sobota, 25 maja 2013

PLASTYKOWY SYZYF


Mieszkałem przez trzy lata na Kapuściskach. Aby wydostać się z miasta penetrowałem rowerem okolicę. Odkryłem ulicę Dąbrowa, która prowadziła w głąb lasu. Stamtąd zapuszczałem się w okolicę obwodnicy i Łęgnowa Wkrótce poznawałem te same twarze mijanych na rowerach osób. Jednak coś psuło mi radość wypraw. Las wzdłuż dróg, jakimi jeździłem upstrzony był kolorowymi plastykowymi butelkami. Czego tam nie było? Produkty rodzimego, zgoła miejscowego przemysłu wód gazowanych, wytwory wielkich koncernów, które władają umysłami naszej młodzieży, a także pozostałości po firmach-efemerydach, których nazw już nie pamiętam. Kiedyś w odruchu ekologicznym (ciekawe co na to powiedziałby Iwan Pawłow), podniosłem jedną z butelek z zamiarem wyrzucenia jej na moim osiedlu do stosownego pojemnika. Nie ujechałem jednak nawet stu metrów, gdy zauważyłem następną, a wkrótce jeszcze jedną i wiele, wiele innych. Udało mi się wywieźć może pięć. Na następną wyprawę zaopatrzyłem się w reklamówkę, w której umieściłem kilkanaście opakowań po orzeźwiających napojach, które schłodziły rozgrzane ciała bydgoskich cyklistów. Za karę, że są już puste zostały wyrzucone przez nich do lasu. Ale i to nie pozwoliło na wywiezienie nawet procenta plastyku walającego wśród sosen. Następna wyprawa odbywała się etapami. Uzbierawszy kilkadziesiąt butelek wysypywałem je w pobliżu drogi i tak powstawały „gniazda”. Było ich na trasie kilka lub kilkanaście. Po kilku dniach już samochodem, wraz z żoną i córką pakowałem butelki do worków na odpady i zawoziliśmy w miejsca zbiórki plastyku. Pewnego dnia zagadnął mnie pracownik leśny jadący „Żukiem”, po co mi tyle butelek. Czy może gdzieś je sprzedaję, albo na coś ciekawego przerabiam? Skuszony intratnym interesem, chciał chyba do niego przystąpić, zapewniając jak mniemam transport. Moje wyjaśnienie nieco go rozczarowały.

Odbyłem tych kursów dziesiątki. W międzyczasie zmieniłem adres. Jednak kiedyś postanowiłem przejechać znów rowerem moją starą trasę. Butelek było tyle samo, a może więcej. Szkoda, liczyłem po cichu, że facet od „Żuka” zawiązał własną spółkę wywozową. No cóż widocznie trafiło mu się coś lepszego. Mamy w końcu kapitalizm.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz