czwartek, 11 lipca 2013

O ABORCJI, ZWIERZĘTACH I SZKOLE CZYLI SŁÓW KILKA POSTRONNEGO OBSERWATORA


Problemowi aborcji przyglądam się od już kilkudziesięciu lat. Temat ten, jeśli zostanie przez kogoś poruszony, zazwyczaj nazywany jest zastępczym w stosunku do licznych afer szarpiących ciałem naszej Ojczyzny. Jednak mnogość tych ostatnich, jak również liczba komisji sejmowych rozpatrujących na ciepłych jeszcze po poprzednikach  krzesłach, trudne problemy demokracji, w mojej ocenie nie pozwoli na znalezienie odpowiedniej chwili już chyba nigdy. Postanowiłem wiec napisać tych kilka słów wbrew głosicielom „zastępczości” tematu. Jeszcze za „komuny” mówiło się o „skrobankach” przyciszonym głosem a kobiety, które dokonały interrupcji, raczej nie obnosiły się z tym faktem. Duże fiaty i nieliczne wówczas zagraniczne marki na polskich rejestracjach, jeśli należały do ginekologów, uważane były za cenę zbrodni. Ustawa, dziś nazywana „stalinowską” dopuszczała interrupcję larga manu. Dzisiejsze brzmienie aktów prawnych regulujących ten problem, jeżeli nie stoi na przeciwnym biegunie, to co najmniej w okolicach zwrotnika.

Przeciwnicy aborcji często powołują się na Przysięgę Hipokratesa, gdzie istotnie zawarty jest jej zakaz wraz z zakazem eutanazji. Czytamy tam; „Nigdy nikomu, nawet na życzenie nie podam śmiercionośnej trucizny, ani też niewieście środka poronnego”. Jednak w tym samym tekście znajdziemy zakaz wykonywania przez lekarzy operacji chirurgicznych. Sam Hipokrates, żył w czasach gdzie część ludzi traktowana była gorzej od zwierząt i jak można przypuszczać, niewolnictwo nie wzbudzało odrazy Mistrza z Kos.

Żeby uprzedzić, jakiekolwiek przypuszczenia stwierdzę, że jestem przeciwnikiem aborcji dopuszczanej „na życzenie”. Uważam jednak, że obecna postać ustawy jest dobra, gdyż zdarzają się sytuacje, w których interrupcja powinna być wykonana.  Co więcej, uważam że morula i blastula jest fazą rozwoju człowieka, a co za tym idzie rozważania o tym kiedy wstępuje w nie dusza, lub czy dopiero rozwój serca i układu nerwowego stanowią o człowieczeństwie białka uważam za bezsensowne. Człowiekiem jest się od poczęcia do śmierci, bez względu na liczne samoistne poronienia i błędy genetyczne. Należy się jednak zastanowić, czy prawa przynależne blastuli człowieka powinny ( a tak jest w polskim prawie) być wyższe od tych, które nadaliśmy dorosłemu orangutanowi czy kotu. W przeciwieństwie bowiem do blastuli wymienione zwierzęta czują ból, strach, pragnienie i głód. Nie mają jednak, według około 95% Polaków, duszy. Fakt ten usprawiedliwia w oczach większości społeczeństwa wszelkie okrucieństwo wobec nich. Gotowanie żywcem świń, wysyłanie psów w paczkach pocztowych mnie nie zdziwiło. W naszym języku ojczystym zwierze „zdycha”, a człowiek umiera. Protesty rolników w sprawie uboju rytualnego i rzekomych strat miejsc pracy przywiodły mnie do przekonania, że w Polsce 90% zwierząt ubija się rytualnie lub do tego celu hoduje. Tak się przynajmniej zachowywali.  Zatem moja odpowiedź na zadane tu pytanie jest krótka: nie. Może się mylę, ale gdyby rzeczoną spóźnioną paczką pocztową podróżowały zamrożone embriony ludzkie i przypadkiem obumarły, grano by larum pod niebiosa. Jednak z posłanek prawicy nazwała walkę o prawa zwierząt, neopoagaństwem. Ten odkrywczy pogląd w sposób jednoznaczny określa stosunek pewnych, całkiem niemałych, grup społeczno-religijnych do „braci mniejszych”. Niestety św. Franciszek umarł dawno temu i o ile pamiętam bezpotomnie. Chrześcijański antropocentryzm nie jest moim zdaniem najlepszą formą współżycia z innymi gatunkami na tej planecie i powoduje degradację środowiska. Pewne symptomy tego zjawiska wydają się już zauważalne, a nie chcę źle prorokować, lecz obawiam się, że następne pokolenia odczują to jeszcze bardziej. Boski nakaz rozmnażania się i czynienia Ziemi sobie poddanej, jaki usłyszeli uchodźcy z raju, został wypełniony w stopniu, który budziłby podziw niejednego stachanowca.

Aborcja jest złem i nie dam sobie wmówić, że jest inaczej. Jest złem tym większym, iż żeruje na nieszczęściu i wyrzutach sumienia wielu kobiet. Co prawda tzw. zespół poaborcyjny, jest przedmiotem dyskusji specjalistów, jednak zabieg zawsze pozostawia w pamięci i psychice kobiety zadrę. Prawny zakaz interrupcji jest pustym słowem. Podziemie aborcyjne ma się doskonale. Jego zasięg jest sztucznie poszerzany przez „feministki” (przepraszam za uproszczenie w nomenklaturze obu stron konfliktu), a w sposób smieszny redukowany przez „obrońców życia”. Wystarczy wziąć do ręki codzienną gazetę. Ogłoszenia typu „AAA ginekolog bezboleśnie” czy legendarne „wywoływanie miesiączki” to norma. Nie ogłasza się przez kilka lat ten, kto nie ma zysku. Ściganie owego procederu graniczy z farsą. Jeżeli wykluczymy prowokację policyjną (ciężarna prowokatorka?), zazwyczaj obie strony są zainteresowane, aby wszystko odbyło się w czterech ścianach bez rozgłosu, dla obopólnej , przyznajmy korzyści. Jeśli nawet ktoś doniesie o dokonanym przestępstwie, to proszę mi wyjaśnić jak udowodnić dokonanie aborcji. Badanie lekarskie, któremu musiałaby poddać się kobieta jest w Polsce czynem dobrowolnym. Żaden lekarz bez zgody pacjenta nie ma prawa go badać. Badanie pod przymusem, z nakazu sądu ( nie bardzo wyobrażam sobie jak: przywiązanie do fotela, podanie środków odurzających?) kojarzy mi się z torturami i przemocą, których zabrania Kodeks Etyki Lekarskiej. Można oczywiście stosując terror psychiczny zastraszyć i tak nieszczęśliwą pacjentkę i zmusić ją do przyznania się. Ponoć człowiek pod wpływem strachu i tortur przyzna się do wszystkiego, łącznie z czynami niedopełnionymi.

Straszenie przez feministki zwiększoną umieralnością z powodu „dzikich” aborcji jest również śmieszne. Gabinety moich „skrobiących” kolegów po fachu, są wyposażone lepiej od stołecznych klinik ginekologicznych, częściowo przyznajmy z pieniędzy za interrupcje. Aborcje „domowe” odbywały się za czasów liberalnej ustawy również i nikogo nie dziwiły.

W całej jednak dyskusji zastanawia mnie jedna sprawa. Otóż „obrońcy życia” zapominają, lub może nie chcą pamiętać, że podobno w Polsce jest ponad 90% ludności wyznania rzymsko-katolickiego. Pozostałe religie monoteistyczne, o ile mi wiadomo również nie dopuszczają nawet myśli o aborcji. Pozostaje więc niewielka grupka niewierzących, która teoretycznie może być siedliskiem owej zbrodni. Nie wiem, czy jest to przypadek, czy prawo wielkich liczb, lecz większość podłości (pobicie, kradzieże) wyrządzili mi ludzie deklarujący się jako wierzący. Dla kontrastu moi niewierzący przyjaciele, lub tzw. „innowiercy” (ładna skądinąd nazwa) to ludzie kryształowo uczciwi i co ciekawe również przeciwnicy aborcji „larga manu”. Może by więc w licznych dyskusjach, jakie ostatnio przetaczają się przez media wspomnieć, że akt aborcji w Polsce oznacza porażkę nauczania Kościoła. W ogóle w sferze życia seksualnego panuje wśród katolików sytuacja z lekka schizofreniczna. Kościół zakazuje pożycia przedmałżeńskiego, które realizuje ok. 100% narzeczonych. Prezerwatywy inne zakazane środki, znajdują nabywców i to w liczbie wcale pokaźnej. Oczywiście z jednokrotnego złamania zakazu można się wyspowiadać, jednak odnoszę wrażenie, że większość tkwi w grzechu głęboko i długo, nie wykazując wcale żalu za popełnienie go.

Nie ma dla mnie wątpliwości, że taki stan rzeczy utrzyma się i pogłębi. Oczywiście można nadal grać farsę, udając, ze wszystko jest w porządku. Jednak ja krzyknę jako to dziecko z bajki Andersena: „ Król jest nagi!!!”. Jako lekarz zdaję sobie sprawę, że używanie  tzw. „naturalnych metod regulacji poczęć” jest, delikatnie mówiąc, zawodne. Oburzonym małżeństwom, które krzyczą teraz, że oni całe życie tak właśnie postępowali, gratuluję zdrowia (zwłaszcza płci pięknej). Jest to możliwe w nikłym procencie przypadków i takie są fakty naukowe, z którymi nie radziłbym dyskutować. Płciowość człowieka regulowana jest wieloma czynnikami, z których religia jest tylko jednym z listy. Próba walki z prawami natury, w tym również z (przepraszam za kolokwializm) chuciami, zawsze kończy się mniejsza lub większą porażką.

Zawsze zastanawiałem się dlaczego z taką zjadliwością „obrońcy życia” zwalczają środki antykoncepcyjne. Ich wynalezienie w moim odczuciu wpisuje się w nakaz czynienia sobie Ziemi poddaną. Potrafię zrozumieć protesty przeciw środkom wczesnoporonnym, lub nawet spirali domacicznej. Jednak oddałbym sporą część majątku temu, kto przekona mnie o różnicy jaka istnieje pomiędzy obserwacją śluzu szyjkowego lub obliczaniem dni z kalendarzyka a założeniem prezerwatywy lub używaniem środków hormonalnych. Cel owych działań jest tożsamy – cieszyć się z przyjemności seksu, nie narażając się na niechcianą w owym okresie życia ciążę. Jeśli się mylę, chętnie przeproszę obrażonych.

Niechciane ciąże są wynikiem niewiedzy (najczęściej), choroby lub nadużycia seksualnego. To ostatnie jest możliwe również w rodzinie, gdzie nie funkcjonuje pojęcie gwałtu.

Próby wyjaśnienia młodym ludziom zasad rozrodu, możliwości zapobiegania ciąży, również napotykają na histeryczny wręcz opór. Usłyszałem opinię, że przekazanie całej wiedzy o antykoncepcji, skutkuje rozpasaniem seksualnym. Ciekawa to, przyznam opinia. Większość nastolatków orientuje się, że młotkiem można wbić gwóźdź  lub rozbić komuś czaszkę. O ile mi wiadomo nadal częściej używany jest on w pierwszym celu. Przypominają się słowa: „Poznajcie Prawdę, a Prawda was wyzwoli”. Prawdę, a nie półprawdy, które wykłada się w zależności od światopoglądu lub widzimisię.

Jako przykład mogę podać wypowiedź pewnej lekarki (zdaje się nawet tytułem profesora), w znanej toruńskiej rozgłośni, która twierdziła, że zarówno środki antykoncepcyjne i zapłodnienie „in vitro” nie mogą być refundowane z pieniędzy podatnika, gdyż nie leczą. Zapomniała jednak dodać, że definicja zdrowia WHO, zawiera ustęp o dobrostanie psychicznym, a ten zdaje się nie występuje u bezpłodnych par czy ludzi obawiających się współżycia.

Nie znam rozwiązania problemu aborcji i może będę nieskromny, ale nikt go nie zna. Zalecałbym uciekanie jak najdalej od wyznających skrajne poglądy. Ci ludzie są szkodliwi i niebezpieczni. Na obu biegunach podkreślam. Marzy mi się normalny kraj, gdzie przekazuje się dzieciom całą prawdę o seksualności człowieka. Trzeba mówić o niebezpieczeństwach i przyjemnościach. Tak jak prąd elektryczny, który może ogrzać, oświetlić lub zabić. Nikt jednak nie zataja przed dzieckiem faktu, że nie należy wkładać palców do kontaktu..

Środki antykoncepcyjne są i będą coraz doskonalsze. Pozwólmy każdemu wybrać swoją metodę według własnych poglądów. Jeśli jestem katolikiem będę badał śluz szyjkowy i zaglądał do kalendarzyka, jeśli mam inne poglądy użyję tabletek lub spirali. Siedemnaste  dziecko przyjmę jako dar boży, zaś bezpłodność jako krzyż jaki Bóg w swym miłosierdzi każe mi nosić. To wszystko. Non plus ultra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz