Artykuł napisany 3
lata temu. W związku z osobą abp. Pylaka wymieniłem maile ze śp. pamięci abp.
Życińskim. Nie będę ich cytował (korespondencja
miał charakter prywatny. Powiem tylko że w większości spraw zgadzaliśmy się.
Tytułowe uczucie nie jest
przyjemne. Jest to stan, kiedy widzę coś idiotycznego, niezgodnego ze zdrowym
rozsądkiem czy wręcz podłego. Jednak wielu ludzi, tak właśnie postępuje na co dzień.
Uczucie zażenowania, jakie powstaje w moim mózgu musi mieć jeszcze składową
wykonawcy. To musi być ktoś, kogo szanuję, cenię lub wiem skądinąd, że jest to
człowiek w powszechnej opinii zasługujący na takie traktowanie. Ostatnie
tygodnie dostarczyły mi niestety wielu takich doznań.
Pierwsza sprawa jest banalna,
powiem wręcz typowa. Pewien doktor z kraju na wschód od Polski zaleca ciecierzycę
miast chemioterapii w przypadkach raka. Powiek ktoś: „A co w tym dziwnego?”.
Ano nic, gdyby nie wspierali go w owych rewelacjach nasi koledzy lekarze w tym
wykładowca UM z Poznania. Rzecznik tegoż Uniwersytetu rzecz jasna potępił
wypowiedz owego lekarza, ale … . Czyż
jednak możemy dziwić się skromnej lekarce rodzinnej bodaj z Koła, gdy podobne
myśli nachodzą profesorów uniwersyteckich czy Wielkich Kanclerzy KUL-u. Kilka
słów wstępu nim przejdę ad rem. Jeden
ze słuchaczy „Medycznych Śród”, po którymś z wykładów obiecał mi pewną książkę
„na za tydzień”. Jak postanowił tak zrobił. Była to wydana przez Oficynę
Poligraficzną „Adam” z Lublina pt. „Poznawać w świetle wiary”, czyli
wywiad-rzeka z abp. Bolesławem Pylakiem, Honorowym Obywatelem Lublina i Wielkim
Kanclerzem KUL w latach 1974-1997. Pominę może zagadnienia polityczne czy
„wewnątrzkościelne” poruszane w owym wydawnictwie. Nie mnie rozsądzać sprawy
bilokacji, „ciała parasomatycznego”, „czakramów” czy „poltergeista”. To, że
abp. Pylak używa wahadła Izis jest zasadniczo jego sprawą, lecz zaniepokoiła
mnie konstatacja hierarchy, co do tzw. medycyny alternatywnej: „Stwierdzam z całą odpowiedzialnością, że
katolicy mogą korzystać z pomocy radiestezji i bioenergoterapeutów”. Abp.
Pylak dokonał także rzeczy, jaka nie udała się jeszcze nikomu. Wyjaśnił bowiem
zasadę bezkrwawych operacji cudotwórców (ja wolę ich nazywać szarlatanami) z
Filipin. Oto jego słowa: „(…) Bezkrwawe
ich operacje tłumaczę posiadaną przez nich wrodzoną mocą naturalną wzmocnioną
osobistą ascezą. Uzyskują oni bezpośrednią władze nad ciałem eterycznym, które
podtrzymuje ciało fizyczne jako całość. Dłońmi otwierają to ciało. Wówczas
rozsuwa się również powłoka ciała fizycznego. Po wyrzuceniu z niego chorej
części organizmu, łączą ciało eteryczne. Wówczas i ciało fizyczne wraca do
normalnego stanu” (op. cit. strona
79).
Przyznam, że nie jestem do końca
pewien czy ów opis jest zgodny z nauczaniem Kościoła Katolickiego dotyczącym
ciała i duszy człowieka.
Jak można drukować takie brednie!?
Tego - o ile znam Pismo Święte - nie dokonał nawet Jezus Chrystus, a zdaniem
abp Pylaka codziennie dokonują oszuści z Filipin. Furda desmosomy, adhezyny,
powięzie, otrzewna i kolageny wszelkich numeracji! Pan Claver Pe lub Ramon
Divag włożą ci rękę do brzucha!
Jak może tak mówić arcybiskup
Kościoła Katolickiego? Przecież słuchają go tysiące ludzi. Czy nikt z blisko
związanych z Kościołem lekarzy nie ma odwagi powiedzieć prostych słów: „Jego
Ekscelencja się myli, wręcz grzeszy, bo słowa Ekscelencji mogą zabić ! ”. Nie
słyszałem o takim wystąpieniu. Więc mówię to ja, Wojciech Szczęsny.
Abp. Pylak może jednak mieć kłopoty
ze strony egzorcystów. Na ostatnim ich zebraniu w Niepokalanowie radzili, jak
przeciwdziałać najczęstszym przyczynom opętania: okultyzmowi, ezoteryzmowi
(wahadło Izis!!), wschodnim metodom medytacji czy homeopatii. Sam nie wiem już
czy pacjentom niektórych moich PT
Kolegów nie grozi opętanie. Co to jest? Zdaniem egzorcystów mamy z nim do
czynienia, jeśli wystąpi któryś z trzech objawów: strach przed świętością,
wiedza lub umiejętności paranormalne czy po prostu niezwyczajne zachowania. Jak
sprawdzić awersję wobec sacrum? Do
trzech białych kopert wkłada się dwie białe karteczki i jeden święty obrazek.
Osoba opętana „nienormalnie” na niego zareaguje. Inny sposób na rozpoznanie
opętanego: położyć mu na plecach stułę, którą ksiądz nosi na szyi. To ma
wywołać reakcję szatana. Sposobów sprawdzenia wiedzy nie podano. Warto może
wspomnieć, że owe „testy” wykonują ludzie nie będący lekarzami wobec osób, w
moim pojęciu ( a ufam że i przynajmniej niektórych PT Kolegów), chorych
psychicznie.
Ci, którzy wierzą w Boga, powinni
(muszą?) wierzyć także w szatana. Nie mnie oceniać czyjąś wiarę i jej
pryncypia, choćby nawet wydawały mi się cokolwiek dziwne. Nie mogę jednak
zgodzić się, by księża - egzorcyści zastępowali psychiatrów „lecząc” trudne
przypadki schizofrenii, paranoi czy depresji. Pomoc duchowa potrzebna jest
wielu ludziom. Niosą ją chorym i umierającym, oraz ich rodzinom księża kapelani
szpitali czy hospicjów. Potrafię uwierzyć, że objawy depresji miną po rozmowie
z kapłanem, który może ukazać nadzieję w Bogu czy jasne strony życia. Czy
jednak jako lekarze, a w pewnym sensie naukowcy, możemy się zgodzić, że chory
psychicznie człowiek miotający przekleństwa, gdy ksiądz nałożył mu stułę, jest
opętany i nie wymaga leczenia tylko egzorcyzmu? Ja nie mogę. Podobnie jak nie
mogę zgodzić się na „bezkrwawe usunięcie
guza rakowego z wątroby” przez filipińskiego szarlatana czy leczenie
nowotworu ciecierzycą.
Medycyna jest nauką. Jej ważność i
wyjątkowość polega na tym, że zajmuje się nie liczbami czy gwiazdami a
człowiekiem. Musi opierać się tylko i wyłącznie na sprawdzonych i bezpiecznych
metodach. I jeszcze jedno: na uczciwości wobec stwierdzanych faktów. Tu
przypomnę tak zwany „Cud w Sokółce”, którego nie uznał jeszcze Kościół a
„uznały” już tabloidy, telewizja i miejscowa ludność. Coś czerwonego (niektórzy
uczeni przebąkiwali o Serratia marcescens) pojawiło się na hostii, która spadła
na podłogę a następnie zamoczono ją w wodzie i w zamkniętym pudełku
pozostawiono na długo. Dwoje patologów rozpoznało w owym tworze mięsień
konającego serca. Oboje są ludźmi głębokiej wiary. Nie mogę oczywiście
kwestionować ich badań, bo przykładowo nie chciałbym, aby oni mówili, że ja źle
operuję przepukliny. Jednak pani profesor, kiedy zapytano ją czemu nie wypisała
skierowania na badanie w normalnym trybie stwierdziła że: „nie zna PESEL-u
Jezusa” . Z góry założyła zatem, że to jest serce Jezusa a nie coś innego i
wiedziała doskonale co bada. Czy nie uczciwiej byłoby dać owo „coś” do zbadania
patologowi nie mówiąc mu co to jest, a także kilku patologom, również
niewierzącym. Jeśli ci ostatni rozpoznaliby miesień konającego serca, chyba sam
bym się mocno zastanowił. O badaniach DNA nie wspomnę (ot choćby tylko czy jest
to tkanka człowieka). Wiem, że „cud w Sokółce” budzi wiele wątpliwości nawet
wśród wierzących. Może powiem tak. Proszę odpowiedzieć sobie na pytanie, czy
będąc recenzentem lub redaktorem periodyku medycznego na podstawie tak
przeprowadzonych badań przyjęliby państwo do druku owo doniesienie? Powie ktoś
– tu nie chodzi o naukę, lecz wiarę. O nie! Autorytety medyczne podpisały się
pod zamianą mąki i wody w serce człowieka, czyli cud, a taka przemiana
autoryzowana przez lekarza winna zawierać dowody naukowe nie do
podważenia.
Historia leczenia człowieka wskazuje
nazbyt wyraźnie, że lekceważenie zasady nauki i bezstronności religijnej
prowadziło do tragedii i niewypowiedzianych cierpień. Nie umniejszam strony
duchowej leczenia. Nie mogę jednak walczyć z bioenergoterapeutą, szarlatanem z
Filipin czy Armenii, nie reagując na rozpoznawanie ciężkich psychoz za pomocą
stuły i „leczenie” ich egzorcyzmem. Jeżeli ktoś z Czytelników uważa słowa abp.
Pylaka za prawdę, chętnie podejmę dyskusję (naukową i oparta na EBM !) o
możliwości „bezkrwawych operacji” .
Jeszcze raz podkreślam, nie chce
urazić niczyich uczuć religijnych, ale na litość boską, są obszary gdzie nie
wolno rezygnować ze zdrowego rozsądku. Dla dobra chorego i prestiżu czegoś co
nazywa się cywilizacją.
Będąc na stażu podyplomowym i wędrując przez różne oddziały szpitalne poznałem bardzo wydawałoby się inteligentnego i dowcipnego psychiatrę, z którym prowadziliśmy na dyżurach długie rozmowy, bo sam byłem i nadal jestem żywo zainteresowany problematyką psychiatryczną. Wiem, że ów psychiatra jest osobą wierzącą, zapytałem go więc o egzorcyzmy i co na ten temat sądzi. O zgrozo uważał on, że problem należy do innego magisterium i nie będzie zabraniał walczyć księżom z opętaniami, bo to zupełnie co innego niż choroba psychiczna...Nie udało mi się jednak uzyskać od niego ścisłego rozgraniczenia gdzie zaczyna kończy się choroba a zaczyna opętanie...
OdpowiedzUsuń