Absolutnie nie jest to tekst
reklamowy biura podróży, ani tym bardziej chwalenie się wojażami. Jako więc się
rzekło będzie o Egipcie. Byłem tam dwa lata temu, a w tegoroczne wakacje
zwiedziłem trochę starej Europy.
Destynacja, jak mawiają specjaliści od
nowomowy turystycznej modna, choć nie całkiem „trendy” (bogatszym ode
mnie wstyd tam jeździć!) i trzeba przyznać dzięki mocnemu (wówczas) złotemu w
zasięgu kontraktowego doktora. Udało się zobaczyć większość znanych dotychczas
ze zdjęć i filmów miejsc. Powalająca na kolana historia, dotknięcie przedmiotów,
które pamiętają nawet inny układ gwiazd na niebie. Po prostu niesamowite. Jak
mówił Napoleon do swych żołnierzy: „czterdzieści
wieków patrzy na was”. Dodałem dwa.
Jednak coś innego zajęło moja uwagę
w czasie owej podróży. Wydawało mi się, że znam również dno życia. Kilkuletnia
prac w Pogotowiu Ratunkowym odsłoniła przed młodym i naiwnym (tej cechy
niestety nie pozbyłem się do dziś, czego wyrazem jest i poniższy tekst)
lekarzem ciemne strony materialnej, a często i duchowej mizerii mieszkańców
Bydgoszczy i okolic. Zatęchłe sutereny, walące się oficyny i ogólnie coś
nieuchwytnego, owo imponderabilium, które nasi zachodni sąsiedzi zwą „armen Leute Geruch” . Mieszkańców owych
obszarów nadal widuję w Izbie Przyjęć a nierzadko i w Klinice. Lecz to, co
ujrzałem w Egipcie przeszło moje jakiekolwiek oczekiwania. Już samo ostrzeżenie
o „zemście faraona” dawało do myślenia. Uwagi bywalców tych stron: „nie pij wody z kranu, broń Boże lód do
drinka, myj zęby mineralną” i podobne dopełniały obrazu czekającej mnie
sytuacji epidemiologicznej. I rzeczywiście. Autobus zaczyna penetrować
przedmieścia Kairu w drodze do hotelu-oazy dla dolarowych turystów. Po bokach
szerokiej drogi domy – bloki z cegieł mułowych. Nie pada tu od 1971 roku. Może
i dobrze, bo owe bloki, gdzie wydaje się że 2-3 mieszkania na 20 posiadają
mieszkańców rozpuściłyby się. Pomiędzy domami hałdy śmieci. Słowo hałda pasje
tu jak najbardziej gdyż osiągają wysokość owych swojski kopalnianych tworów, a
część z nich tli się. Po owych górach śmieci biegają dzieci i psy. Autobus
zatrzymuje się w korku na wysokiej estakadzie. Właściwie nie jest to korek ale
zwolnienie do zatrzymania, bo ruch drogowy w Kairze to osobny rozdział. Patrzę
przez okno. Na dachu jednego z domków o powierzchni 10 m2 oprócz starej pralki rozpadających się
mebli, kilka kóz. Z głodu gryzą deski
owych mebli. A może ostrzą sobie zęby tylko?
Turyści w ramach atrakcji zwiedzają
największy bazar świata. Jest tu cały blichtr zwany rękodziełem a tłuczony tysiącami
na obrabiarkach i frezarkach. „Papirus” z bambusa i podobne cuda. Na jednej z
uliczek ktoś wymiata breję, której smród nie da porównać się z niczym. Na
każdym (dosłownie) rogu policjant. Strach przed terroryzmem utrudnia czasami
podróżowanie.
Tu w jednym miejscu mieszka 22
miliony ludzi, To nie jest normalne i nikt mnie nie przekona że jest inaczej.
Ponoć w Indiach i Brazylii jest jeszcze gorzej. Tak żyją ludzie. Tacy sami jak
my, pasażerowie klimatyzowanego autobusu, który nie wyłącza silnika nawet na
parkingu gdy zwiedzamy piramidy. Bo musi działać klima. Turysta nie może być
jej pozbawiony. Pozbawieni jej są natomiast handlarze pamiątkami i poganiacze
wielbłądów. Turysta musi się na nich przejechać - opłata w cenie wycieczki,
tylko bakszysz … .
Podobno w owym mieście jest
dzielnica zamieszkiwana przez sprzątaczy śmieci. Wejście do niej jest
jednoznaczne z utratą ubrania, od smrodu którego nos Europejczyka nie zdzierży,
a który przenika odzież na wskroś. Bogowie nie byli łaskawi dla nich. A może
maklerzy z Wall Street. A najpewniej
sami sobie winni.
Zacząłem zastanawiać się jak to
jest, że ludzie ci anatomicznie, fizjologicznie i pewnie częściowo chociaż
mentalnie zbliżeni do nas żyją na poziomie niewiele odbiegającym od owych kóz
na dachu. Czy wiedzą, że opracowano już Infliximab i być może biegunki nękające
jednego z nich od 10 lat, z powodu których właśnie umarł są do opanowania?
Jest, a właściwie była jedna przeszkoda. Otóż całe śmieci Kairu nie
wystarczyłyby na zakup leku. No jeszcze kwestia lekarza. Może widzieli go z
daleka.
Tymczasem w
krajach, które przeskoczyły etap budowy piramid rozwój medycyny, a zwłaszcza
diagnostyki jest niewyobrażalny. Również terapia poczyniła postępy, których nie
sposób objąć. Człowiek zrealizował boski nakaz czynienia sobie ziemi poddanej.
W dającym się przewidzieć czasie zostaną wprowadzone leki biologiczne,
genetyczne czy wręcz celowane dla danego człowieka i jego choroby. Będzie tylko
jedna przeszkoda już wspomniana. Cena. No być może pojawią się po drodze
zastrzeżenia natury etycznej czy religijnej, jeśli po drodze do uzyskania
trzeba będzie poświęcić embriony. One, choć złożone z niewielu komórek mają,
zdaniem mądrych filozofów, kapłanów i etyków z bogatych Stanów i Europy, taką
samą godność jak człowiek z dzielnicy zbieraczy, który nawiasem mówiąc
embrionem też był, ale miał nieszczęście nie zostać zamrożony. Przyszło mu żyć,
o ironio losu, w innym ekstremum temperatury. Inne drogi są dozwolone bez
żadnych zastrzeżeń. Jestem nawet pewien, że gdyby trzeba było poświecić życie
ludzkie (dorosłe) dla ratowania kogoś, kto jest w stanie za to zapłacić nie
będzie problemu. Już teraz czyta się o „turystyce transplantacyjnej”. W końcu
żeby zejść z hałdy śmieci w Bombaju można oddać jedną nerkę. Nie od parady Bóg,
Allach czy Siwa dali człowiekowi dwie. Każdy bóg jest przecież nieskończenie
dobry i nieskończenie miłosierny. Więc człowiek bywa symetryczny. A jeśli nawet
umrze po pobraniu narządu, przecież po śmierci – tak mówi ksiądz, rabin, mułła
czy inny duchowny - będzie miał lepiej.
Pan Kowalski
piekli się w Izbie Przyjęć, że czeka już godzinę na morfologię. Pewnie ma
trochę racji. Płaci podatki. Pan Szmidt w Berlinie został załatwiony szybciej.
Jednak aby tak się stało ktoś musiał pozbierać śmieci w Kairze, a ktoś umrzeć z
głodu w Bombaju. Ziemia jest bowiem systemem zamkniętym, zwiększającym entropię.
Ktoś pokusił się o obliczenie prostego faktu, że gdyby każdy obecny mieszkaniec
naszej planety chciał żyć na poziomie przeciętnego Amerykanina trzeba by mieć
zasoby trzech Ziemi. A tak się nie da. Istnieją zatem rozwiązania pośrednie.
Eksploatuje się tereny zamieszkałe przez inne gatunki. Zwierzęta nie maja duszy
i według większości religii są przedmiotami, które można bezkarnie zabijać czy
to w szlachetnym celu zdobywania pożywienia lub ubrania, a czasami dla
rozrywki. Można nie zabijać ich bezpośrednio (jak nawiasem mówiąc wykazały
badania neuropsychologiczne człowiek unika bezpośredniego krzywdzenia innych). Wystarczy
zatem wyciąć las gdzie mieszkają, bo potrzebujemy pól uprawnych dla następnych
setek tysięcy embrionów człowieka, które zdążyły przekształcić się w noworodki.
Uchroń nas Boże, Allachu czy inny bogu przed grzechem antykoncepcji! Ponadto
człowiek lubi poruszać się, a do tego potrzebne jest paliwo. To klasyczne
powoli się kończy. Biopaliwo wymaga przestrzeni do upraw. Czasami żyją tam
jakieś pozbawione duszy stwory, ale to drobiazg. Bogowie wybaczą. A jest ich
wielu, dziwnie do siebie podobnych.
Tak oto człowiek
rozkręcił sobie koło fortuny. Nie dla wszystkich starczyło biletów. Część
próbuje je fałszować lub kraść i mordować żeby je zdobyć. Co gorsza chętnych
jest coraz więcej. Już nie pukają do kasy biletowej, ale wbijają się w nią samolotami
pełnymi paliwa. Chcą, aby ich bilety drukowane u nich, mające błogosławieństwo
ich boga też były ważne. Ci od biletów „prawdziwych” jadą do nich i mordują tych,
którzy drukują te fałszywe. A może w końcu te fałszywe są prawdziwe? Kto wie
ile ich jest? Może się też okazać, że maszyna szczęścia jest już zepsuta. Tak
mi się wydawało w Ziemi Świętej Egiptu.
PS.
Tytuł
artykułu jest świadomym plagiatem tytułu znakomitej powieści Tomasza Mirkowicza
przedwcześnie zmarłego pisarza, tłumacza i intelektualisty
Bardzo lubię czytać Pana teksty. Sam zresztą jestem lekarzem. W tym jednym tekście zawarł Pan tyle nierozwiązywalnych problemów współczesnego świata, nad którymi ja też się zastanawiam. Jestem fanem podróży do tzw. Krajów Trzeciego Świata. Wielokrotnie odwiedzałem Indie, a także Egipt, Sudan, Etiopię, Iran... Jak Pan wie podróże kształcą i dają szerszy ogląd rzeczywistości. A rzeczywistość jest taka, że my, Polacy należymy do wybrańców, obywateli Europy którzy żyją w niedoścignionym raju dla większości mieszkańców tej planety. Większość świata nie wygląda tak jak Warszawa czy Bydgoszcz. Realiami większości ludzi jest taki Kair, Bombaj, a to i tak są miejsca dla "wybrańców", bo cała Afryka uważa Kair za najwspanialsze miasto kontynentu i każdy Afrykańczyk chciałby tam mieszkać...I prawdziwy problem powstaje kiedy oni, do tej pory nieświadomi, oglądają naszą rzeczywistość w TV. To jest dopiero dysonans poznawczy! A może nie. Może większość z nich uważa, że to sen, fikcja, etc.
OdpowiedzUsuń