środa, 10 lipca 2013

MOJE KOŃCE ŚWIATA


Tekst ten piszę 22.12.2012 wieczorem, gdy już jesteśmy pewni, że koniec świata nie nastąpił. Cały niepokój wynikał z tego, że znane kalendarze Majów kończyły się na dniu wczorajszym. Mam swoją teorię, co to tego faktu. Otóż jak wiadomo konkwistadorzy hiszpańscy służąc Bogu i Filipowi II wywozili skarby z Nowej Ziemi, zabijając opornych tubylców (tych, których nie zdołali zamordować, zabiły epidemie zawleczone z Europy) i co najważniejsze nawracać ocalonych na jedynie słuszną wiarę. Aby nie ostały się żadne zapisy tamtej wysokiej kultury (patrz budowle!), gdyż jak mawiali starożytni littera scrpita manet, palono je zawzięcie i niszczono. Pomysł ten jakieś 370 lat później podchwycił pewien malarz w Niemczech. Zatem do dziś przetrwały tylko cztery kodeksy Majów; co najmniej 27 ksiąg hieroglificznych zostało spalonych przez biskupa Diego de Landa podczas auto da fe w mieście Mani, 12 lipca 1562 roku, jak sądzę ad maiorem Dei gloriam. Kto wie czy podobny los nie spotkał kalendarzy na obecne czasy?

Za mego życia końców świata ogłaszano kilka. Jakieś 15 lat temu odwiedził mnie świadek Dobrej Nowiny, uświadamiając mi, że żyjemy w okresie „końca czasów” czy jakoś podobnie. Jakby nie było koniec się zbliża. Oczywiście jak powiadał, jeśli przejdę jego kościoła to nie tylko przeżyję, ale też spotkam wkrótce zmarłych krewnych, ( o czym rozmawiałbym z pradziadkiem, którego znam tylko ze zdjęć?). Ów koniec - dalibóg nie pamiętam czemu – był jakoś powiązany ze śmiercią ostatniego człowieka, który pamięta I Wojnę Światową. Wydaje mi się, że nie ma już ludzi, którzy owo wydarzenie świadomie kojarzą. Czyżby kłamał? Tuż przed Sylwestrem 1999 sąsiadka spytała żonę czy dokonała zakupów mąki, soli, kaszy i innych rzeczy niezbędnych w „dniach ostatnich”. Żona odparła, że nie, gdyż jeśli takowy koniec istotnie nastąpi, nie będą one już potrzebne. Chyba nie spotkała się ze zrozumieniem.

Tyle może humoru i satyry. Ostatni „koniec świata” dla większość był obiektem żartów, czy podstawą scenariusza spotów reklamowych. Jednak dla wcale nie małej liczby ludzi zjawisko nosiło znamiona prawdopodobieństwa. Zamykali się w „kapsułach przetrwania” lub zwracali się o „ratunek” do duchowych guru, obiecujących bezbolesne przejście do „innych światów”. Nawiasem mówiąc dokładnie to samo obiecują wszystkie religie, zazwyczaj po śmierci indywidualnej a nie masowej zagładzie jak w przypadku „końca świata”. Owi guru „zabezpieczają” majątek wiernych, który i tak nie będzie im już potrzebny. Tam bowiem,  gdzie idą wszystko już jest przygotowane, a jakieś zielone czy innego koloru papierki nie mają znaczenia. Jest mały problem, dzień po „końcu świata”, ów wygląda jak dotychczas, a bankomat pokazuje „brak środków”. Lecz cóż wiara zawsze wymagała ofiar.

Zawsze zastanawiałem się na czym polega fenomen wiary. Nie tak dawno w Radio Maryja usłyszałem felieton, gdzie zawarto takie owo treści. Cytuję z pamięci. „Oddalanie się od wiary chrześcijańskiej powoduje, że młodzież zwraca się ku irracjonalnym wierzeniom”. Chwila, pomyślałem, chyba źle usłyszałem. O ile jednak zrozumiałem intencję cytowanego w felietonie hierarchy to ciąża dziewicy, czynienie cudów w tym wskrzeszenie człowieka oraz śmierć zakończona zmartwychwstaniem noszą znamiona racjonalności. Każda wiara jest irracjonalna per se. Dla człowieka spoza kultury judeochrześcijańskiej lub kogoś np. z Marsa pryncypia religii katolickiej są co najmniej dziwne. Nie wiem czy łatwo uwierzyć, że ciało człowieka, który umarł 2000 lat temu jest noszone po ulicach w święto Bożego Ciała, w postaci mąki upieczonej z wodą. Zawsze bawiły mnie komentarze do artykułów Dawkinsa, Hitchensa czy innych ateistów w tym i - toutes proportions gardées – moich, ludzi którzy z pewną wyższością patrzyli na głupków, którzy nie mając pojęcia o teologii wypisywali brednie w stylu, że dziewica nie może zajść w ciążę. Zawsze zalecali lekturę pewnych książek np. prof. Hellera, czy innych myślicieli chrześcijańskich. No cóż zadałem sobie trud przeczytanie niektórych i pewnie nic nie zrozumiałem (trudno się dziwić…) bo nadal uważam, że jeśli ktoś umrze to już nie zmartwychwstaje. Ale czy głęboka znajomość teologii daje wiarę? Czyż trzeba znać się na modzie, aby powiedzieć komuś, że jest nagi, cytując, słynną „odpowiedź dworzanina”.

Czemu ludzie wierzą w brednie o końcu świata? Sądzę, że odpowiedzią jest poziom edukacji oraz dysonans poznawczy między nauczaniem biologii, chemii, fizyki, a religii. Czy można przyjmować wydarzenia biblijne jako prawdę? Ot choćby potop? Oto Noe zebrał wszystkie gatunki zwierząt do arki, ocalając tym samym życie na Ziemi. Pominąwszy zagadnienie chowu wsobnego (było po jednej parce), młody człowiek może zastanowić się nad tym jak mu się to udało. Do dziś odnajdywane są nieznane gatunki żab czy ptaków. Nie wspomnę o problemie transportu zwierząt polarnych w okolicę budowy arki.

Każda religia karmi się strachem przed śmiercią, przed końcem tego co jedynie znane, piękne i cudowne czyli życia. Nawet jeśli jesteśmy we więzieniu chcemy żyć. I nagle ktoś nam obiecuje „kapsułę przetrwania” lub „statek kosmiczny do nieba” -  zasady wiary. Tymczasem tam już nie będzie nic. Wrócimy do stanu, w którym byliśmy przed urodzeniem. Do nicości, niebytu. Pięknie ujął to Richard Dawkins we wstępie do „Rozplatania tęczy”: 

"Umrzemy, i to czyni z nas szczęściarzy. Większość ludzi nigdy nie umrze, ponieważ nigdy się nie narodzi. Ludzi, którzy potencjalnie mogliby teraz być na moim miejscu, ale w rzeczywistości nigdy nie przyjdą na ten świat, jest zapewne więcej niż ziaren piasku na arabskiej pustyni. Wśród owych nienarodzonych duchów są z pewnością poeci więksi od Keatsa i uczeni więksi od Newtona. Wiemy to, ponieważ liczba możliwych sekwencji ludzkiego DNA znacznie przewyższa liczbę ludzi rzeczywiście żyjących. Świat jest niesprawiedliwy, ale cóż, to właśnie myśmy się na nim znaleźli, ty i ja, całkiem zwyczajnie.
Należymy do nielicznych, którzy na tej loterii narodzin trafili szczęśliwy los. Jak można w tej sytuacji mieć czelność skomleć na myśl o nieuchronnym powrocie do stanu, z którego tak wielu nigdy nie miało szansy wyjść?
Zapewne są od tej reguły jakieś wyjątki, ale podejrzewam, że wielu ludzi tak mocno uczepiło
się wiary nie dlatego, iż daje im ona pocieszenie, ale z powodu nacisków wychowawczych, jakim byli poddani, i z tego także względu, że wciąż nie uświadomili sobie, że niewierzenie jest również możliwym wyborem. Bez wątpienia dotyczy to także tych, którzy uważają siebie za kreacjonistów — ich po prostu nie nauczono wspaniałej Darwinowskiej alternatywy. Podobnie można podejść do uwłaczającego człowieczej godności mitu o „potrzebie” religii. (…) pewien antropolog (…) zacytował Goldę Meir, która, spytana kiedyś, czy wierzy w Boga, odpowiedziała: „Wierzę w Żydów, a Żydzi wierzą w Boga”. Antropolog zaproponował własną wersję — „Wierzę w ludzi, a ludzie wierzą w Boga”, stwierdził. Ja wolę jednak mówić, że wierzę w ludzi, a ci, gdy tylko zachęci się ich do myślenia i umożliwi dostęp do wiedzy, bardzo często decydują się nie wierzyć w Boga i wieść spełnione, satysfakcjonujące i naprawdę wyzwolone życie" .

Luois Bogres,  genialny Argentyńczyk jako poeta ujął to samo mową wiązaną:
Nie będzie w nocy gwiazd.
Nie będzie nocy.
Umrę, a wraz ze mną nie do zniesienia wszechświat.
Zetrę piramidy, medale, kontynenty i twarze.
Zetrę nawarstwienia przeszłości.
Historię obrócę w proch.
Proch w proch.
Widzę ostatnią chwilę.
Słyszę ostatniego ptaka.
Nikomu zostawiam nic
.”

To jest moja wiara. Tu na tym padole czynić dobro drugiemu człowiekowi jako jedyny wykładnik czegoś, co inni nazywają bogiem.

 

4 komentarze:

  1. Amen- chcialoby sie dodac:) Ucieszylem sie na cytat Dawkinsa, bo to jeden z najpiekniejszych jaki wyszedl spod jego piora/klawiatury! Byl mi niesamowitym wsparciem kiedy zegnalem mego Tate pokonanego przez raka. Pyta Pan, czy gleboka znajomosc teologii daje wiare? Tak sie sklada, ze znam paru teologow (lub przynajmniej tak sie tytulujacymi) i obserwuje taka zaleznosc: im wiecej taki teolog wie, im wiecej uzywa rozumu w rozgryzaniu "prawd" wiary, tym mniej tej wiary w nim samym...Podziwiam cierpliwosc w nasluchiwaniu Radia z Torunia:)
    P.S. Artykuly medyczne swietne! Kazdy czytam ze szczegolnym zainteresowaniem!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję. Obiecuję kilkadziesiąt medycznych
    Proszę propagować je wśród swoich znajomych. Pozdrawiam
    WS

    OdpowiedzUsuń
  3. Juz propaguje:) Ostatnio dolaczyla kolezanka z pracy:) Dzis polecilem innej znajomej. Ostatnie wpisy o przewodzie pokarmowym czytalem akurat w pracy podczas przerw konsumujac kanapki. Musialem nieco wylaczyc na te chwile swa wyobraznie...;D
    Taka niesmiala propozycja z mej strony, jesli mozna:) Mowi sie o Polakach, ze to hipochondrycy. I cos w tym jest skoro apteki niemal na kazdej ulicy, w TV co chwila az do znudzenia reklamy medykamentow. Podobno tez kazdy Polak "zna sie" na medycynie i polityce. Stad moja prosba: moze Pan jako specjalista zechcialby obalac w swych ciekawych artykulach wiele mitow, jakie narosly w zwiazku z naszym zdrowiem lub jego brakiem.
    Rowniez pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Będzie i o tym, ale durnota niektórych ludzi jest porażająca - patrz felieton Ortaliony. Z tego typu ludźmi nie ma rozmowy. Szczepionki wywołują autyzm, raka się nie leczy bo "dostanie powietrza" itp. Szkoda słów czasami. Ale dzięki napiszę o tym tez

    OdpowiedzUsuń