ludzie, którzy tracą swoich bliskich i swoich przyjaciół tracą wreszcie swój
świat, a ten wokół staje się niezrozumiały i okrutny. Być może tu bardziej niż
w biologii tkwi zagadka śmierci i nieśmiertelności.
Pozostaje jednak do przekroczenia
granica życia. O ile samo zjawisko śmierci jest sprawiedliwe, gdyż dotyczy wszystkich,
tak rodzaj i czas śmierci napawa przerażeniem. Niewielu istot ludzkich umiera
jak to się popularnie określa „ze starości”. Dla większości przejście na „tamta
stronę” jest mniej komfortowe. Przysłowie ludowe powiada, że „starość nie udała
się Panu Bogu”. Trudno zaprzeczyć tej tezie. Wzmiankowane wyżej zmiany
organizmu postępujące z wiekiem powodują ograniczenie wielu funkcji i wyraźne
obniżenie jakości życia. Filozofowie, etycy, lekarze, socjologowie i inni
znawcy problemu nie potrafią dać jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o sens i
godność starości i końca życia. Stanowisko Kościoła Katolickiego jest
jednoznaczne: Tylko Bóg może decydować o czasie i rodzaju śmierci. Poglądy innych
religii wykazują w tej kwestii niespotykaną w innych problemach zgodność. A
przecież u podstawy tego problemu leży główne prawo ewolucji głoszące, że
osobnik po wypełnieniu swej misji przekazana życia do następnego pokolenia jest
już niepotrzebny. Co więcej jego utrzymywanie jest ewolucyjnie nieopłacalne. Ta
okrutna z punktu widzenia moralności ludzkiej prawda jest podstawą zrozumienia
procesów starzenia się i śmierci. Podkreślmy jeszcze raz moralność nie ma nic
wspólnego z biologią. Zupełnie nic. Czy jednak obserwując zachowania niektórych
ludzi w stosunku do swoich rodziców i dziadków nie rodzą się wątpliwości, co do
ponoć najwyższego stopnia rozwoju człowieka?
Jakość życia ludzi starych zmienia
się. Zazwyczaj znacznie pogarsza się. Starzy ludzie niekiedy czują się ciężarem
dla innych, co bywa nawet powodem samobójstw. Wielu z nich niestety nie zdaje
sobie sprawy z otaczającej rzeczywistości cierpiąc na różnego rodzaju zespoły
otępienne. Jakość opieki nad nimi zależy niestety zazwyczaj od posiadanych
zasobów finansowych.
Jacy więc są staruszkowie? Czy
przypominają babcię w bujanym fotelu, robiąca na drutach i otoczoną wnukami,
czy raczej kloszarda grzebiącego w śmietnikach? Prawda leży pośrodku i zależy
od zamożności społeczeństwa, ale również od jego zasad moralnych. Problem ten
jak wspomnieliśmy będzie się nasilał, a w końcu dosięgnie każdego z nas.
Fundusze emerytalne w swych reklamach pokazują dostatnia starość w pełni
zdrowia i energii. Jednak nie wszystko zależy od pieniędzy, bo godne życie
można wieść nawet na średnim poziomie. A i tak los jaki wyciągnęliśmy na
loterii genowej zwanej życiem może zadecydować zupełnie inaczej niż pragniemy i
uczynić naszą starość piekłem.
Nie wiedział o tym brat Mendel, gdy
podlewał w przyklasztornym ogródku kolorowe kwiaty, które po wyprodukowaniu
nasion kwiatów w nieco innych, lecz przewidywalnych kolorach więdły i umierały
by trwać w przyszłych pokoleniach łąk na Morawach.
A na koniec tego nieco
przydługawego może tekstu jeszcze jeden cytat z Ewangelii Janowej: Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i
chodziłeś, gdzie chciałeś.
Ale
gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje,
a
inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz” (J 21, 18).
Taki utwor mi sie przypomnial niezapomnianego J. Kaczmarskiego po lekturze tego wpisu:
OdpowiedzUsuńPiosenka poswiecona byla tez juz niezyjacemu P. Gintrowskiemu, a jej tytul: "STarzejesz sie stary"
www.youtube.com/watch?v=zjkzSwH7s4w