Tekst napisany onegdaj z okazji Święta Zmarłych
Koniec lata zawsze skłaniał mnie do
refleksji nad przemijaniem. Jesień we wszelkich odmianach metafor artystycznych
jest owego przemijania obrazem. Jest również obrazem śmierci, czego dopełnieniem
jest pierwszy dzień listopada, rozświetlający cmentarze lampkami pamięci.
Właśnie owej pamięci, pamięci ludzi naszego życia, chciałbym poświęcić klika
refleksji.
W ciągu całego życia spotykamy
dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy osób. Większość z nich stanowi jedynie tło
codziennych zajęć, będąc jak to niekiedy określają pisarze, „szarym tłumem”.
Najważniejszą kategorią jest oczywiście rodzina. Pierwsze informacje o świecie
otrzymujemy od matki, ojca i rodzeństwa. Więzi rodzinne są poza, a zarazem ponad
wszelkimi innymi. W nas samych jest cząstka naszych rodziców, a w naszych
dzieciach cząstka nas. Często rodzic dumny z osiągnięć dziecka mówi: ”moja
krew…”, zawłaszczając nieco ów sukces. Ale i też, jeśli zajdzie potrzeba, dla
ratowania życia dziecka, rodzice oddadzą swoje. Richard Dawkins, brytyjski
biolog-neodarwinista twierdzi, że w tym momencie ratują siebie. W dzieciach
bowiem są nasze geny i to one przechodzą z pokolenia na pokolenie, w
„opakowaniu” ciała. Ta bezduszna teoria wyjaśnia wiele zagadnień z
antropoetologii, a nade wszystko z socjobiologii. Bo i też natura jest
indyferentna, ani dobra ani zła, po prostu jest. Wielu odrzuca teorię jako zbyt
prostą i nie biorącą pod uwagę całego bagażu humanizmu. Jednak w czystej
biologii, której cząstką bez wątpienia jesteśmy, mechanizmy, jakie zwykliśmy
przypisywać działaniu uczuć wyższych charakterystycznych tylko dla człowieka,
przy bliższym oglądzie okazują się jeszcze jednym wytworem natury, występując
również u zwierząt, od których tak chętnie odróżniamy się. Bo czyż nie możemy
założyć, że właśnie humanizm ze wszystkimi jego cechami jest najwyższą formą
genetycznej walki o przetrwanie
człowieka? Wiem, że wielu z Czytelników w tej chwili oburzy się za sprowadzanie
nieomal boskiej natury człowieka do czystej biologii. To temat na niekończącą
się dyskusję światopoglądową. Osobiście teoria Dawkinsa mnie przekonuje.
Z biegiem czasu hierarchia ważnych osób w naszym życiu
zaczyna się zmieniać. Pojawiają się rówieśnicy, których rola w poznawaniu
świata staje się równa rodzicom, jeśli nie większa. W dyskusjach, kłótniach czy
pierwszych uczuciach powstaje pełen
obraz świata. To wtedy rodzą się pierwsze rozczarowania. Coraz większa wiedza
paradoksalnie przyczynia się do odkrywania rzeczy nieprzyjemnych i przykrych a
świat dorosłych okazuje się pełen fałszu i obłudy.
Okres ten związany jest również z
rozpoczęciem edukacji, która jest oceniana przez innych. Nauczyciele to grupa,
której wpływu na nasze życie nie sposób przecenić. Próbowałem kiedyś uświadomić
sobie, kto właściwie powiedział mi, że dwa i dwa to cztery a kto, że woda wrze
w stu stopniach. Nie pamiętam już Ich twarzy, słabo nazwiska czy wystrój sali
lekcyjnej. A przecież przychodzili codziennie na lekcje, zmęczeni, czasem mając
problemy życiowe, chorując. Szanowaliśmy ich, czasem bardziej czasem mniej.
Robiliśmy im kawały jednocześnie bojąc się ich. Część z nich już nie żyje. Żyją
w mojej pamięci. Pozostała wiedza, którą dziś przekazuję innym.
Kiedy już byłem na studiach
fascynował mnie pewien problem - zabawa myślowa. W podręcznikach objaśnione
były mechanizmy fizjologiczne, procesy patologiczne, na poziomie całego
organizmu, narządu, komórki czy nawet molekularnym. Hormony, receptory, i inne
cudownie zgrane ze sobą mechanizmy. Kiedy już udało wykazać się wiedzą na
egzaminie, zaczynałem zastanawiać się, że gdybym ja miał rozstrzygnąć dlaczego
np. kurczą się mięśnie i co powoduje wydzielanie gastryny jakbym to zrobił.
Wtedy to uświadamiałem sobie geniusz odkrywców cykli biochemicznych czy
struktury DNA.
W zawodzie lekarza (choć nie tylko)
istnieje specyficzna kategoria nauczycieli. To ludzie, którzy przekazują nam
arkana zawodu. Przykład osobisty, obserwacja ich poczynań, jak chyba nigdzie
indziej stanowią przekaz wiedzy a także tego, co można by nazwać imponderabiliami
zawodowymi. Każdy z nas wymieniłby wielu, którzy choć nigdy nie zwrócili się do
nas bezpośrednio, nauczyli nas wiele.
Gdzieś między nauką a życiem
codziennym, wplatała się kultura. Czy na co dzień zastanawiamy się ile
zawdzięczamy książkom, poezji, filmom i innym wytworom kultury. Przecież one
uczą nas mówić, uczą wrażliwości, dostarczają wzruszeń. Kiedyś ktoś słusznie
powiedział, że sztuką jest to, co wzrusza. Ta definicja towarzyszy mi już od
lat.
Od kilku lat korzystamy z
Internetu. To medium łączy w sobie marzenia pokoleń naszych poprzedników. Dziś
Sokrates mógłby, nie wychodząc z domu, oddawać się rozmowom z Ateńczykami.
Zasoby Biblioteki Aleksandryjskiej mieszczą się na jednym kompakcie. Geniusz
ludzi, którzy stworzyli sieć nie ma sobie równych w XX wieku.
Na koniec coś, co wydaje się tak
naturalne, że prawdopodobnie niedostrzegalne. Ponoć najtrudniej znaleźć błąd w
tytule, na okładce. Ona jest jakby stała i niezmienna i bezbłędna. To co nas otacza, domy, ulice, place, parki
czy autostrady ktoś zaprojektował i wybudował. Czy zastanawiamy się nad tym?
Pewnie nie. A jednak jakby wyglądało nasze życie bez owych rzeczy?
W liście do Hooke’a z 5 lutego 1676
Newton napisał:, „Jeśli widzę dalej to tylko
dlatego, że stoję na ramionach olbrzymów”. Jest to parafraza zaczerpnięta z rzymskiego poety Lukana: „Karły
umieszczone na barkach gigantów widzą więcej niż sami giganci”.
Ów
niezwykły hołd oddany przez jednego z największych geniuszy świata swoim
poprzednikom, przytoczyłem w tytule. Każdy z nas wchodził na barki pokornych
gigantów: swoich najbliższych, nauczycieli, autorów przeczytanych książek, czy
wreszcie ludzi, którzy w czasie podróży pociągiem opowiedzieli nam cos
ciekawego. Zastanawiam się czasem, czy każdy z nas chętnie nadstawia swoich
barków, aby wspięli się na nie inni. Znam i takich, którzy mając kogoś na
ramionach kucają. Lecz większości z naszych nauczycieli i poprzedników należy
się hołd i szacunek za poświęcenie, wiedzę i bezinteresowność w jej
przekazywaniu. Już Hipokrates pisał : „Mistrza
mego w tej sztuce szanował będę na równi z rodzicami” . Dziś na progu
nowego roku akademickiego wspomnijmy ich, bo ponoć ludzka pamięć jest miarą
nieśmiertelności.
Kiedyś myślałem o cyklu wywiadów lub tekstów pisanych przez wybitnych polskich psychologów o ich mistrzach. Dla mnie, humanisty, było to z założenia naturalne. Wszyscy odmówili. Nie mieli o czym pisać. Wszystko zawdzięczali sobie.
OdpowiedzUsuńŚwiadczy to o poziomie osób d których się Pan zwrócił. Nie powiem jak to oceniam...
OdpowiedzUsuń