Tekst ten piszę 22.12.2012
wieczorem, gdy już jesteśmy pewni, że koniec świata nie nastąpił. Cały niepokój
wynikał z tego, że znane kalendarze Majów kończyły się na dniu wczorajszym. Mam
swoją teorię, co to tego faktu. Otóż jak wiadomo konkwistadorzy hiszpańscy
służąc Bogu i Filipowi II wywozili skarby z Nowej Ziemi, zabijając opornych
tubylców (tych, których nie zdołali zamordować, zabiły epidemie zawleczone z
Europy) i co najważniejsze nawracać ocalonych na jedynie słuszną wiarę. Aby nie
ostały się żadne zapisy tamtej wysokiej kultury (patrz budowle!), gdyż jak
mawiali starożytni littera scrpita manet,
palono je zawzięcie i niszczono. Pomysł
ten jakieś 370 lat później podchwycił pewien malarz w Niemczech. Zatem do dziś
przetrwały tylko cztery kodeksy Majów; co najmniej 27 ksiąg hieroglificznych
zostało spalonych przez biskupa Diego de
Landa podczas auto da fe
w mieście Mani, 12 lipca 1562 roku, jak sądzę ad
maiorem Dei gloriam. Kto wie czy podobny los nie spotkał kalendarzy na obecne
czasy?
Za mego życia końców świata
ogłaszano kilka. Jakieś 15 lat temu odwiedził mnie świadek Dobrej Nowiny,
uświadamiając mi, że żyjemy w okresie „końca czasów” czy jakoś podobnie. Jakby
nie było koniec się zbliża. Oczywiście jak powiadał, jeśli przejdę jego
kościoła to nie tylko przeżyję, ale też spotkam wkrótce zmarłych krewnych, ( o
czym rozmawiałbym z pradziadkiem, którego znam tylko ze zdjęć?). Ów koniec -
dalibóg nie pamiętam czemu – był jakoś powiązany ze śmiercią ostatniego
człowieka, który pamięta I Wojnę Światową. Wydaje mi się, że nie ma już ludzi,
którzy owo wydarzenie świadomie kojarzą. Czyżby kłamał? Tuż przed Sylwestrem
1999 sąsiadka spytała żonę czy dokonała zakupów mąki, soli, kaszy i innych
rzeczy niezbędnych w „dniach ostatnich”. Żona odparła, że nie, gdyż jeśli
takowy koniec istotnie nastąpi, nie będą one już potrzebne. Chyba nie spotkała
się ze zrozumieniem.
Tyle może humoru i satyry. Ostatni
„koniec świata” dla większość był obiektem żartów, czy podstawą scenariusza
spotów reklamowych. Jednak dla wcale nie małej liczby ludzi zjawisko nosiło
znamiona prawdopodobieństwa. Zamykali się w „kapsułach przetrwania” lub
zwracali się o „ratunek” do duchowych guru, obiecujących bezbolesne przejście
do „innych światów”. Nawiasem mówiąc dokładnie to samo obiecują wszystkie
religie, zazwyczaj po śmierci indywidualnej a nie masowej zagładzie jak w
przypadku „końca świata”. Owi guru „zabezpieczają” majątek wiernych, który i
tak nie będzie im już potrzebny. Tam bowiem,
gdzie idą wszystko już jest przygotowane, a jakieś zielone czy innego
koloru papierki nie mają znaczenia. Jest mały problem, dzień po „końcu świata”,
ów wygląda jak dotychczas, a bankomat pokazuje „brak środków”. Lecz cóż wiara
zawsze wymagała ofiar.
Zawsze zastanawiałem się na czym polega
fenomen wiary. Nie tak dawno w Radio Maryja usłyszałem felieton, gdzie zawarto
takie owo treści. Cytuję z pamięci. „Oddalanie
się od wiary chrześcijańskiej powoduje, że młodzież zwraca się ku irracjonalnym
wierzeniom”. Chwila, pomyślałem, chyba źle usłyszałem. O ile jednak
zrozumiałem intencję cytowanego w felietonie hierarchy to ciąża dziewicy,
czynienie cudów w tym wskrzeszenie człowieka oraz śmierć zakończona
zmartwychwstaniem noszą znamiona racjonalności. Każda wiara jest irracjonalna per se. Dla człowieka spoza kultury
judeochrześcijańskiej lub kogoś np. z Marsa pryncypia religii katolickiej są co
najmniej dziwne. Nie wiem czy łatwo uwierzyć, że ciało człowieka, który umarł
2000 lat temu jest noszone po ulicach w święto Bożego Ciała, w postaci mąki
upieczonej z wodą. Zawsze bawiły mnie komentarze do artykułów Dawkinsa,
Hitchensa czy innych ateistów w tym i - toutes
proportions gardées – moich, ludzi którzy z pewną
wyższością patrzyli na głupków, którzy nie mając pojęcia o teologii wypisywali
brednie w stylu, że dziewica nie może zajść w ciążę. Zawsze zalecali lekturę
pewnych książek np. prof. Hellera, czy innych myślicieli chrześcijańskich. No
cóż zadałem sobie trud przeczytanie niektórych i pewnie nic nie zrozumiałem
(trudno się dziwić…) bo nadal uważam, że jeśli ktoś umrze to już nie
zmartwychwstaje. Ale czy głęboka znajomość teologii daje wiarę? Czyż trzeba
znać się na modzie, aby powiedzieć komuś, że jest nagi, cytując, słynną
„odpowiedź dworzanina”.
Czemu ludzie wierzą w brednie o
końcu świata? Sądzę, że odpowiedzią jest poziom edukacji oraz dysonans poznawczy
między nauczaniem biologii, chemii, fizyki, a religii. Czy można przyjmować
wydarzenia biblijne jako prawdę? Ot choćby potop? Oto Noe zebrał wszystkie
gatunki zwierząt do arki, ocalając tym samym życie na Ziemi. Pominąwszy
zagadnienie chowu wsobnego (było po jednej parce), młody człowiek może
zastanowić się nad tym jak mu się to udało. Do dziś odnajdywane są nieznane
gatunki żab czy ptaków. Nie wspomnę o problemie transportu zwierząt polarnych w
okolicę budowy arki.
Każda religia karmi się strachem
przed śmiercią, przed końcem tego co jedynie znane, piękne i cudowne czyli
życia. Nawet jeśli jesteśmy we więzieniu chcemy żyć. I nagle ktoś nam obiecuje
„kapsułę przetrwania” lub „statek kosmiczny do nieba” - zasady wiary. Tymczasem tam już nie będzie
nic. Wrócimy do stanu, w którym byliśmy przed urodzeniem. Do nicości, niebytu.
Pięknie ujął to Richard Dawkins we wstępie do „Rozplatania tęczy”:
"Umrzemy, i to czyni z nas szczęściarzy.
Większość ludzi nigdy nie umrze, ponieważ nigdy się nie narodzi. Ludzi, którzy
potencjalnie mogliby teraz być na moim miejscu, ale w rzeczywistości nigdy nie
przyjdą na ten świat, jest zapewne więcej niż ziaren piasku na arabskiej
pustyni. Wśród owych nienarodzonych duchów są z pewnością poeci więksi od
Keatsa i uczeni więksi od Newtona. Wiemy to, ponieważ liczba możliwych
sekwencji ludzkiego DNA znacznie przewyższa liczbę ludzi rzeczywiście żyjących.
Świat jest niesprawiedliwy, ale cóż, to właśnie myśmy się na nim znaleźli, ty i
ja, całkiem zwyczajnie.
Należymy do nielicznych, którzy na tej loterii narodzin trafili szczęśliwy los. Jak można w tej sytuacji mieć czelność skomleć na myśl o nieuchronnym powrocie do stanu, z którego tak wielu nigdy nie miało szansy wyjść?
Zapewne są od tej reguły jakieś wyjątki, ale podejrzewam, że wielu ludzi tak mocno uczepiło się wiary nie dlatego, iż daje im ona pocieszenie, ale z powodu nacisków wychowawczych, jakim byli poddani, i z tego także względu, że wciąż nie uświadomili sobie, że niewierzenie jest również możliwym wyborem. Bez wątpienia dotyczy to także tych, którzy uważają siebie za kreacjonistów — ich po prostu nie nauczono wspaniałej Darwinowskiej alternatywy. Podobnie można podejść do uwłaczającego człowieczej godności mitu o „potrzebie” religii. (…) pewien antropolog (…) zacytował Goldę Meir, która, spytana kiedyś, czy wierzy w Boga, odpowiedziała: „Wierzę w Żydów, a Żydzi wierzą w Boga”. Antropolog zaproponował własną wersję — „Wierzę w ludzi, a ludzie wierzą w Boga”, stwierdził. Ja wolę jednak mówić, że wierzę w ludzi, a ci, gdy tylko zachęci się ich do myślenia i umożliwi dostęp do wiedzy, bardzo często decydują się nie wierzyć w Boga i wieść spełnione, satysfakcjonujące i naprawdę wyzwolone życie" .
Należymy do nielicznych, którzy na tej loterii narodzin trafili szczęśliwy los. Jak można w tej sytuacji mieć czelność skomleć na myśl o nieuchronnym powrocie do stanu, z którego tak wielu nigdy nie miało szansy wyjść?
Zapewne są od tej reguły jakieś wyjątki, ale podejrzewam, że wielu ludzi tak mocno uczepiło się wiary nie dlatego, iż daje im ona pocieszenie, ale z powodu nacisków wychowawczych, jakim byli poddani, i z tego także względu, że wciąż nie uświadomili sobie, że niewierzenie jest również możliwym wyborem. Bez wątpienia dotyczy to także tych, którzy uważają siebie za kreacjonistów — ich po prostu nie nauczono wspaniałej Darwinowskiej alternatywy. Podobnie można podejść do uwłaczającego człowieczej godności mitu o „potrzebie” religii. (…) pewien antropolog (…) zacytował Goldę Meir, która, spytana kiedyś, czy wierzy w Boga, odpowiedziała: „Wierzę w Żydów, a Żydzi wierzą w Boga”. Antropolog zaproponował własną wersję — „Wierzę w ludzi, a ludzie wierzą w Boga”, stwierdził. Ja wolę jednak mówić, że wierzę w ludzi, a ci, gdy tylko zachęci się ich do myślenia i umożliwi dostęp do wiedzy, bardzo często decydują się nie wierzyć w Boga i wieść spełnione, satysfakcjonujące i naprawdę wyzwolone życie" .
Luois Bogres, genialny Argentyńczyk jako poeta ujął to samo
mową wiązaną:
” Nie będzie w nocy gwiazd.
Nie będzie nocy.
Umrę, a wraz ze mną nie do zniesienia wszechświat.
Zetrę piramidy, medale, kontynenty i twarze.
Zetrę nawarstwienia przeszłości.
Historię obrócę w proch.
Proch w proch.
Widzę ostatnią chwilę.
Słyszę ostatniego ptaka.
Nikomu zostawiam nic.”
” Nie będzie w nocy gwiazd.
Nie będzie nocy.
Umrę, a wraz ze mną nie do zniesienia wszechświat.
Zetrę piramidy, medale, kontynenty i twarze.
Zetrę nawarstwienia przeszłości.
Historię obrócę w proch.
Proch w proch.
Widzę ostatnią chwilę.
Słyszę ostatniego ptaka.
Nikomu zostawiam nic.”
To jest moja wiara. Tu na tym
padole czynić dobro drugiemu człowiekowi jako jedyny wykładnik czegoś, co inni
nazywają bogiem.
Amen- chcialoby sie dodac:) Ucieszylem sie na cytat Dawkinsa, bo to jeden z najpiekniejszych jaki wyszedl spod jego piora/klawiatury! Byl mi niesamowitym wsparciem kiedy zegnalem mego Tate pokonanego przez raka. Pyta Pan, czy gleboka znajomosc teologii daje wiare? Tak sie sklada, ze znam paru teologow (lub przynajmniej tak sie tytulujacymi) i obserwuje taka zaleznosc: im wiecej taki teolog wie, im wiecej uzywa rozumu w rozgryzaniu "prawd" wiary, tym mniej tej wiary w nim samym...Podziwiam cierpliwosc w nasluchiwaniu Radia z Torunia:)
OdpowiedzUsuńP.S. Artykuly medyczne swietne! Kazdy czytam ze szczegolnym zainteresowaniem!
Dziękuję. Obiecuję kilkadziesiąt medycznych
OdpowiedzUsuńProszę propagować je wśród swoich znajomych. Pozdrawiam
WS
Juz propaguje:) Ostatnio dolaczyla kolezanka z pracy:) Dzis polecilem innej znajomej. Ostatnie wpisy o przewodzie pokarmowym czytalem akurat w pracy podczas przerw konsumujac kanapki. Musialem nieco wylaczyc na te chwile swa wyobraznie...;D
OdpowiedzUsuńTaka niesmiala propozycja z mej strony, jesli mozna:) Mowi sie o Polakach, ze to hipochondrycy. I cos w tym jest skoro apteki niemal na kazdej ulicy, w TV co chwila az do znudzenia reklamy medykamentow. Podobno tez kazdy Polak "zna sie" na medycynie i polityce. Stad moja prosba: moze Pan jako specjalista zechcialby obalac w swych ciekawych artykulach wiele mitow, jakie narosly w zwiazku z naszym zdrowiem lub jego brakiem.
Rowniez pozdrawiam:)
Będzie i o tym, ale durnota niektórych ludzi jest porażająca - patrz felieton Ortaliony. Z tego typu ludźmi nie ma rozmowy. Szczepionki wywołują autyzm, raka się nie leczy bo "dostanie powietrza" itp. Szkoda słów czasami. Ale dzięki napiszę o tym tez
OdpowiedzUsuń