Zawód lekarza nierozerwalnie łączy
się z obserwacją cierpienia innych. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat
stwierdzono nawet, że nie jest to tylko czysta obserwacja , ale i w pewnym
sensie doświadczanie tego własną osoba, co przejawia się zespołem wypalenia
zawodowego. Przed trzydziestu laty w literaturze psychologicznej pojawiło się
pojęcie „burnout” użyte wówczas przez
J.
H. Freudenberga i Ch. Maslacha. Warto wspomnieć tu może postać dr Judyma, który
ostatnio ma złą prasę wśród reformatorów i związkowców (bo leczył za darmo),
lecz opis jego doświadczeń zawodowych połączonych z przeżyciami typu cherchez la femme, wskazuje iż przechodził
nienazwany jeszcze wówczas zespól. Niemoc wobec nieuchronności
śmierci i cierpienia powoduje znaczne zmiany w psychice tych, którzy nastawieni
są na niesienie pomocy. Następstwem może być zmiana postawy wobec bliźnich,
spłycenie kontaktu z innymi, cynizm, drażliwość i impulsywność, a nawet objawy
chorób psychosomatycznych. Do tej pory pojawiły się setki artykułów dotyczących
tematu. Mnożą się poradniki informujące jak uniknąć owego zespołu. Nie wiem na
ile są skuteczne, ale na pewno nie zlikwidują zjawiska cierpienia i reakcji
tych, którzy muszą je na co dzień obserwować. Czym zatem jest cierpienie?
Następstwem choroby czy innych nieszczęśliwych zdarzeń, karą za grzechy,
znakiem danym przez Boga, czy punktem, od którego należy zacząć nowe życie? Czy
ktoś zna odpowiedź? Chyba nie.
Jak głosi Pismo Święte, w Rajskim
Ogrodzie, Adam i Ewa nie znali cierpienia. Ich szczęście miało jednak cenę, jaką
był brak możliwości korzystania z owoców drzewa życia i korzystania ze
wszystkich dóbr na równi z Bogiem. Utraciwszy poprzez podstęp szatana, a może i
ludzką ciekawość przywileje życia w Raju, poznali całe zło świata. Stali się
nadzy, śmiertelni i narażenia na choroby i inne nieszczęścia. Bóg zapowiedział
Pierwszym Rodzicom trud i cierpienia, jakie czekają ich poza Edenem. Owe boskie
słowa dla wielu w przeszłości, jak również współcześnie stały się wytłumaczeniem
wszelkich plag, jakie dotykały i dotykają ludzkość. Także śmierć, nawet dzieci,
tłumaczona była poprzez pryzmat grzechu pierworodnego. Do dziś na grobach
czytamy ów cytat z Księgi Hioba „Bóg dał,
Bóg wziął. To się stało, co się Bogu spodobało.”
Nie można jednak rozpatrywać stosunku
ludzi do cierpienia, nie zdefiniowawszy uprzednio tego pojęcia. „Inny Słownik
Języka Polskiego” (PWN 2000) definiuje je jako: „ stan, w którym czujemy się bardzo nieszczęśliwi, zwykle spowodowany
czymś złym, co nas spotkało” lub jako „ stan,
w którym bardzo boli nas jakaś część ciała i nie potrafimy usunąć bólu”.
Zarysowuje się już więc dualistyczny cielesno-duchowy charakter cierpienia.
Współczesna neurofizjologia, potrafi za pomocą skomplikowanej aparatury
zdefiniować obszary mózgu i substancje odpowiedzialne za powstawanie odczuwania
cierpienia. Prawdopodobnie, gdyby zbadać aktywność elektryczną owych obszarów i
poziom pewnych neurotransmiterów u dziecka, któremu chuligan rozbił babkę z
piasku nad brzegiem morza i matki, której zmarło dziecko byłyby one takie same.
Powstaje jednak fundamentalne pytanie, czy można cierpienie traktować li tylko
w kategoriach fizjologicznych. Odpowiedź, choć wydaje się oczywista, nie jest
jednoznaczna. Poznanie neurofizjologicznych podstaw cierpienia, umożliwiło
stworzenie leków niwelujących zarówno ostry i przewlekły ból, jak i ten
wynikający z przyczyn pozacielesnych. Któż bowiem sięgałby po narkotyki, gdyby
ich użycie łączyło się z bólem? Jeśli można więc oszukać ciało, może i dusza
jest „łatwowierna”?
Ból fizyczny
towarzyszy większości chorób. Z punktu widzenia ewolucyjno-fizjologicznego jest
sygnałem ostrzegawczym przed zagrożeniem lub rozpoczynającą się chorobą. Ból
ostry jest zazwyczaj łatwy do złagodzenia czy to poprzez środki przeciwbólowe
czy to przez działania z zakresy chirurgii. Współcześnie i przewlekły ból nawet
pochodzenia nowotworowego jest możliwy do uśmierzenia. Większość z pacjentów na
wieczornych wizytach domaga się na noc „czegoś
na sen i przeciwbólowo”. Strach przed bólem potrafi złamać wiele, nawet
twardych charakterów. Nawet Chrystus na kilka godzin przed ukrzyżowaniem pytał
Boga Ojca czy może zabrać kielich goryczy. Tak więc prawdopodobnie ów strach i
owo cierpienie rozróżnia bogów od ludzi.
Dla miliardów ludzi wiara w siły
nadprzyrodzone jest orężem w walce z codziennymi przeciwnościami losu i
wielkimi tragediami. Większość religii, obiecuje swoim prawowiernym wyznawcom
życie pozagrobowe, będące w pewnym uproszczeniu tym, co utracili Adam i Ewa,
czyli Rajem. Grzeszników i niedowiarków czeka Piekło i potępienie wieczne. Mimo
tak kuszących perspektyw, większość ludzi robi wszystko, żeby przedłużyć sobie
życie na Ziemi. Istnieje zatem jakaś subtelna sfera niedowierzania. Hiob
zawierzył Bogu całkowicie, choć ten pozbawił go wszystkiego prócz życia, nie
złorzeczył mu, przyjmując swe cierpienie z pokorą. Bóg co prawda wynagrodził Hiobowi
(z nawiązką) wszelkie straty, pozostaje jednak pytanie czy narodziny nowego
dziecka całkowicie zniosą cierpienie po utracie poprzedniego. Współcześnie
Kościół nawołuje do ofiarowania swego cierpienia, na wzór Chrystusowego, za
innych. Skrajnym przypadkiem może być ofiarowanie swojego życia za innych.
Pismo mówi:, „Bo nie ma większej miłości,
niż ta, jeśli kto życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”. Przykłady takie
można by mnożyć. Poświecenie św. Maksymiliana Kolbe, czy bardziej współcześnie
nowojorskich strażaków z World Trade Center mówią same za siebie. Nie każdemu
jednak dana jest łaska umiejętności wybaczania czy pogodzenia się z własnym
losem. W historii świata wielu ludzi umierało przeklinając w godzinie śmierci
imiona Boga i ludzi. W filmie Milosza Formana „Amadeusz”, kompozytor Salieri
zrozumiawszy swoją nicość wobec talentu Mozarta wypowiada Bogu wojnę, paląc
krucyfiks w kominku. Nie potrafił zrozumieć, że Bóg obdarował talentem młodego
geniusza, nieprzestrzegającego wielu nakazów Dekalogu, a nie jego wiernego
sługi Kościoła i Boga.
Sienkiewiczowski bohater Pan Michał
Wołodyjowski utraciwszy swą ukochaną bluźnił Bogu, a zrozumiawszy swój grzech
wstąpił do klasztoru. Jak się stamtąd wydostał to już inna historia. Nie tylko
fikcyjni bohaterowie przeżywali dylematy wiary i cierpienia. Wielu ludzi
utraciwszy kogoś lub coś, co kochali najbardziej ze wszystkiego, odizolowali
się od świata w klasztorach czy innych miejscach odosobnienia. Kilku bohaterów
z filmów K. Zanussiego, tam właśnie poszukuje sensu życia. Powstaje jednak w
tym miejscu pytanie czy nie jest to ucieczka od okrutnej rzeczywistości.
Zbrodniarz hitlerowski, Gubernator Hans Frank w czasie Procesu Norymberskiego,
zwrócił się ku wierze, stając się żarliwym chrześcijaninem. Świadkowie owych
wydarzeń twierdza, że nie była to gra, gdyż wykrok śmierci w jego wypadku był
pewny. Inni zbrodniarze, jak choćby sądzony w Izraelu, Adolf Eichmann, do końca
byli przekonani o słuszności swojego postępowania. Co ciekawe wielu z nich
spełniało wszystkie obowiązki chrześcijanina, może z wyjątkiem przestrzegania
piątego przykazania.
Nie można się dziwić, że straciło
wiarę wielu więźniów obozów koncentracyjnych, na oczach których dokonała się
największa zbrodnia w dziejach świata. Nie potrzeba jednak odwoływać się aż do
tak skrajnych przeżyć. Urządzenie świata, opiera się na cierpieniu i śmierci.
Aby przeżyć, jedno zwierze musi zabić drugie. W chwili gdy piszę te słowa,
tysiące istnień ginie w paszczach innych, a tysiące ludzi umiera z głodu i
pragnienia. Można wiec zapytać, o sens cierpienia, które zostało stworzone
według religii przez istotę wszechmocną i wszechdobrą. Jeśli nawet cierpienie
ludzi jest karą za grzech Pierwszych Rodziców, zwierzęta są wyłączone z
boskiego planu zbawienia. Czym więc uzasadnione jest ich cierpienie?
Obserwacje owe doprowadziły wielu ludzi
do własnej interpretacji Pisma, czy wręcz stały się zaczątkiem innych religii.
Dla innych obserwacja świata w jego ziemskiej postaci, stałą się początkiem
niewiary. I nie muszą temu towarzyszyć żadne traumatyczne przeżycia.
Dla wielu ludzi wiara jest pomocna
w przeżywaniu ciężkiej choroby. Co więcej, udowodniono, że pozytywne
nastawienie do stosowanej kuracji, pomaga osiągnąć sukces. Bez znaczenia jest,
czy wierzymy w Boga, Allacha czy drzewa w puszczy amazońskiej. Istotna jest
wiara jako taka. Stąd też niekiedy zachodzą zjawiska, które wydają się cudami,
a są jedynie efektem działania
fizjologicznych mechanizmów obronnych człowieka. Jeśli jednak tak jest niech
każdy wierzy w to, co chce i pozwala drugiemu na to samo. Wtedy może spełni się
owa przepowiednia, że jagnię siądzie bezpiecznie obok lwa, a człowiek nie
zabije drugiego w imię swojej wiary.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz