niedziela, 21 lipca 2013

„IN VITRO” VERITAS


Zawsze zastanawiał mnie jeden fakt. Otóż prawie codziennie daje się słyszeć lub czytać, że Polska to kraj katolicki, gdzie 95% to ludzie głęboko wierzący i narzucanie im np. Karty Praw Podstawowych to spisek masońsko-liberalno-żydowsko- (tu można wpisać dowolną grupę społeczno- narodową), mający zabić zdrową substancję narodu. Spróbujmy zatem przyjrzeć się temu bliżej. Jeśli istotnie mamy tak wysoki odsetek szczerych wyznawców rzymskiego katolicyzmu, a jak mi wiadomo inne wyznania chrześcijańskie (również Świadkowie Jehowy) odrzucają a priori możliwość aborcji i „in vitro” to pozostanie nam grupa kilkuset tysięcy niewierzących lub wyznających inne bardziej „egzotyczne” religie. Te ostanie (zwłaszcza wschodnie) też odrzucają wspomniane działania. Pozostaje więc doprawdy maleńka grupa radykałów nie wierzących w nic. Ilu z nich jest w okresie prokreacyjnym i na problemy ze spłodzeniem potomstwa? Kilkuset? Kilkudziesięciu? Zapewne mało. Dochodzę więc do konstatacji, że problemy te w moim kraju nie powinny w ogóle istnieć lub stanowić kazuistykę wartą publikacji.  A jednak tak  nie jest. Polacy lubią wybierać z magisterium Kościoła tylko to co im w danej chwili odpowiada (vide współżycie przedmałżeńskie itp.). Wolałbym więc aby w dyskusji nie używano owego argumentu „głębokiej narodowej wiary” , gdyż jest on niezwykle łatwy do obalenia. Dla mnie wiara to zobowiązanie do przestrzegania wszystkich  jej zasad.

Załóżmy, że jestem chrześcijaninem, katolikiem i po podjęciu regularnego współżycia (rzecz jasna dopiero po ślubie) z moją poślubioną w kościele żoną,  bez używania jakichkolwiek środków antykoncepcyjnych za wyjątkiem kalendarzyka i badania śluzu,  nie zostałem obdarzony potomstwem. Wiem wtedy, że Bóg w swej bezgranicznej dobroci i zarazem wszechmocy tak zadecydował i przyjmuję to jako jego wyrok. Jeżeli boli mnie to i jest mi z tym źle poczytuję to za krzyż , który przyszło mi dźwigać na tej ziemi. Czyż nie tak naucza wiara, której wyznawanie powinno być chlubą chrześcijanina?

O problemie aborcji może tylko kilka zdań. Po pierwsze histeryczna walka z antykoncepcją i szermowanie  argumentami o „poniżeniu” kobiety poprzez założenie prezerwatywy budzi mój niesmak i choć może nie powinna, śmiech. Pominąwszy środki wczesnoporonne, konia z rzędem temu kto przekona mnie o istnieniu fundamentalnej różnicy pomiędzy obliczeniem z kalendarzyka momentu „w którym można bezpiecznie”,  a założeniem prezerwatywy.

Po wtóre zgadzam się z argumentem, że blastula , morula czy zygota są etapem rozwoju człowieka. Zarówno ja jak i PT Czytelnicy nimi byliśmy. Jednak moim skromnym zdaniem istnieje chyba różnica pomiędzy kilkudziesięcioma komórkami a dorosłym zwierzęciem powiedzmy z rzędu Primates, które prawdopodobnie tez maja świadomość swego bytu. Te jednak zabijamy bez dyskusji filozoficznych , nie zawsze w szlachetnych celach badań naukowych.

„Obrońcy życia” zyskali (zwłaszcza po upadku komuny) wielu działaczy w osobach ginekologów , którzy do tego okresu wykonywali po kilka aborcji dziennie. Oficjalnie doznali iluminacji niczym Szaweł u wrót Damaszku. Ten jednak usłyszawszy głos Pana i przeistoczywszy się w Pawła wyrzekł się dóbr doczesnych. Może się mylę ale nie słyszałem aby nasi neofici dokonali podobnego czynu. Ich wille i konta pozostały jak mi wiadomo nienaruszone. Ci mniej znani nadal „bezboleśnie przywracają miesiączki” z dobrym zyskiem (proponuję przejrzeć ogłoszenia w bydgoskich gazetach).

Niepłodność jest określona przez ICD-10 (International Classification of Diseases) jako choroba : N97- niepłodność kobieca ; N46 – niepłodność męska.

Powołaniem lekarza jest leczenie choroby. Poniższe cytaty zaczerpnąłem z portalu „Prawda o „in vitro” http://www.informacje.int.pl/in-vitro, będący internetową witryną „Naszego Dziennika”. Kilku cytowanych tam autorów ( a wśród nich prof. Chazan)  powołuje się na fakt, że „Zapłodnienie pozaustrojowe nie jest metodą leczenia niepłodności, jest to metoda obejścia problemu”, gdyż pary pozostają nawet po szczęśliwym rozwiązaniu niepłodne. Trudno się nie zgodzić. Przypomnę jednak może tylko, że powiedzmy taka sobie hemodializa idealnie wpisuje się w ową definicję. Nie wspomnę nawet o leczeniu paliatywnym. Czyste obejście problemu!

Z owego portalu internauta dowie się, że ponad milion żyjących „dzieci z probówki” cierpi na tzw. „Zespół Osoby Ocalonej” . Oprócz nich cierpią na to schorzenie  dzieci, które miały podlec aborcji. Otóż jak czytamy tam: „Skoro rodzice lub lekarz wybrali je do życia, to wydaje się im, że ci sami ludzie mogą zadecydować o tym, kiedy mają umrzeć. I odwrotnie - mogą chcieć same decydować o życiu kolejnego pokolenia.
Dzieciom z Zespołem Osoby Ocalonej trudno jest ukształtować swoją tożsamość. Mogą być niepewne, kim naprawdę są i po co istnieją. Z badań wynika, że osoby te z jednej strony obawiają się śmierci, a z drugiej spodziewają się, iż umrą śmiercią nagłą. Są przekonane, że ich życie nie będzie sukcesem i że będzie bardzo ciężkie. Wierzą, że ostatecznie spotka je jakaś nagła zagłada, a ich życie będzie pasmem udręk i ciężarów
”. Koszmar, nie życie!

Niestety nie mogę zweryfikować tych strasznych doniesień, gdyż nie znam takiego człowieka. Może dlatego, że większość z nich popełniła już samobójstwo nie mogąc pogodzić się z faktem bycia „innym”. Trochę to dziwne, bo w innych źródłach czytałem, że są to raczej normalni ludzie dziś już studiujący i mający własne rodziny.

Dowiadujemy się też, że dzieci poczęte w sposób wspomagany  mogą być ofiarami wielu groźnych zespołów  chorobowych prowadzących do nieuchronnego kalectwa lub śmierci. Jeżeli nawet założymy, że autorzy w sposób uczciwy przedstawili wszystkie doniesienia na ten temat (nie znalazłem tam doniesień mówiących coś przeciwnego), dziwi fakt owej troski. Wszak według „obrońców życia” każde dziecko nawet z ciężkimi uszkodzeniami wykrytymi w czasie życia płodowego, a także z ciąży zagrażającej życiu matki winno się urodzić.

Próżno w owym portalu szukać wypowiedzi osób, które zostały rodzicami w wyniku „in vitro” i maja zdrowe, normalne dziecko. Prosta uczciwość każdego człowieka, a zwłaszcza katolika nakazywałby ich przedstawienie. Może się mylę, ale tak mi się zdaje.

Jakie argumenty świadczą zdaniem twórców portalu przeciw „in vitro” ? Przytoczę je z moim komentarzem:

1. lekceważenie Boga i stworzonych przez Niego praw;

Nie każdy wierzy w Boga chrześcijan lub w ogóle nie wierzy, co (mam nadzieję również w opinii twórców portalu  ) nie odbiera mu godności człowieka i prawa o stanowieniu o sobie
2. wykroczenie przeciwko I przykazaniu Dekalogu poprzez przypisywanie sobie władzy stwórczej ("bezkompromisowa wola posiadania dziecka za wszelką cenę staje się uzurpacją");

Przypomnę , ze Bóg nakazał Pierwszym Rodzicom czynienie sobie ziemi poddanej i rozmnażanie się.  Rozwój nauki i nowe jej możliwości są realizacją owego nakazu.
3.  traktowanie ciała ludzkiego, będącego świątynią Ducha Świętego, wyłącznie jako zespołu narządów przeznaczonych do dowolnych manipulacji (nie każdy sposób reprodukcji jest godny człowieka);

Jak w punkcie 1.
4. ujmowanie życia ludzkiego w kategoriach hodowli degraduje człowieka do rzędu istot nierozumnych

Moim zdaniem rozwój człowieka w łonie matki z własnego materiału genetycznego nie jest hodowlą, zaś takie stawianie problemu jest obrazą ludzi myślących inaczej nisz redaktorzy „Naszego Dziennika”

5. desenzytyzacja, czyli uniewrażliwienie ludzkiego sumienia, daltonizm etyczny;

Czy miłość i pragnienie posiadania dziecka jest sprzeczne z sumieniem i etyką? Z moją nie.
6. brak poszanowania wolności poczętego dziecka, jego autonomii, osobowej niepowtarzalności, prawa do miłości od poczęcia;

Nie wiem o co chodzi z wolnością dziecka. Szczerze mówiąc też nie miałem okazji zapytać mojej córki przed jej poczęciem czy chce się urodzić. Czy dziecko z probówki nie jest niepowtarzalne? Czy rodzice w czasie 9 miesięcy ciąży i późniejszego życia odmówią owemu upragnionemu dziecku miłości , ponieważ jest „in vitro”?

7. dewaluacja aktów małżeńskich poprzez rozerwanie jedności dwóch zasadniczych celów współżycia seksualnego, tj. wyrażania miłości i przekazywania życia;

Czy każdy akt seksualny człowieka kończy się poczęciem? Czy rodzice oczekujący dziecka „in vitro” przestają się kochać?
8. naruszenie jedności i wierności małżeńskiej, zwłaszcza przy zapłodnieniu nasieniem dawcy

Wydaje mi się, że wierność małżeńska jest pojęciem dotyczącym uczucia do obcego człowieka i współżycia pozamałżeńskiego, a  nie  nasienia, którym zapłodniono sztucznie kobietę. W tym momencie dziecko jest „w połowie” małżeństwa. Dziecko adoptowane jest genetycznie obce.
9. deprecjacja powołania małżeńskiego i rodzicielskiego

Wręcz przeciwnie to jego realizacja, tylko za pomocą metod jakie zapewnia współczesny rozwój cywilizacyjny.

Można dyskutować o „nadliczbowych” zarodkach. To jest problem i z tym się zgadzam. Jednak przypomnę, że wiele zarodków podlega samoistnemu poronieniu przy całkowitej niewiedzy partnerów. Moim zdaniem należy dążyć do doskonalenia metod „in vitro” , które zapewnią być może zmniejszenie lub wyeliminowanie „nadliczbowych” embrionów. Tylko nauka nieskrępowana przez ideologię jakiejkolwiek maści może doprowadzić do owego celu który Bóg nakazał Adamowi i Ewie. Człowiek ma wolną wolę, którą jak chcą wierzący dał im sam Bóg. Niech wiec wybierają to co im nakazuje sumienie. Państwo powinno moim zdaniem pomagać chorym, a niepłodność jest chorobą dla niektórych gorszą od raka. Bowiem na raka się umiera zostawiając potomstwo, często będąc trzymanym za rękę przez syna czy córkę. W przypadku niepłodności nie zostawia się swojego śladu na ziemi. Tę ostatnią uwagę polecam szczególnemu przemyśleniu czytelnikom „Naszego Dziennika”     

 

 

3 komentarze:

  1. Dzien dobry,
    Czesto zastanawialem sie jaki jest pozytek - albo wrecz sens - prowadzenia bloga ? Dzielenia sie swoimi przemysleniami i opiniami z innymi, szczegolnie, ze tych innych moze byc bardzo malo albo moze ich nie byc wcale. Ale dzieki Pana blogowi takowy sens jednak odnajduje. Sam bedac w wyksztalcenia .. no wlasnie kim ? Zawsze mam problem z podaniem zawodu.. naukowcem ?; pracownikiem naukowym PAN ? No brzmi to dziwnie. Fizykiem materialoznawca ? No to juz zakrawa na megalomanie :) mniejsza o to. Czytajac Pana felietony (tak bym je nazwal) odnosze, przyjemne nie przecze, wrazenie ze mysle bardzo podobnie i miewam podobne dylematy a nawet podobnie formuluje odpowiedzi na nie.
    Tyle, ze brak mi wiedzy medycznej, doswiadczenia, ktore w praktyce moze zdobyc tylko lekarz. Tym samym nie majac czasu aby doszkolic sie chocby z bilogii na wyzszym poziomie swych pogadow nie moge krytycznie zweryfikowac i ... mam jeszcze wieksze dylematy. :)
    Ale nie samymi dylematami zycje czlowiek :)
    Dziekuje natomiast, ze chce sie Panu napisac tych kilka zdan, pokazac punkt widzenia lekarza. Podziwiam tez jasnosc i profesjonalizm wywodow. To rzadka cecha. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję, to bardzo miłe słowa. Długo zastanawiałem się nad blogiem, ale postanowiłem troszkę zapalić ów kaganek oświaty medycznej. Proszę popularyzować bloga jeśli uzna Pan go za interesujący. Jestem chirurgiem (to rzemieślnicy) pracuję również naukowo w CM UMK. Pozdrawiam
    WS

    OdpowiedzUsuń
  3. Bloga uważam za najlepszego ze wszystkich jakie widziałem (czytałem) a dotyczyły tematyki medycznej. Popularyzuje go wśród znajomych od kiedy na niego trafiłem. Także pracuje naukowo - w instytucie PAN. Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń