Ten artykuł będzie nieco inny niż
poprzednie. Dotychczas pisaliśmy o chorobach, poznawaliśmy ich objawy i sposoby
leczenia. Teraz chciałbym zwrócić uwagę na coraz bardziej niepokojące zjawisko,
a mianowicie wszelkiej maści uzdrowicieli i przedstawicieli „medycyny
alternatywnej” . Zacznijmy od rzeczy podstawowej. Medycyna jest tylko jedna! Nie na dla niej alternatywy czy innej
konwencji. Czytelnicy prasy codziennej mogą jednak odnieść wrażenie, że tak nie
jest. Na pierwszych stronach gazet czytamy o biorezonansach, energiach
kosmicznych, biopolach i ich korekcji,
oczyszczaniach organizmu oraz innych
tego typu bzdurach. Tak, bzdurach i to wierutnych, bo takie pojęcia nie
istnieją, a zostały wymyślone przez naciągaczy, aby uwiarygodnić i uczynić ich
„leczenie” bardziej naukowym. Nim wyjaśnimy na czym ten szwindel polega
spróbujmy odnaleźć przyczyny takiego stanu rzeczy.
Jedno w życiu jest pewne: człowiek
choruje i umiera. Ten fakt napełnia wielu z nas smutkiem i goryczą, zwłaszcza
jeżeli dotyczy dzieci i osób młodych. Wszyscy czytają, między innymi w tym
blogu o osiągnięciach medycyny, o nowych
lekach . Tymczasem lekarz nierzadko mówi: „za późno”, nic już nie da się
zrobić, lub to co zrobiliśmy przedłuży życie o najwyżej kilka miesięcy. Często
jest to wina samego chorego, który zwlekał z wizytą u lekarza, nierzadko
niestety to lekarz nie rozpoznał schorzenia lub źle go leczył, a niekiedy po prostu
taka jest natura podstępnej i śmiertelnej choroby. W tym tez miejscu pojawiają się przedstawiciele
„medycyny alternatywnej”. Twierdzą, że
wszystkie choroby można wyleczyć, należy tylko poddać się odpowiedniej kuracji,
która zazwyczaj okazuje się dość droga. Szarlatani owi wykorzystują rozpacz
samego chorego lub jego rodziny w jednym tylko celu zarobienia pieniędzy. W
czasie mojej prawie trzydziestoletniej pracy zawodowej nie spotkałem nikogo z potwierdzonym
rozpoznaniem nieuleczalnej śmiertelnej choroby, któremu pomógł cudotwórca. Niestety, „tonący brzytwy się chwyta” i
odnoszę wrażenie, że nie zabraknie „pacjentów” dla wszelkiej maści oszustów. Z
ubolewaniem dowiaduje się, że w praktykach uzdrawiaczy zatrudnieni są również
lekarze. Nie potrafię sobie wyobrazić jaka idea im przyświeca, gdy współpracują
z oszustami. Nie chcę nikogo oskarżać lecz mam wrażenie, że chodzi tu o niemałe
pieniądze, a obecność dyplomowanych lekarzy w ośrodkach „medycyny
alternatywnej” podnosi ich wiarygodność w oczach klientów.
Lecz nie to jest najbardziej
niebezpieczne. Pacjentom z nieuleczalną chorobą, jak już wspomniałem nikt nie
pomoże, a również nie zaszkodzi. Istnieje jednak olbrzymia grupa ludzi chorych,
którzy nigdy nie zgłaszają się do lekarza, odwiedzają zaś bioenergoterapeutów i
innych oszustów. W ogłoszeniach prasowych czytamy, że „korekcja biopola” może
pomóc w raku piersi, tarczycy czy mózgu. Krwiak mózgu , który nie leczony
prowadzi do śmierci lub ciężkiego uszkodzenia to zdaniem uzdrowicieli zza
wschodniej granicy rezydujących w pobliży Bydgoszczy banalna sprawa. Według
autorów tych rewelacji całkowicie i rzecz jasna bezboleśnie, znikają kamienie
żółciowe, guzy nowotworowe i wiele innych groźnych zmian. Najzabawniejsze dla
mnie jako chirurga były „bezkrwawe operacje” Filipińczyków. Oddam cały mój
majątek, jeżeli ktoś udowodni mi, że usunięto mu tą drogą pęcherzyk żółciowy.
Przyznam, że nie potrafię sobie wyobrazić, że normalny człowiek może wierzyć w
podobne brednie. A jednak. Gdy
przypadkiem znalazłem się w miejscu gdzie obok siebie działają uzdrowiciele i
kilka innych instytucji, nie mogłem przepchać się przez korytarz.
Z czego wynika taki stan
rzeczy?
Pierwszą przyczynę już
wymieniliśmy. To niemoc medycyny wobec wielu chorób i rzecz jasna śmierci.
Jednak to nie wszystko. Ludzie po prostu szukają innych metod leczenia: bezbolesnych,
przyjemnych, nieco tajemniczych no i drogich, bo wiadomo, że towar drogi jest
dobry. Jeżeli mogę sobie usunąć pęcherzyk żółciowy bez pozostawiania blizn, to
po co mam się operować nawet laparoskopowo. To nic że zaraz po zabiegu
pęcherzyk jeszcze jest, Filipińczyk twierdzi, że zniknie w ciągu kilku dni. On
już będzie w Białymstoku, a nas nie będzie stać już na bilet aby z nim
„porozmawiać”
Media podają niemal codziennie
wiadomości o odkryciach medycznych, nowych rewelacyjnych lekach na raka,
Vilcacorach, preparatach Tołpy itp. Biedni, chorzy i zdesperowani ludzie pragną
zdobyć ten lek ponad wszystko. Naprzeciw ich żądaniom wychodzą oszuści, którzy
sprzedają nieraz czystą wodę jako, lek na raka. Ludzie wierzą, że woda na którą
spogląda z telewizora pan Zbyszek Nowak, leczy. Ci którzy znają tajniki
telewizji wiedzą, że program był nagrany tydzień temu, lecz wiara czyni cuda. I
tu właśnie zaczyna się styk cudów i prawdziwej medycyny. Jest pewne, że stan
psychiczny wpływa na przebieg choroby. Stres spowodowany np. śmiercią kogoś
bliskiego może przyspieszyć rozwój raka. I odwrotnie, mobilizacja psychiczna
powoduje poprawę wyników leczenia. Jeżeli ktoś chce byś zdrowy, współpracuje z
lekarzem, wierzy jemu i wierzy w kurację, którą ten lekarz stosuje, to
prawdopodobieństwo sukcesu rośnie. Tylko tu można dopatrywać się źródła
ewentualnych sukcesów uzdrowicieli. Nie zapominajmy, że wielu odwiedza ich w
czasie trwania normalnej kuracji przeciwnowotworowej czy innej. To jej
zawdzięczają ozdrowienie, które przypisują sobie szarlatani. Oni sami w różnego
rodzaju dyskusjach twierdzą, że nigdy nie odciągają chorych od medycyny naukowej.
Jednak, dokąd pójdzie kobieta z guzem piersi, gdy wyczyta, że można go usunąć
biopolem i „żywą wodą”, a nie usunięciem całego sutka i naświetlaniami.?
Nikt nikogo nie może zmusić do
leczenia się ( za wyjątkiem chorób
zakaźnych i niektórych psychicznych) za pomocą lekarzy i medycyny naukowej. Każdy może wydawać swoje
pieniądze na co ma ochotę. Pozostaje jednak fakt, że żyjemy już w XXI wieku i głupio byłoby wrócić
do palenia czarownic i „zamawiania” chorób.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz