Antagonizmy miast polskich są
znane. Kielce - Radom, Warszawa -Kraków no i Toruń -Bydgoszcz. Ten ostatni
dotyczy mnie szczególnie.
Nie
mogę dalej tego ukrywać i wyznam wreszcie całą prawdę. Nie urodziłem się w Bydgoszczy.
Miejscem mych narodzin był (niech mi fani „Polonii” wybaczą, czy ten klub
jeszcze się tak nazywa? ) Toruń. Bydgoszcz była wówczas stolicą województwa (po
raz pierwszy), gdzie od czasu do czasu moi rodzice załatwiali sprawy w urzędach
lub jak w przypadku ojca jeździli na szkolenia zawodowe. Miasto to, jawiło mi
się jako obszar dobrobytu, zaopatrzone we wszystkie interesujące mnie produkty.
Po każdym pobycie w tym handlowym raju, ojciec przywoził jakiś prezent.
Pamiętam latarkę z kolorowymi filtrami czy wreszcie, kiedy byłem już w liceum
słownik angielsko-polski. Ja również czasami z rodzicami zajeżdżałem do miasta
nad Brdą. Pomiędzy stacjami „Leśna” a „Główna” udawało mi się czasami zobaczyć
wojskowe transporty z prawdziwymi czołgami czy armatami, co wyraźnie działało
na moją wyobraźnię. Sklep „Składnica Harcerska” przy ulicy Śniadeckich (
dziś bodaj jest tam salon komputerowy) budził emocje zestawami kolejek
elektrycznych czy modeli samolotów do sklejania. Przyjeżdżaliśmy tu na zakupy.
Zdaniem mieszkańców Torunia, Bydgoszcz była o wiele lepiej zaopatrzona, co
miało być dodatkowym wyrazem krzywdy Grodu Kopernika pod bydgoskimi rządami.
Luksusowe towary z polecenia jakiś wyższych instancji po prostu zdaniem torunian
nie docierały do ich miasta. Nie wiem, jaka była prawda (może ktoś kiedyś zbada
ten socjologiczny fenomen), jednak zakupy w Bydgoszczy zazwyczaj były udane. Ze
wspomnianego słownika korzystała jeszcze moja córka, dopóki nie pogryzł go nasz
pies.
Jakież więc było moje zdumienie,
gdy po prawie trzydziestu latach dowiedziałem się, że wielu moich obecnych
kolegów z Bydgoszczy jeździło w owych czasach na zakupy do … Torunia, który
ponoć ze względu na obecnych tam zagranicznych turystów (Kopernik!) miał być
lepiej zaopatrzony.
Dziś pajęcza sieć supermarketów
pokryła równo oba miasta. Te same produkty, promocje, ceny itd.. Małe sklepy w
centrach miast zmieniają jak w kalejdoskopie właścicieli i asortyment, starając
się utrzymać na powierzchni, albo kompletnie poznikały.
Podobno jednak w pociągu z Torunia
do Bydgoszczy (póki jeżdżą powoli) można usłyszeć następującą rozmowę
-„ Pani do rodziny czy służbowo?”
- „ A nie kochanieńki, na zakupy”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz