Los sprawił, że własnego mieszkania
dorobiłem się grubo po 30-stce. Mieszkałem sam i z rodziną ponad dziewiętnaście
lat w akademikach i hotelach asystenckich. Wiele razy patrzyłem na oświetlone
okna bydgoskich kamienic i bloków myślałem o mieszkających tam we własnych
mieszkaniach ludziach, którzy (tak wtedy uważałem) wiodą spokojne życie, gdy ja
muszę uczyć się o kolejnych chorobach lub jeździć karetką po nocach zbierając z
ulicy nietrzeźwych obywateli. Planu Bydgoszczy nauczyłem się właśnie dzięki
pracy w Pogotowiu Ratunkowym. Do dziś o czwartej nad ranem dojadę najkrótszą
drogą z Czyżkówka na Siernieczko. Dzięki tej pracy zacząłem też zaglądać do
bydgoskich mieszkań. Wspaniałe kamienice na Dworcowej czy Gdańskiej (wówczas
1-go Maja). Na klatkach schodowych resztki przedwojennej świetności. Obok dykty
kilka kolorowych szkiełek witraża, zabetonowane dziury po wyrwanych marmurach
na schodach. Obok drzwi mieszkania kilka dzwonków.:”Iksińscy – dzwonić 3x”. Z
zaspania dzwonię chyba dwukrotnie. Otwiera starsza pani i klnąc, na czym świat
stoi wypomina mi brak znajomości arytmetyki: „Pisze chyba 3x, k… nie umiesz pan
czytać? Znowu do tego pijaka!!!”. Wreszcie docierany do pokoju, który był onegdaj
salonem, a dziś podzielony dyktą stanowi „ognisko rodzinne” dla trzech pokoleń.
Szybko zszywam głowę pijanemu właścicielowi części schedy po poprzednich
użytkownikach. Wracamy, a ja znów patrzę na światła w oknach bydgoskich domów.
Mniej więcej tym czasie z okazji
pochodu pierwszomajowego odmalowano fasady domów na Jagiellońskiej. Ale
zaplecze pozostało nietknięte. Życie w kamienicach toczyło się dalej. Wyrwano
resztkę marmuru, wybito pozostałe kolorowe szybki.
Kiedy więc dziś widzę remonty
kamienic i słyszę o tych, które mają nastąpić, proszę: „Nie malujcie tylko
fasad. Domy są w środku!”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz