poniedziałek, 20 maja 2013

„PIELGRZYMKA DO ZIEMI ŚWIĘTEJ EGIPTU”


Absolutnie nie jest to tekst reklamowy biura podróży, ani tym bardziej chwalenie się wojażami. Jako więc się rzekło będzie o Egipcie. Byłem tam dwa lata temu, a w tegoroczne wakacje zwiedziłem trochę starej Europy.  Destynacja, jak mawiają specjaliści od  nowomowy turystycznej modna, choć nie całkiem „trendy” (bogatszym ode mnie wstyd tam jeździć!) i trzeba przyznać dzięki mocnemu (wówczas) złotemu w zasięgu kontraktowego doktora. Udało się zobaczyć większość znanych dotychczas ze zdjęć i filmów miejsc. Powalająca na kolana historia, dotknięcie przedmiotów, które pamiętają nawet inny układ gwiazd na niebie. Po prostu niesamowite. Jak mówił Napoleon do swych żołnierzy: „czterdzieści wieków patrzy na was”. Dodałem dwa. 

Jednak coś innego zajęło moja uwagę w czasie owej podróży. Wydawało mi się, że znam również dno życia. Kilkuletnia prac w Pogotowiu Ratunkowym odsłoniła przed młodym i naiwnym (tej cechy niestety nie pozbyłem się do dziś, czego wyrazem jest i poniższy tekst) lekarzem ciemne strony materialnej, a często i duchowej mizerii mieszkańców Bydgoszczy i okolic. Zatęchłe sutereny, walące się oficyny i ogólnie coś nieuchwytnego, owo imponderabilium, które nasi zachodni sąsiedzi zwą „armen Leute Geruch” . Mieszkańców owych obszarów nadal widuję w Izbie Przyjęć a nierzadko i w Klinice. Lecz to, co ujrzałem w Egipcie przeszło moje jakiekolwiek oczekiwania. Już samo ostrzeżenie o „zemście faraona” dawało do myślenia. Uwagi bywalców tych stron: „nie pij wody z kranu, broń Boże lód do drinka, myj zęby mineralną” i podobne dopełniały obrazu czekającej mnie sytuacji epidemiologicznej. I rzeczywiście. Autobus zaczyna penetrować przedmieścia Kairu w drodze do hotelu-oazy dla dolarowych turystów. Po bokach szerokiej drogi domy – bloki z cegieł mułowych. Nie pada tu od 1971 roku. Może i dobrze, bo owe bloki, gdzie wydaje się że 2-3 mieszkania na 20 posiadają mieszkańców rozpuściłyby się. Pomiędzy domami hałdy śmieci. Słowo hałda pasje tu jak najbardziej gdyż osiągają wysokość owych swojski kopalnianych tworów, a część z nich tli się. Po owych górach śmieci biegają dzieci i psy. Autobus zatrzymuje się w korku na wysokiej estakadzie. Właściwie nie jest to korek ale zwolnienie do zatrzymania, bo ruch drogowy w Kairze to osobny rozdział. Patrzę przez okno. Na dachu jednego z domków o powierzchni 10 m2  oprócz starej pralki rozpadających się mebli,  kilka kóz. Z głodu gryzą deski owych mebli. A może ostrzą sobie zęby tylko?

Turyści w ramach atrakcji zwiedzają największy bazar świata. Jest tu cały blichtr zwany rękodziełem a tłuczony tysiącami na obrabiarkach i frezarkach. „Papirus” z bambusa i podobne cuda. Na jednej z uliczek ktoś wymiata breję, której smród nie da porównać się z niczym. Na każdym (dosłownie) rogu policjant. Strach przed terroryzmem utrudnia czasami podróżowanie.

Tu w jednym miejscu mieszka 22 miliony ludzi, To nie jest normalne i nikt mnie nie przekona że jest inaczej. Ponoć w Indiach i Brazylii jest jeszcze gorzej. Tak żyją ludzie. Tacy sami jak my, pasażerowie klimatyzowanego autobusu, który nie wyłącza silnika nawet na parkingu gdy zwiedzamy piramidy. Bo musi działać klima. Turysta nie może być jej pozbawiony. Pozbawieni jej są natomiast handlarze pamiątkami i poganiacze wielbłądów. Turysta musi się na nich przejechać - opłata w cenie wycieczki, tylko bakszysz … .

Podobno w owym mieście jest dzielnica zamieszkiwana przez sprzątaczy śmieci. Wejście do niej jest jednoznaczne z utratą ubrania, od smrodu którego nos Europejczyka nie zdzierży, a który przenika odzież na wskroś. Bogowie nie byli łaskawi dla nich. A może maklerzy z  Wall Street. A najpewniej sami sobie winni.

Zacząłem zastanawiać się jak to jest, że ludzie ci anatomicznie, fizjologicznie i pewnie częściowo chociaż mentalnie zbliżeni do nas żyją na poziomie niewiele odbiegającym od owych kóz na dachu. Czy wiedzą, że opracowano już Infliximab i być może biegunki nękające jednego z nich od 10 lat, z powodu których właśnie umarł są do opanowania? Jest, a właściwie była jedna przeszkoda. Otóż całe śmieci Kairu nie wystarczyłyby na zakup leku. No jeszcze kwestia lekarza. Może widzieli go z daleka.

Tymczasem w krajach, które przeskoczyły etap budowy piramid rozwój medycyny, a zwłaszcza diagnostyki jest niewyobrażalny. Również terapia poczyniła postępy, których nie sposób objąć. Człowiek zrealizował boski nakaz czynienia sobie ziemi poddanej. W dającym się przewidzieć czasie zostaną wprowadzone leki biologiczne, genetyczne czy wręcz celowane dla danego człowieka i jego choroby. Będzie tylko jedna przeszkoda już wspomniana. Cena. No być może pojawią się po drodze zastrzeżenia natury etycznej czy religijnej, jeśli po drodze do uzyskania trzeba będzie poświęcić embriony. One, choć złożone z niewielu komórek mają, zdaniem mądrych filozofów, kapłanów i etyków z bogatych Stanów i Europy, taką samą godność jak człowiek z dzielnicy zbieraczy, który nawiasem mówiąc embrionem też był, ale miał nieszczęście nie zostać zamrożony. Przyszło mu żyć, o ironio losu, w innym ekstremum temperatury. Inne drogi są dozwolone bez żadnych zastrzeżeń. Jestem nawet pewien, że gdyby trzeba było poświecić życie ludzkie (dorosłe) dla ratowania kogoś, kto jest w stanie za to zapłacić nie będzie problemu. Już teraz czyta się o „turystyce transplantacyjnej”. W końcu żeby zejść z hałdy śmieci w Bombaju można oddać jedną nerkę. Nie od parady Bóg, Allach czy Siwa dali człowiekowi dwie. Każdy bóg jest przecież nieskończenie dobry i nieskończenie miłosierny. Więc człowiek bywa symetryczny. A jeśli nawet umrze po pobraniu narządu, przecież po śmierci – tak mówi ksiądz, rabin, mułła czy inny duchowny - będzie miał lepiej.

Pan Kowalski piekli się w Izbie Przyjęć, że czeka już godzinę na morfologię. Pewnie ma trochę racji. Płaci podatki. Pan Szmidt w Berlinie został załatwiony szybciej. Jednak aby tak się stało ktoś musiał pozbierać śmieci w Kairze, a ktoś umrzeć z głodu w Bombaju. Ziemia jest bowiem systemem zamkniętym, zwiększającym entropię. Ktoś pokusił się o obliczenie prostego faktu, że gdyby każdy obecny mieszkaniec naszej planety chciał żyć na poziomie przeciętnego Amerykanina trzeba by mieć zasoby trzech Ziemi. A tak się nie da. Istnieją zatem rozwiązania pośrednie. Eksploatuje się tereny zamieszkałe przez inne gatunki. Zwierzęta nie maja duszy i według większości religii są przedmiotami, które można bezkarnie zabijać czy to w szlachetnym celu zdobywania pożywienia lub ubrania, a czasami dla rozrywki. Można nie zabijać ich bezpośrednio (jak nawiasem mówiąc wykazały badania neuropsychologiczne człowiek unika bezpośredniego krzywdzenia innych). Wystarczy zatem wyciąć las gdzie mieszkają, bo potrzebujemy pól uprawnych dla następnych setek tysięcy embrionów człowieka, które zdążyły przekształcić się w noworodki. Uchroń nas Boże, Allachu czy inny bogu przed grzechem antykoncepcji! Ponadto człowiek lubi poruszać się, a do tego potrzebne jest paliwo. To klasyczne powoli się kończy. Biopaliwo wymaga przestrzeni do upraw. Czasami żyją tam jakieś pozbawione duszy stwory, ale to drobiazg. Bogowie wybaczą. A jest ich wielu, dziwnie do siebie podobnych.

Tak oto człowiek rozkręcił sobie koło fortuny. Nie dla wszystkich starczyło biletów. Część próbuje je fałszować lub kraść i mordować żeby je zdobyć. Co gorsza chętnych jest coraz więcej. Już nie pukają do kasy biletowej, ale wbijają się w nią samolotami pełnymi paliwa. Chcą, aby ich bilety drukowane u nich, mające błogosławieństwo ich boga też były ważne. Ci od biletów „prawdziwych” jadą do nich i mordują tych, którzy drukują te fałszywe. A może w końcu te fałszywe są prawdziwe? Kto wie ile ich jest? Może się też okazać, że maszyna szczęścia jest już zepsuta. Tak mi się wydawało w Ziemi Świętej Egiptu.

PS.
 Tytuł artykułu jest świadomym plagiatem tytułu znakomitej powieści Tomasza Mirkowicza przedwcześnie zmarłego pisarza, tłumacza i intelektualisty

1 komentarz:

  1. Bardzo lubię czytać Pana teksty. Sam zresztą jestem lekarzem. W tym jednym tekście zawarł Pan tyle nierozwiązywalnych problemów współczesnego świata, nad którymi ja też się zastanawiam. Jestem fanem podróży do tzw. Krajów Trzeciego Świata. Wielokrotnie odwiedzałem Indie, a także Egipt, Sudan, Etiopię, Iran... Jak Pan wie podróże kształcą i dają szerszy ogląd rzeczywistości. A rzeczywistość jest taka, że my, Polacy należymy do wybrańców, obywateli Europy którzy żyją w niedoścignionym raju dla większości mieszkańców tej planety. Większość świata nie wygląda tak jak Warszawa czy Bydgoszcz. Realiami większości ludzi jest taki Kair, Bombaj, a to i tak są miejsca dla "wybrańców", bo cała Afryka uważa Kair za najwspanialsze miasto kontynentu i każdy Afrykańczyk chciałby tam mieszkać...I prawdziwy problem powstaje kiedy oni, do tej pory nieświadomi, oglądają naszą rzeczywistość w TV. To jest dopiero dysonans poznawczy! A może nie. Może większość z nich uważa, że to sen, fikcja, etc.

    OdpowiedzUsuń